piątek, 20 listopada 2015

Epilog

„Każdy związek jest podróżą,
 a podróż bez ryzyka nie istnieje,
 najlepsze co możemy zrobić,
 to znaleźć sobie towarzysza,
 z którym chciałoby się ją odbyć.”
Dwa lata później…
Stoję przed drzwiami. Tak stoję, co prawda wsparta na czyimś ramieniu ale stoję. Serce wali mi jak młotem ale jestem szczęśliwa. Nie liczy się teraz nic oprócz tego, żeby przebyć dystans około dwudziestu metrów. No i mam pomoc mężczyzny, który cały czas mocno trzyma mnie pod ramię dbając aby nic mi się nie stało. Czego nauczyłam się w ostatnim czasie? Tego że warto wybaczać. Choć może być to trudne, ba, właśnie takie jest, to warto. Bo czasem dzięki temu w naszym życiu zachodzą takie zmiany o jakich nigdy byśmy nie marzyli. Spełniają się marzenia. Ile razy oglądając łzawy film i cichutko szlochając myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Ile razy marzyłam, żeby stać się bohaterką filmu tylko na ten jeden moment. Na tą jedną chwilę, poczuć się jak księżniczka spotykająca swojego księcia. Poczuć te motylki w brzuchu o których tyle się mówi. Spojrzeć w czyjeś oczy i zobaczyć w nich swoje odbicie. Zatonąć w tych upragnionych tęczówkach. Spleść palce z palcami tej drugiej osoby. Osoby, bez której nie można już wyobrazić sobie dalszego życia. Wiedząc, że bez niego to już nie życie, to tylko marna egzystencja. Wybaczyć… czasami tak niewiele, a czasami tak wiele. Co można wybaczyć? Zdradę? Oszustwa? Tak, to właśnie można wybaczyć, nie mówię oczywiście, że jest to łatwe… A czy można wybaczyć komuś, kogo przez wiele lat obwiniało się o zniszczenie życia? Czy można o tym najzwyczajniej zapomnieć? Nie… ale można spróbować to naprawić. Bo właśnie wtedy, nie rozpamiętując przeszłości można skupić się na teraźniejszości. Ja wybaczając zyskałam wiele. Kto wie czy nie całe życie. Tak właśnie czuję się w tej chwili. Czuję jakbym zaczynała coś zupełnie nowego. Piękniejszego i szczęśliwszego. Dla mnie wybaczenie stało się kluczem do szczęścia. Właśnie teraz zaczyna się moja bajka. Jaki będzie koniec? Tego nie wie nikt, ale choć ktoś może mi mówić, że ten dzień jest końcem, ja wiem, że jest początkiem. Dlaczego? Bo nie rozpamiętuję przeszłości. Bo żyję teraźniejszością. I jeżeli tylko mogę, staram się aby wokół mnie były tylko te wybrane osoby….
Tak więc wracając do chwili obecnej… stoję. I czekam. Czekam na sygnał. Mam na sobie białą długą sukienkę. Żadnych szpilek, ledwo idę w normalnych trampkach, które skutecznie ukrywa moja kreacja. W prawej ręce trzymam kule, której tak bardzo nie chciałam tu dziś brać ale w końcu ustąpiłam. Lewą trzymam ramie mężczyzny po czterdziestce. Odwracam się i widzę, że on także mi się przygląda. Widzę niebieskie tęczówki, takie same jak moje. I choć kiedyś nie potrafiłabym sobie wyobrazić tej chwili, teraz właśnie stoję w drzwiach kościoła a obok mnie stoi mój tata.
- Już czas, córeczko.
Skinęłam głową i ruszyliśmy. Pomału. Powiedziałabym, że idę jak kaleka ale jestem kaleką. Jeszcze. Ale już w coraz mniejszym stopniu. To już się nie liczy bo widzę jego. Jestem daleko ale już widzę, jego szeroki uśmiech. Po drodze mijam mnóstwo ludzi, którzy są wpatrzeni właśnie we mnie. Ale ja w drugiej ławce dostrzegam tę osobę, której szukam. Jest uśmiechnięty. Też jest szczęśliwy, tak samo jak ja. Mój przyjaciel. Na dobre i na złe. Chyba nie wspomniałam, że to także poniekąd moja zasługa, że on jest teraz szczęśliwy? Bo dzięki mnie poznał dziewczynę, którą widzę teraz u jego boku. Widzę jej promienny uśmiech i robi mi się ciepło na sercu. Carina. Może właśnie dlatego, musiałam wylądować w Austrii? Dlatego aby on mógł tam poznać ją… Gdy wreszcie jesteśmy u celu, u mojego boku ojca zastępuje Stefan. Czy mówiłam, że wcześniej serce waliło mi jak młotem? W takim razie co działo się ze mną teraz? Choć chcę zapamiętać tę chwilę z najdrobniejszymi szczegółami, to wiem, że przez stres tak się nie stanie.

„Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest, albo jej nie ma.”

______________________________________
No i nadszedł koniec. Długo myślałam o końcu tej historii ale gdy nadszedł ten moment trudno było mi dodać epilog. Mimo wszystko zżyłam się z bohaterami i z Wami! Chciałabym podziękować tym, którzy wytrzymali tu ze mną do końca, należą Wam się wielkie podziękowania <3 Tak jak już kiedyś wspominałam z końcem tego opowiadania zacznie się nowe. Za tydzień tutaj pojawi się prolog :) 
Dziękuję Wam jeszcze raz z całego serca! 

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 18

„Szczęście jest motylem: próbuj je złapać, a odleci.
 Usiądź w spokoju, a ono spocznie na Twoim ramieniu.”
Wiosna…
Lato…
Jesień…
A ja choć mój stan fizyczny znacznie się polepszył, nadal nie mogłam nawet pomarzyć, żeby stanąć na nogi. Moim stałym środkiem transportu stał się wózek, dzięki któremu nie byłam już całkiem uwięziona w szpitalnej sali. Choć zimą przemieszczanie się znacznie utrudniał mi śnieg, miałam niezawodną pomoc. Stefan dbał o to, żebym nie odczuwała żadnego dyskomfortu, choć jak wiadomo było to niemożliwe. Jedno jednak musiałam przyznać – Austria zimą, wyglądała prześlicznie. Długo zastanawiałam się czy na pewno dobrym pomysłem jest zostanie tutaj na okres świąteczny. Tęskniłam za domem jednak w końcu uległam namowom i postanowiłam zostać. Był to mój ulubiony czas w ciągu roku więc z radością obserwowałam jak wszędzie pojawiały się świąteczne ozdoby i kolorowe lampki. Uległam także w sprawie spędzenia Świąt w domu rodzinnym Stefana chociaż na to było mi jeszcze trudniej wyrazić zgodę. Austriak kategorycznie nie chciał nawet słyszeć o odmowie a w klinice odwiedziła mnie nawet jego matka, która okazała się bardzo ciepłą osobą. Po jej zapewnieniach, że będzie im bardzo miło, jeśli będą mnie mogli gościć w swoim domu zgodziłam się. Wiedziałam, że mogę być problemem jednak w głębi serca wiedziałam, że chcę te dni spędzić w domu państwa Kraft. Nie zgodziłam się tylko na jedno. Stefan zapewniał, że sam zajmie się prezentami dla rodziców jednak tu okazałam się nieustępliwa i powiedziałam, że na zakupy musimy wybrać się razem. Zawsze sprawiało mi to ogromną przyjemność i mój ukochany widząc moją dziecięcą radość musiał się zgodzić. Siedząc na wózku pchanym przez Stefana oglądałam z zafascynowaniem nie tylko same świąteczne dekoracje ale i śmiejących się ludzi zaaferowanych zakupami jednak bardzo szczęśliwych. Gdy mijaliśmy stoisko z suszonymi owocami musieliśmy przystanąć gdyż ten zapach od dziecka zawsze kojarzył mi się z domem i świętami. Koniec końców skończyłam z woreczkiem owych owoców, których zapachem rozkoszowałam się resztę zakupów. Podziwiałam Stefana za jego zdecydowanie w dobieranie prezentów. Wszystko miał dokładnie przemyślane i wiedział do jakiego sklepu wejść po odpowiedni prezent. Przynajmniej w tym wypadku okazałam się przydatna, gdyż spokojnie mogłam trzymać paczki z niespodziankami dla bliskich, wśród których znalazły się także podarki dla mojej rodziny i przyjaciół. Pozostawał mi jednak wciąż problem jak kupić prezent Stefanowi będąc na zakupach z nim… stwierdziłam, że zajmę się tym później gdyż do gwiazdki zostało jeszcze kilka dni. Tu pomocna okazała się jego mama. Ku mojej radości sama zaproponowała pomoc i udała się na zakupy zapewniając mnie, że kupi dla swojego syna to co wybrałam dla niego będąc z nim w centrum handlowym. Celem padł srebrny brelok do kluczy z wygrawerowanym napisem. Po jednej stronie widniał napis: „Agata & Stefan” a po drugiej „You makes my dreams come true”.
Choć oczywiście prezenty bliskim wolałabym wręczyć osobiście musiałam zadowolić się pocztą. W wigilię zaś rozdzwoniły się telefony, gdyż każdy chciał każdemu złożyć życzenia. Ucieszyłam się gdy mogłam usłyszeć głosy moich bliskich jednak chyba najwięcej radości sprawił mi telefon od Maćka.
-Czyś ty oszalała? Jeszcze mi tu prezenty będziesz wysyłać po tym jak nie odwiedzałem cię przez chyba trzy miesiące? – mówił śmiejąc się.
- Jak mogłabym nie wysłać prezentu tobie? No komu jak komu ale tobie? – sprawiało mi radość słuchanie jego udawanego oburzenia.
- Będzie rewanż! Poczekaj aż się spotkamy na Turnieju Czterech Skoczni! Bo oczywiście zakładam, że będziesz.
- Będę, będę. Z resztą bardzo chętnie z tobą porozmawiam!
- Mam się bać?
- Niekoniecznie – zaśmiałam się – chyba, że chcesz odpowiedzieć na moje pytanie teraz?
- Boję się zgodzić ale dawaj!
- Miałeś może ostatnio jakiś kontakt z Cariną? – spytałam niewinnym głosikiem.
- Skąd to pytanie? – wyraźnie się obruszył czyli trafiłam!
- Wiedziałam! Nie kłam! Przecież cię znam – mówiłam śmiejąc się – ślepy by nie zauważył tych spojrzeń jak mnie jeszcze odwiedzałeś, no a później tak mnie ciekawiło z kim ona tyle rozmawia!
- Nie zastanawiałaś się nad karierą detektywistyczną? – oczami wyobraźni widziałam jego obecny wyraz twarzy… rozbawiony a zarazem lekko zdegustowany.
- Tym zajmuję się hobbystycznie – nie potrafiłam chować szerokiego uśmiechu, który wykwitł na mojej twarzy.
- Tak więc, nie muszę udzielać odpowiedzi na dalsze pytania?
- Hmm… myślę, że co chciałam wiedzieć już wiem a reszty i tak dowiem się jak się spotkamy.
- W takim razie jeszcze raz wesołych świąt i kochana… stanięcia na nogi.
- Dziękuję, a tobie przede wszystkim, żeby wybranka serca wytrzymywała z twoimi humorkami – musiałam się z nim troszkę poprzekomarzać – no i sukcesów! Przekaż też życzenia Kubie!
- Hahaha, bardzo śmieszne. Lecę, bo za chwilę zaczynamy wyżerkę.
- No tak… gdzie tam rodzinna atmosfera… żarcie najważniejsze! – oboje wybuchliśmy śmiechem i rozłączyliśmy się.
Podczas kolacji, ku mojemu zaskoczeniu wcale nie było drętwo. Wszyscy zachwalaliśmy potrawy przygotowane przez Panią Kraft i rozmawialiśmy na wszystkie tematy. I choć były to moje pierwsze święta bez najbliższych, czułam, że grono najbliższych troszkę się powiększyłam i w reakcji na to, jak traktowali mnie tutaj ja także traktowałam ich jak rodzinę. Gdy wreszcie nadeszła pora na prezenty, drżącymi rękami ot wierzyłam pudełeczko, które nie trudno było się domyślić było od Stefana. Gdy uchyliłam wieko moim oczom ukazała się prześliczna bransoletka z zawieszką. Zaniemówiłam a w moich oczach pojawiły się łezki szczęścia. Austriak podszedł i zapiął mi ozdobę na nadgarstku wtedy dostrzegłam, że chyba oboje nie mogliśmy się oprzeć oklepanemu grawerowaniu bo na zawieszce także widniały cieniutkie literki „You are my sun, my moon and all my stars”.  Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi a gdy mnie objął a nasze usta połączyły się w pocałunku moje szczęście się dopełniło. Nie liczyło się to, że byłam na wózku, nie liczyło się nic oprócz tego, że jesteśmy razem i się kochamy.
***
No i nadeszła pora tak wyczekiwanego momentu w sezonie. Turniej Czterech Skoczni czyli rywalizacja na najwyższym poziomie. Spekulacje były różne. Jedni obstawiali, że zwycięzcą zostanie ostatni zdobywca Kryształowej Kuli czyli Peter Prevc inni zaś uważali, że nieprzerwana passa zwycięstw Austriaków nie może się zakończyć jeszcze inni widzieli triumfującego Severina Freunda, który wciąż prezentował wspaniałą formę. I choć byli także wielbiciele Simona Ammanna, którzy życzyli mu zwycięstwa sami ze smutkiem przyznawali, że Szwajcar nie ma wielkich szans na wygraną. Nie zapomniano także o Kamilu, którego szanse wcale nie były małe. A ja do której grupy się zaliczałam? Powiedziałabym, że do każdej po trochu. Przysłuchiwałam się rozmowom ludzi wokół i stwierdzałam, że większość z nich ma rację! Pod skocznią w Oberstdorfie towarzyszyły mi ogromne emocje nie tylko ze względu na otwarcie Turnieju ale na spotkanie Polaków, za którymi tak się stęskniłam.
Siedziałam i ze spokojem przyglądałam się rozgrzewce Austriaków, z którymi przybyłam na miejsce. Pogoda choć może nie zachwycała była znośna i jak to mówił Gregor – mogło być gorzej. Wpatrywałam się akurat w rozemocjonowanych  Stefana i Michaela, których energia najwidoczniej rozpierała a ja przysłuchując się ich wymianie zdań nie mogłam powstrzymać wkradającego się uśmiechu. Nagle w jednej chwili nastała ciemność a ja zorientowawszy się, że ktoś zasłonił mi dłońmi oczy zaczęłam po omacku zgadywać kto za tym stoi. Ten jednak sam nie wytrzymał, a gdy usłyszałam ten śmiech, który poznałabym wszędzie z moich ust wydobył się okrzyk oznaczający tylko tę jedną osobę. Maciek! W jednej chwili tkwiłam już w jego silnych objęciach a niekontrolowany, szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Gdy otworzyłam oczy widziałam Stefana, był szczęśliwy widząc moją dziecięcą radość a spokojnie mogłam cieszyć się chwilą spędzaną z przyjacielem. Kiedy wyswobodziłam się z jego objęć zobaczyłam, że cały promienieje. Zawzięcie zaczął czegoś szukać w torbie przewieszonej przez ramię aż wreszcie znalazł to czego szukał. Z wyrazem triumfu na twarzy wyciągnął paczkę a wtedy zorientowałam się, że udawał z tym szukaniem bo akurat czegoś takiej wielkości nie da się szukać w torbie.
- Tak jak mówiłem! Rewanż. Wszystkiego najlepszego, trochę po świętach ale prezent musi być – mówił pełen entuzjazmu, wręczając mi prezent.
Otworzyłam pudełko a w środku ujrzałam dwie rzeczy. Zabrałam się za tą miękką. Wzięłam w ręce miękki materiał a moim oczom ukazała się czarna bluza z napisem „NAJWIĘKSZY KIBIC KOCURA”. Gdy tylko to zobaczyłam zaczęłam się śmiać i ponownie musiałam uściskać mojego „Kocura”. Drugim prezentem okazał się list w butelce ale gdy już planowałam odkorkowanie butelki Maciej wyrwał mi ją z ręki i przecząco pokręcił głową.
- Otwórz dopiero po całym Turnieju.
- Całym?! Masz na myśli po wszystkich czterech konkursach? – wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
- Doskonale się rozumiemy – odparł z szerokim uśmiechem.
- Ale ja nie wytrzymam! – próbowałam walczyć.
- Musisz – stwierdził wrednie się uśmiechając. Zabrał mi moje otrzymane właśnie prezenty i schował do pudełka – nacieszyłaś się a teraz konfiskuję i idę dać Stefanowi na przechowanie.
„Od kiedy to tak zakumulował się ze Stefanem?” – myślałam patrząc jak chłopak kieruje się w stronę Austriaków. Gdy tylko Maciek się oddalił podszedł do mnie Kamil, Piotrek, Dawid, Janek i Ewa. Wszystkich wyściskałam po czym wrócili do swoich obowiązków a ja zostałam z Ewą. Naprawdę się za nią stęskniłam, za rozmowami z nią i za tym jej spojrzeniem, którym czytała z ludzi jak z książki. Teraz wiedziałam czego brakowało mi w Austrii. Towarzyszki, z którą mogłabym spytać o radę lub najzwyczajniej poplotkować. Kiedy wyjechałam mój kontakt z Magdą i Ingą zdecydowanie osłabł a z samą Ewą udało mi się porozmawiać zaledwie dwa razy. Dlatego tak dobrze i całkowicie swobodnie czułam się teraz w jej towarzystwie. Przegadałyśmy cały konkurs oczywiście nie zapominając o kibicowaniu. Pierwszy konkurs zdominował Gregor, nerwy nie opuszczały jednak kibiców do ostatniego skoczka, którym był Peter Prevc. Słoweniec przegrał jednak z Austriakiem o 1,2 punktu. Trzecie miejsce zajął Severin Freund a zaraz za nim uplasowali się kolejno Kamil i Stefan. Oboje nie byli do końca zadowoleni gdyż wiedzieli, że stać ich było na więcej ale wiedzieli, że jeszcze mogą coś pokazać.
Zgodnie z kolejnością następnym miejscem goszczącym najlepszych skoczków świata było Garmisch – Partenkirchen. Tutaj zaś najlepszy okazał się Kamil, który wyprzedził Simona Ammanna o zaledwie 0,8 punktu, na najniższym stopniu podium zagościł Stefan. Zaraz za nim znaleźli się Prevc i Wellinger. Po dwóch konkursach nikt nie wiedział czego spodziewać się w austriackim Innsbrucku. Kibice jak zwykle przywitali zawodników na najwyższym poziomie. Widok był nie do opisania. A ja tak jak podczas poprzednich konkursów siedziałam z Ewą i trzymając zawzięcie kciuki kibicowałyśmy. Ona oczywiście Kamilowi a ja sama nie wiedziałam komu.  Dla mnie mogliby podzielić się zwycięstwem i wszyscy byliby zadowoleni. Już początek konkursu nie zapowiadał się dobrze, ze względu na warunki pogodowe. Zawody zostały więc przesunięte o pół godziny. Ogólna nerwówka ogarniająca zawodników, sztaby szkoleniowe jak i kibiców dawała się wyczuć zapewne kilometry od skoczni. Pogoda stała się jednak przychylna i zawody mogły odbyć się bez przewidywanych wcześniej problemów. Jakaż była moja radość gdy na najwyższym stopniu podium zobaczyłam naprawdę szczęśliwego Stefana. Wiedziałam, że to zwycięstwo wiele dla niego znaczy a to wciąż nie wykreślało go z walki o całkowite zwycięstwo. Na drugim miejscu stanął Kamil a na trzecim Gregor. Zaraz za podium znaleźli się Michael i Peter. Zaraz po dekoracji panowie przybiegli do nas rozemocjonowani i chwycili nas w objęcia. Byłam taka szczęśliwa czując jego szczęście. Emocje były tak wielkie, że czułam, że w tej chwili mogłabym rzucić wózkiem i stanąć na nogi ale nie miałam przy sobie nawet kul więc zostawało mi radować się razem z nim. Jego radość była tak wielka jakby już wygrał cały turniej a walczył o nie między innymi z Kamilem.
Ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Miałam przeczucie, że to będzie dobry dzień nie do końca wiedząc dlaczego. Stwierdziłam jednak, że nie chcę tam być na wózku. Poprosiłam więc abym mogła przesiąść się na skoczni na ławkę a mieć przy sobie kule. Chciałam siedzieć jak każdy inny i móc wstać trzymając kciuki za ukochanego. Tak jak chciałam tak się stało. Siedziałam cała w nerwach razem ze stale towarzyszącą mi Ewą. Ona trzymała kciuki za Kamila, ja za Stefana, choć gdyby zwycięzcą został ten pierwszy byłabym równie szczęśliwa.
Siedziałam i rozmawiałam z Maćkiem gdy podszedł Stefan.
- Mogę na chwilę?
- Pewnie, już Ci ją zostawiam – powiedział Maciek uśmiechając się.
- Poczekaj! – krzyknęłam i nie zważając na temperaturę rozpięłam moją kurtkę, a jego oczom ukazały się słowa „NAJWIĘKSZY KIBIC KOCURA”. Oboje wybuchliśmy śmiechem i mocno przytuliłam mojego Kocurka szepcząc mu do ucha – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z Cariną ale pamiętaj, że nigdy nie będziesz miał większego kibica niż ja – po czym pocałowałam go w policzek a on odwzajemnił gest i przytulił mnie jeszcze mocniej.
Po oddaleniu się przyjaciela, kucnął przede mną Stefan i chwycił moje dłonie w swoje.
- Dzisiaj zrobię to dla ciebie – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie rób tego dla mnie, rób to dla siebie – odpowiedziałam, tonąc w jego brązowych tęczówkach.
- Dziękuję za to, że jesteś.
- Bez względu na wszystko.
- Kocham cię.
- A ja ciebie – po tych słowach nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Czułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Nie chciałam się od niego odrywać ale wiedziałam, że muszę – dobra, leć już. Bez względu na to czy wygrasz czy nie i tak dla mnie jesteś zwycięzcą – nasze usta złączyły się jeszcze na krótko i zobaczyłam jak biegnie w stronę reszty drużyny.
Emocje sięgały zenitu, skoczek po skoczku, coraz bardziej zbliżaliśmy się do końca Turnieju. Przyspieszone bicie serca, nerwowe podrygiwanie i zerkanie na noty sędziów, przy każdym z zawodników. Wokół nas zgromadziły się całe sztaby szkoleniowe i wszyscy oczekiwali. Ci, którzy oddali już swoje skoki gromadzili się i rozmawiali o tym, kto jakie ma szanse na oddanie najlepszego skoku. Przed ostatnią dziesiątką wszyscy siedzący wstali, nie mogłam być gorsza więc chwyciłam moje kule i z małą pomocą towarzyszki wstałam. Nie wyobrażałam sobie co musieli czuć ci tam u góry wiedząc, że za chwilę wszystko się rozstrzygnie.
Dekoracja była magiczna i choć Stefan stanął na drugim stopniu podium jego radość była nie do opisania. Nawet z takiej odległości widziałam w jego oczach, tańczące wesoło iskierki. Wiedział, że drugie miejsce wywalczone tutaj dało mu drugie miejsce w ogólnej klasyfikacji Turnieju. Na najniższym stopniu podium konkursu stanął Simon, co jednak pozwoliło Peterowi na zajęcie trzeciego miejsca całego Turnieju. W Bischofshofen podwójne zwycięstwo świętował Kamil. Obie z Ewą byłyśmy w tej chwili najszczęśliwszymi kobietami na świecie. Zaraz po dekoracji znalazłam się w objęciach Austriaka i nawet nie wiem kiedy moje nogi oderwały się od podłoża. Cały czas powtarzał, że jak miał zająć drugie miejsce to tylko za Polakiem. W tym jednak momencie wydarzyło się coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Gdy tylko odstawił mnie na nogi a ja ustabilizowałam się na kulach zobaczyłam jak ten klęka przede mną i wyciąga małe czerwone pudełeczko. W jednej chwili wokół zrobiło się dziwnie cicho a ja wiedziałam co teraz nastąpi.
- Agato, jesteś kobietą mojego życia. Pamiętam każdą spędzoną wspólnie chwilę i pragnę aby one nigdy się nie skończyły. W każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać jednej, która znaczyłaby więcej od pozostałych – słuchałam tego co do mnie mówił i czułam jak temperatura mojej krwi osiąga rekordową wartość, tonąc w głębi jego oczu – nie wyobrażam sobie życia bez twojej miłości i proszę cię, abyś zgodziła się zostać moją żoną.
- Tak! Oczywiście że tak! – powiedziałam, dając upust łzom zbierającym się w moich oczach. Wokół rozległy się oklaski ale dla mnie nie miały one żadnego znaczenia, bo w tej chwili liczyłam się tylko ja i on. Mówiłam, że ja i Ewa byłyśmy najszczęśliwszymi kobietami na świecie? Korekta. W tej chwili to zdecydowanie ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

***
Siedziałam w pokoju patrząc przez okno na tańczące wesoło płatki śniegu, doskonale widoczne w świetle ulicznej latarni. Usłyszałam, że do pomieszczenia ktoś wszedł. Był to mój narzeczony, wiedziałam o tym nie odrywając spojrzenia od okna.
- Nie zapomniałaś o czymś? – usłyszałam jego głos po czym odwróciłam się i zobaczyłam że trzyma w ręce drugą część prezentu świątecznego od Maćka. Wyciągnęłam dłonie w jego kierunku, zaciekawiona jak małe dziecko widzące duże kolorowe pudełko. Wzięłam z rąk Stefana ową butelkę i zabrałam się do odkorkowywania aby dostać się do listu. Mężczyzna wyszedł a ja zostałam sama z listem. Wyciągnęłam rulonik i rozwinęłam go. U góry znajdowało się nasze zdjęcie. Nigdy wcześniej go nie widziałam, a nawet nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek zostało zrobione. Byłam na nim ja – szeroko uśmiechnięta dziewczyna wpatrująca się w aparat – i Maciek równie szczęśliwy obejmujący mnie. Poznałam, że fotografia musiała zostać zrobiona podczas mojego pobytu w Zakopanem i ognisku u Kotów. Niżej znajdowało się kilka zdań napisanych dłonią przyjaciela.
Agato!
Jeśli to czytasz to znaczy, że jesteś już szczęśliwą narzeczoną. Nie wyobrażasz sobie jak cieszę się Twoim szczęściem. Choć kiedyś wyobrażałem to sobie nieco inaczej teraz wiem, że wydarzyło się to co miało się wydarzyć. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie i lepszej nie mogłem sobie wyobrazić. Wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, tak samo jak Ty na mnie. Pamiętaj, co by się nie działo i która godzina by nie była a Ty miałabyś po prostu zły dzień lub (nie daj Boże) wydarzyłoby się coś złego, daj tylko znak a ja przyjadę. Zawsze Ci pomogę albo najzwyczajniej w świecie wysłucham. Nawet w środku nocy przyjadę z tabliczką czekolady (ewentualnie dwoma, trzema czy ile będzie ich potrzeba) i będę siedział przy Tobie nie pytając, tylko będąc. Uwierz, będę najlepszą psiapsiułą na świecie! J

Twój najlepszy przyjaciel, Maciek
____________________________________
PRZEPRASZAM! Wiem, że taka nieobecność jest niedopuszczalna, kompletnie nie wyrabiałam z czasem... Ale wróciłam, żeby zakończyć tę historię. Jeżeli ktoś przeczytał to u góry, to właśnie przeczytał ostatni rozdział. Za tydzień w piątek czyli 20 listopada (uwaga! Bez opóźnień bo jest już napisany) pojawi się epilog. Mam nadzieję, że wybaczacie :) Jeżeli ktoś się tu pojawi i przeczyta to bardzo proszę, chociaż o najmniejszy komentarz, może być chociaż kropka ale to dla mnie znak, że nie zawaliłam tak na całej linii. 
Miłego dnia kochani ;)

środa, 2 września 2015

Rozdział 17

"Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość.
Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu?
Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia?
Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze?
Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam.
Miłość po prostu jest albo jej nie ma."

Austria. Czyli to miał być mój nowy dom na najbliższe miesiące. Przynajmniej wystrój wnętrz bardziej przypadł mi do gustu. Było nowocześniej niż w Polsce a szczególnie podobały mi się drewniane motywy. Można by stwierdzić, że wszystko zmieniło się na lepsze bo sama czułam podczas ćwiczeń z rehabilitantem, że może coś z tego wyjść, co prawda czucia nie odzyskałam nadal jednak wszyscy powtarzali mi, że jest to kwestia czasu. W przerwie między zajęciami nudziłam się koszmarnie, w sali leżałam z jeszcze jedną dziewczyną jednak raczej trudno było nam się porozumiewać gdyż angielski nie był jej mocną stroną. Dowiedziałam się tylko, że ma na imię Carina i leży tu z podobnego powodu jak ja. Nie mogła chodzić jednak u niej nie było to aż tak poważne jak u mnie. Nie straciła czucia a rehabilitacje już pokazały efekty. Z pomocą kul potrafiła przejść kilka kroków lecz wciąż było to dla niej bardzo męczące. Gdy obudziłam się rano drugiego dnia pobytu na szafce przy moim łóżku zobaczyłam bukiet ślicznych żółtych tulipanów w wazonie. Nie trudno było mi zgadnąć od kogo są jednak wydawało mi się dziwne aby pojawił się tutaj w nocy, gdy spałam. Choć może bał się jak zareaguję, wtedy stwierdziłam, że się do niego odezwę, ale jeszcze nie teraz. Zastanawiało mnie tylko dlaczego nie jest na wyjeździe… a może kwiaty wcale nie były od niego? Tak czy siak pierwszą rzeczą jaką musiałam zrobić to obejrzeć konkurs. Nie wiedziałam czemu Maciek mnie o to pytał jednak sądziłam, że wszystko wyjaśni się kiedy obejrzę sobotni konkurs w Lahti. Miałam więc do przeczekania cały długi dzień…

***
Zawody miały się rozpocząć za godzinę a ja właśnie rozpoczynałam kolejną partię ćwiczeń. Jak wcześniej sprawdziłam pół godziny przed konkursem miało rozpocząć się studio, z którego zawsze można było wiele się dowiedzieć, szczególnie jeżeli nie było się ostatnio na bieżąco. Znalazłam również transmisję w Internecie po polsku co zdecydowanie pomogłoby mi w zrozumieniu komentatorów. Nie chciałam aby rehabilitant pomyślał, że ćwiczenia są dla mnie mniej ważne jednak musiał zrozumieć, że zżerała mnie ciekawość. Kiedyś nigdy nie pozwoliłabym sobie na pominięcie jakichkolwiek zawodów a co dopiero kilku z rzędu. Musiałam dowiedzieć się co się dzieje. Ku mojemu zaskoczeniu na moją prośbę zareagował pozytywnie i zostałam zwolniona punktualnie. Gdy włączyłam laptopa poczułam to typowe napięcie i słuchałam komentatorów chłonąc każde słowo. Gdy wreszcie dotarli do składów ekip, gdyż był to konkurs drużynowy, interesowały mnie tylko dwa. Polski i austriacki. Stoch, Kubacki, Murańka i Kot. To znaczyło, że Kruczek nie był aż tak zły na Maćka oraz to, że chłopak jakoś sobie radził. Ucieszyło mnie to, nie chciałam być winna jakichkolwiek nieprzyjemności jakie mógł mieć z mojego powodu.
- Teraz zajmijmy się zawodnikami z Austrii – kontynuował – zapewne wszystkich dziwi kolejna nieobecność Stefana Krafta. Po pierwszej połowie sezonu nikt nie spodziewałby się, że zabraknie go w aż tylu konkursach. Co najciekawsze nikt nie wie, dlaczego młody Austriak opuszcza zawody w Finlandii tak samo jak i poprzednie w Norwegii. Po jego ostatnich niepowodzeniach jest to już drugi weekend bez niego, skład Austrii przedstawia się natomiast w następujący sposób Gregor Schlierenzauer, którego ostatnio mamy przyjemność oglądać bardzo dobre starty. Michael Hayboeck także nie spadający poniżej drugiej dziesiątki. Thomas Diethart, który po ostatnim konkursie, który zakończył po pierwszej serii dzisiejsze treningi zdecydowanie może zaliczyć do udanych, gdyż uplasował się na siódmej pozycji. Ostatnim członkiem dzisiejszej drużyny jest młody Manuel Poppinger… - kolejne słowa przestały mieć dla mnie znaczenie. Nie startował. ZNOWU. Nikt nie wie dlaczego. Czyżbym ja miała wiedzieć dlaczego? Nie… to nie możliwe, żeby z tego powodu aż tak się obniżył. Sam zrezygnował czy jego skoki były na tyle słabe, że Kuttin nie widział dla niego miejsca? W mojej głowie nagle zaczęło się zbierać zbyt dużo pytań. Miałam do niego zadzwonić? Tak po prostu? Teraz? Nie… nie mogłam… a może? Już chciałam sięgać po telefon jednak przypomniałam sobie o nadal nie przeczytanym liście. Może z niego dowiem się czegoś więcej… Dla mojej wygody torbę miałam położoną przy samym łóżku, wyjęłam z niej kopertę i rozerwałam ją wyciągając kartkę.
Droga Agato,
Przepraszam. To jedyne co mogę Ci napisać. Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms-y a bałem się przyjechać. Bałem się i boję nadal spojrzeć Ci w oczy. To co ostatnio się wydarzyło to tylko i wyłącznie moja wina i wierz mi, nigdy sobie tego nie wybaczę. To nie powinno mieć miejsca. Wiem, że przepraszam nie wystarczy ale proszę, daj mi szansę. Szansę wytłumaczenia się. Najchętniej siedziałbym przy Tobie całymi dniami i nocami ale wie, że nie mogę. Nie miałem okazji powiedzieć Ci tego osobiście. Kocham Cię. Kocham Cię z całego serca. Zawiodłem Cię ale więcej tego nie zrobię, przysięgam. Zawaliłem nie pierwszy raz. Nie mogłem być z Tobą w ważnych dla Ciebie chwilach bo za bardzo się bałem. Nawet nie wiesz jak bolało mnie to wszystko co się wydarzyło. Nie mogę sobie wybaczyć, że przeze mnie cierpisz. Że przeze mnie Twoje życie zostało zagrożone. Że przeze mnie… możesz nigdy nie wstać z tego cholernego wózka. Gdybym tylko mógł oddałbym Ci moje zdrowie, żebyś tylko nie musiała przez to wszystko przechodzić. Jeżeli zechcesz dać mi szansę obiecuję, że jej nie zmarnuję. Jeżeli nie, proszę, gdybyś dowiedziała się, że ze mną coś nie tak, nigdy się nie wiń. Za nic…
Wyobraź sobie teraz, że trzymam w dłoniach Twoją rękę, że ściskam ją i przekazuję Ci całą moją miłość, wyobraź sobie jak patrzę Ci w oczy, w oczy, które śnią mi się każdej nocy.
Przepraszam…
Twój Stefan
Gdy skończyłam czytać moja ręka zaczęła się trząść a moje serce zaczęło walić jak szalone, pod listem widniało jeszcze jedno zdanie… cytat.
 „Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na Ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał.”
Nie wiedziałam co mam myśleć, sama już nie wiedziałam co czułam. Spojrzałam w okno i wpatrywałam się przez chwilę w tańczące płatki śniegu. Zdawałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać jak zahipnotyzowana. Patrzyłam w okno i myślałam tylko o tym, że on, autor tego listu, który ciągle trzymałam w dłoni, gdzieś tam jest. Wtedy wiedziałam, wiedziałam, że nie mam już innego wyjścia. Nie mogę dalej krzywdzić i jego i siebie samej. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Wiedziałam, że muszę mu wybaczyć bo… bo go kocham. Tak. Kocham go. Absolutnie i nieodwołalnie. Wtedy przypomniałam sobie o tym co kiedyś sobie obiecałam. Żadnych drugich szans. Wiedziałam, że jeżeli ktoś zrani mnie raz, zrobi to ponownie. Jednak Stefan był inny. Wiedziałam o tym. On zasługiwał na drugą szansę. On jeden.
Zawody trwały w najlepsze a do mnie nawet nie docierało co działo się na skoczni. Gdy wyrwałam się z zamyślenia akurat miał skakać Maciek. Szybko ścisnęłam kciuki wypuszczając z dłoni list. Patrzyłam i chciałam, żeby jego skok zmienił wszystko. Dzięki szybkiej relacji komentatora zorientowałam się, że jeżeli Nasz Kocur skoczy daleko możemy wyprzedzić Austriaków i skończyć na trzecim miejscu. Gdy leciał wszyscy wiedzieli, że to będzie dobry skok. I choć wydawało mi się, że trochę zawahał się przed lądowaniem, wszystko poszło dobrze i gdy tylko wylądował po jego reakcji było widać, że jest z siebie zadowolony. Teraz czekaliśmy tylko na noty sędziów i punkty za wiatr. On zobaczył je szybciej niż ja i wiedziałam, że wskoczyliśmy na podium. Brawo Maciuś. Na najwyższym stopniu stanęli niedoścignieni dzisiaj Niemcy, za nimi Norwedzy a na najniższym stopniu oczywiście Polacy. Widząc ich uśmiechy od razu zrobiło mi się ciepło na sercu a na mojej twarzy wymalował się szeroki uśmiech. Do sali weszła pielęgniarka z jedzeniem i zapytaniem czy czegoś nie potrzebuję. To jeszcze jedna rzecz, która podobała mi się w Austrii. Jedzenie! Było zjadliwe! A nawet dobre! Po odczekaniu jeszcze chwili musiałam zadzwonić do przyjaciela z gratulacjami.
-Halo?
- Gratuluję! – usłyszałam jak śmieje się do słuchawki.
- Oglądałaś?
-Oczywiście!
- Wiedziałem, że oglądasz więc musiałem się postarać.
- To zdecydowanie muszę wrócić do oglądania – powiedziałam ze śmiechem.
- Oj musisz. Lepiej opowiadaj co u ciebie!
- Co mam mówić? Nie mam tutaj nawet z kim pogadać… ale za to jedzenie wynagradza wszystko! – usłyszałam jak parsknął śmiechem.
- No to faktycznie jest się z czego cieszyć!
- A żebyś wiedział.
- Muszę lecieć bo chłopaki mnie wołają. No wiesz… musze porozdawać trochę autografów – zaśmiał się.
- Hahaha, powodzenia! I pogratuluj reszcie! Świetnie się spisali!
- Jasne pogratuluję. I już dziękuję w ich imieniu – wtedy przypomniałam sobie o jednej ważnej sprawie.
- Maciek?! – bałam się, że już się rozłączy ale usłyszał.
- Hmm?
- Dlatego miałam oglądać konkurs? Dlatego, że nie było go tam?
- Uznałem, że powinnaś wiedzieć.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. Do usłyszenia! Zadzwonię jutro!
- Jasne, buziaki!
Miło było usłyszeć ten pełen radości głos. Co by się nie działo, nigdy nie mogę stracić takiego przyjaciela.
Włączyłam kolejny odcinek „Doktora Housa” i zaczęłam jeść kolację. Gdy odwróciłam na chwilę głowę, mój wzrok padł na kwiaty, które niestety trochę już oklapły. Momentalnie pomyślałam o Stefanie i postanowiłam, że zadzwonię do niego jutro.

***
Usłyszałam huk i od razu otworzyłam oczy unosząc gwałtownie głowę. W ciemności widziałam niewiele jednak od razu dostrzegłam zarys ludzkiej sylwetki. Do mojego zaspanego mózgu niewiele docierało i gdy już miałam zamiar krzyknąć, postać zatkała mi usta dłonią i włączyła lampkę  znajdująca się przy moim łóżku. W jednej chwili pomieszczenie zalała fala światła a ja szybko dostrzegłam dziwność zaistniałej sytuacji. Przede mną stał nie kto inny jak Stefan z lekko przestraszoną miną. Na podłodze leżało przewrócone krzesło. Wazon z tulipanami był przewrócony a na podłodze leżały nowe kwiaty. Spojrzałam na niego pytająco i ręką wskazałam mu na jego własną dłoń, dając mu do zrozumienia, że nie będę krzyczeć i może mnie puścić. Z łóżka obok spoglądała na nas zdziwiona Carina a ja tylko skinęłam jej głową na znak, że wszystko jest w porządku, na co dziewczyna niepewnie ponownie położyła głowę na poduszce. Mój wzrok wrócił do Austriaka, który momentalnie bez słowa zaczął wszystko sprzątać. Krzesło wróciło na swoje miejsce, woda z wazonu została wytarta a zastąpiła ją nowa czysta, do której został wstawiony nowy bukiet.
- Wiedziałam, że to ty – powiedziałam, wskazując głową w kierunku roślin.
- Na to liczyłem.
- Więc czemu przychodzisz w nocy?
- Bo nie wiedziałem jak zareagujesz. Bałem się… - odwróciłam wzrok i zaczęłam spokojniej już oddychać – i chyba słusznie. Widzę, że nie chcesz ze mną rozmawiać… - skierował się ku drzwiom.
- I tyle? – powiedziałam gdy prawie chwycił już za klamkę. Odwrócił się i spojrzał na mnie – i tyle? Przychodzisz tu z kwiatkami a gdy wreszcie możemy porozmawiać wychodzisz?
- Jeżeli tylko widzisz cień szansy na to, że mogłabyś mi wybaczyć to powiedz.
- Chodź tu – widać było, że trochę się zdziwił ale posłusznie podszedł do mojego łóżka – cień szansy powiadasz? – wiedziałam, że nie mogę się uśmiechnąć a wymagało to ode mnie wielkiej siły.
- Tylko cień. Poczekam. Będę się starał i… zrobię wszystko – pochylił się odrobinę nade mną.
- A co zrobisz jak powiem, że już ci wybaczyłam? – widziałam jak jego źrenice się poszerzają, był tak blisko.
- Nie uwierzę. Skrzywdziłem cię…
- Ale wiem, że więcej tego nie zrobisz – uniosłam się na łokciach i pocałowałam go. Tak długo czekałam, żeby znów poczuć jego gorące wargi na moich. Odsunęłam się od niego ale tylko tak, żeby spojrzeć mu dokładnie w oczy. Dzieliły nas może trzy centymetry i mogłam bez problemu czuć jego przyspieszony oddech na mojej skórze. Tym razem to on złączył nasze usta w pocałunku a ja rozchyliłam usta. Jedną rękę wplotłam w jego gęste włosy a drugą trzymałam mu na karku. On zaś pomógł mi podnieść się do pozycji siedzącej i jedną ręką trzymał mnie za głowę zaś drugą wodził po mojej talii podczas gdy nasze języki zgrały się jak nigdy dotąd. Po chwili, która dla mnie mogłaby się nie kończyć oderwaliśmy się od siebie.
- Jesteś pewna, że chcesz mi wybaczyć?
- Jak nigdy – powiedziałam, wtulając głowę w jego tors. Wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Czułam to. 
____________________________________
Przepraszam Was bardzo za kolejne opóźnienie ale przez ostatni tydzień byłam pozbawiona internetu i dopiero dzisiaj go odzyskałam tak więc zjawiam się z nowym rozdziałem :) Wszystkie zaległości na Waszych blogach oczywiście nadrobię w najbliższym czasie ;)
Mam nadzieję, że da się to czytać... 
Jak tam początek szkoły? Mi oczywiście na każdym kroku nauczyciele przypominają o zbliżającej się maturze... tak zostało mi 8 miesięcy...
Jak zwykle proszę Was o komentarze... choćby miało być to jedno słowo, będzie to dla mnie znak, że to czytacie :) 
Pozdrawiam! I powodzenia w nowym roku szkolnym ;*

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 16

      "Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby,
 kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział,
że ona nigdy nie będzie twoja."

      Przez ostatni czas zdałam sobie sprawę, jak dużo miałam. I jak dużo straciłam. Nie miałam na myśli czucia w nogach choć chciało mi się płakać za każdym razem gdy o tym pomyślałam czyli prawie cały czas. Nie… miałam na myśli ludzi wokół. Straciłam tych, którzy myślałam, że będą przy mnie zawsze. W chwili kiedy wali nam się cały świat, widzimy kto tak naprawdę przy nas zostaje. Komu naprawdę na nas zależy. Jak się okazało, czułam, że tylko jedna osoba nie obwinia mnie o to wszystko. Maciek. Tak… nawet kiedy nie było go przy mnie czułam jakby był. Może nie odwiedzał mnie często bo nie mógł odpuszczać zawodów ale martwił się, dzwonił i tylko rozmowa z nim pozwalała mi zapomnieć o tym wszystkim. Byłam mu tak ogromnie wdzięczna ilekroć nawijał do telefonu o byle czym czekając tylko aż zasnę. Uwielbiałam słyszeć jego głos przed snem. Był taki… kojący. Miałam tylko jego. Czyżby to Maciek był moim lekarstwem na całe zło?
O Stefanie, w żadnym wypadku nie zapomniałam. Jego brak bolał jak cholera, ale na własne życzenie go przy sobie nie miałam. Dzwonił… nie odbierałam, pisał sms-y… nie przeczytałam ani jednego. Dostałam też list, który nadal leżał w szufladzie szafki. Nie wiedziałam dlaczego postępowałam z nim tak a nie inaczej, nie dałam mu nawet szansy aby cokolwiek mi wytłumaczyć ale nie potrafiłam. Cały czas przypominałam sobie jego słowa „Kocham ją! Tak cholernie ją kocham!”. Tak bardzo chciałam w nie wierzyć, ale czy zrobiłby mi coś takiego gdyby mnie kochał?
***
Patrzyłam w oczy mamy i nie wierzyłam w to co słyszałam. Jak to wyjeżdżam?
- Gdzie? Raczej nie jestem teraz w dobrej formie jeżeli chodzi o podróże... leżę w tym szpitalu niecałe dwa tygodnie i już chcecie się mnie pozbyć?
- Kochanie, to dla twojego dobra. W  Austrii będziesz miała dużo lepszą opiekę. Rehabilitacja tam powinna szybciej postawić cię na nogi. – mówiła to z troską, ale ja czułam jakby miała dość opiekowania się mną.
- Przecież to musi kosztować masę pieniędzy. Nie stać nas na to! I mam tam jechać sama?!
- O pieniądze się nie martw – coś kręciła – poza tym, zawsze chciałaś tam pojechać.
- Tak, chciałam ale chyba nie w takich okolicznościach!
- Uwierz mi, tak będzie najlepiej… - zwiesiła głowę, zachowywała się jakby faktycznie po moim wyjeździe miało jej brakować tego problemu, którym niewątpliwie byłam.
Może to nie był taki głupi pomysł… w końcu i tak lepiej czułam się w samotności, jedynie wizyty Maćka… Maciek! Dobra, może teraz rzadko bywał w kraju ale jak tylko był to mnie odwiedzał. Jak będę w Austrii, pozostanie nam tylko telefon… Spontaniczne decyzje zwykle wychodziły mi na dobre ale czy i tym razem miało być tak samo?
- Kiedy mam lecieć? – wypaliłam na bezdechu. Mama wydawała się zaskoczona moją nagłą decyzją ale szybko się otrząsnęła z szoku.
- Skoro tak szybko się zgodziłaś… pojutrze.
- Pojutrze?! Jak? Czegoś takiego nie da załatwić się tak szybko bez znajomości albo sporego zaplecza majątkowego.
- Powiedziałam ci, żebyś nawet nie zastanawiała się skąd są pieniądze. Są i już…
- Mamo!
- Agata! – wstała i ruszyła w stronę drzwi – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – po tych słowach zostawiła mnie w sali samą z mętlikiem w głowie. Za dużo ostatnio działo się w moim życiu, za dużo. Wiedziałam co muszę zrobić, intuicyjnie sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do przyjaciela opowiadając mu wszystko.
- Dobrze robię? – spytałam, a nie wiedząc czemu pojedyncza łza wydostała się spod mojej zaciśniętej powieki.
- Dobrze. Musisz tam pojechać. Jeżeli to ma ci pomóc, to musisz… na pewno cię tam odwiedzę, o to się nie martw, no i pozostaje nam jeszcze telefon.
- Ale ja tu za tobą tak tęsknię więc co będzie tam? – wiedziałam, że moje zachowanie było żałosne ale nie przejmowałam się tym. Intuicyjnie poczułam, że po moich słowach uśmiechnął się.
- Spokojnie, będzie dobrze – kolejny? Ile razy mam jeszcze tego wysłuchiwać? – jutro porozmawiamy, przyjadę do Ciebie skoro to ma być twój ostatni dzień w Polsce.
- Jak to przyjedziesz? Możesz? Przecież Kruczek cię zabije!
- Zrozumie. Poza tym, to tylko jeden dzień… Właśnie! Mam do Ciebie pytanie.
- Dawaj.
- Oglądasz tam skoki? – nie powiem, to pytanie mnie zaskoczyło.
- Nie mam do tego głowy… przepraszam – przyznałam.
- Nie przepraszaj – wydawało mi się, czy w jego głosie słyszałam ulgę?
- Czemu pytasz?
- Nieważne… Do jutra, buziaki!
***
Otworzyłam oczy a przy moim łóżku już siedział on. No tak, mamy już kolejny dzień. Widząc go od razu się uśmiechnęłam a on odwzajemnił go. Wziął moją dłoń w swoje i przyciągając ją do swoich ust złożył na niej delikatny pocałunek.
- Cześć piękna – powiedział cicho.
- Maciuś, piękna? Wolę nie wiedzieć jak bardzo źle wyglądam – już wyobrażałam sobie moje włosy każdy w inną stronę, cienie pod oczami i bladość cery.
- Masz rację… wyglądasz dość oryginalnie ale i tak pięknie – delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- No, przynajmniej trochę szczerości – zaśmiałam się. W tym momencie do sali weszła pielęgniarka z tacą ze śniadaniem - Jak ja nienawidzę tego żarcia tutaj – mruknęłam spoglądając na posiłek gdy tylko pielęgniarka wyszła.
- No już nie marudź… może w Austrii będzie lepsze? – zagadnął mnie zachęcając do wyjazdu a ja tylko zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
- Czyli teraz masz zamiar zacząć wymieniać w czym leczenie tam jest lepsze od tego tutaj?
- Nie, to tylko taki bonus.
- Bonus… pojadę do Austrii, żeby lepiej zjeść… wrócę stamtąd dwa razy większa niż jestem teraz…
- Jedziesz do Austrii żeby wyzdrowieć a wrócisz o wiele zdrowsza niż teraz – jakim cudem on zawsze potrafił wszystko obrócić na jego korzyść?
- Ale obiecujesz, że będziesz dzwonił? – spytałam błagalnym głosem.
- Oczywiście. Nawet cię odwiedzę, nie wiem kiedy ale odwiedzę.
- Dziękuję… za wszystko. Czuję jakbym miała tu tylko ciebie.
- Nie wygłupiaj się. Wszyscy się o ciebie martwią i życzą ci zdrowia.
- Tak tylko nie tego od nich oczekuję… Magda nawet nie przyszła, Patryk był raz, mama przychodzi ale… no tak czy siak tylko ty jesteś ze mną tak naprawdę.
- Od tego masz przyjaciela – powiedział a kącik jego ust odrobinę się uniósł – może wzięłabyś się za jedzenie?
- Jasne, tylko… zastanawia mnie jeszcze jedno.
- Co takiego?
- Dlaczego pytałeś czy oglądam skoki?
- Aaa, to… - widziałam po jego minie, że jest zmieszany – nieważne. Nie teraz. Teraz musisz zjeść!
- Tsaa… coś kręcisz…
- Ja? Gdzież bym śmiał – udał, że się obruszył – wcinaj młoda – dodał podsuwając mi jedzenie pod nos.
- Już, już… jem – odburknęłam a w duszy obiecałam sobie, że następny konkurs obejrzę. Co prawda w Austrii raczej nie ma co liczyć na polską transmisję no ale przynajmniej osłucham się z niemieckim bo jakoś nigdy nie miałam głowy do tego języka.
Przerwy między wizytami lekarza i badaniami spędzałam na pogawędkach z Maćkiem. Pielęgniarka pomogła mi się trochę ogarnąć więc nie wyglądałam już jak straszydło. Choć oczywiście Maciek zarzekał się, że wcale nie było tak źle ja swoje wiedziałam. Czułam się zdecydowanie lepiej wiedząc, że wyglądam jak człowiek.
- Agata? – wtrącił niespodziewanie do rozmowy.
- Co? – widziałam po jego twarzy, że coś kombinuje.
- Mówiłaś, że mało kto cię odwiedza?
- No tak… - spoważniałam.
- No to chyba ucieszysz się, że ktoś czeka za drzwiami? – po tych słowach na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech ale i ciekawość zżerała mnie od środka.
- Kto? – i w tym momencie drzwi otworzyły się a do sali wszedł uśmiechnięty Kuba, za nim Magda i Inga, następnie nie kto inny jak mój własny brat.
- Wyglądasz kwitnąco! – rozpoczął starszy z Kotów – spodziewałem się gorszego obrazka – zaśmiał się i podszedł żeby ucałować  mnie w policzek.
- Taaak, Kuba, ciesz się, że nie widziałeś mnie rano!
Zaraz za nim do mojego łóżka podeszły dziewczyny z uśmiechami na ustach i również się ze mną przywitały. Na końcu podszedł Patryk
- Sorry młoda, że dopiero teraz udało mi się do ciebie wpaść… - widziałam, że było mu przykro. Zawsze tak było, zawalał coś a później skruszona mina a ja zapominałam o wszystkim.
- Dobrze, że przyjechałeś się przynajmniej pożegnać – powiedziałam radośnie.
- Na to już nie wystarczyłaby moja smutna minka, tego byś mi nie wybaczyła – zaśmiał się.
- Choć raz dobrze mówisz!
Śmialiśmy się i rozmawialiśmy jak dawniej. Może zmieniłabym tylko otoczenie, bo wystrój sali szpitalnej jakoś dalej mi nie odpowiadał. Gdy pod wieczór musiałam się z nimi rozstać czułam się zdecydowanie lepiej. Tak bardzo się cieszyłam, że mogłam się z nimi zobaczyć. Zaczęłam też inaczej patrzeć na cały ten wyjazd… w końcu, miało być już tylko lepiej. Gdy pożegnałam się ze wszystkimi a w pomieszczeniu pozostał znów tylko Maciek wiedziałam, że to jego sprawka.
- Dziękuję – powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Za co?
- Nie udawaj! Wiem, że to twoja robota – uśmiechnął się szeroko, co było dla mnie tylko potwierdzeniem podejrzeń, że to on ściągnął ich tutaj dla mnie. Mimo to cieszyłam się, że się do mnie pofatygowali.
- Czy to ważne, czyja to robota? Ważne, że zapomniałaś na chwilę o tym wszystkim i już wiesz, że oni też są z tobą – mówiąc to pogłaskał mnie po policzku.
- Maciek… ja…
- Ciii, nie musisz nic mówić – widziałam jak pochyla się nade mną. Wiedziałam, że chce mnie pocałować! Znowu! Nie wiedziałam co mam zrobić ale tym razem ratunek pojawił się w odpowiedniej chwili a w drzwiach stanęła mama. Nie pamiętam, kiedy tak ucieszyłam się na jej widok. Maciek szybko się zreflektował a mama weszła ciągnąc za sobą walizkę.
- Przyniosłam już trochę rzeczy, które na pewno ci się przydadzą na wyjazd.
- Super, dzięki – powiedziałam, szeroko się uśmiechając i czując ulgę. Dziękuję mamo!
- Dawno nie widziałam cię w takim dobrym humorze. To twoja robota? – spytała spoglądając na Maćka.
- Poniekąd – odpowiedział, po czym krótko zrelacjonował jej przebieg minionego już prawie dnia.
- Cieszę się, że miło spędziłaś ostatni dzień. A teraz gotowa na wycieczkę?
- Wycieczkę? W sumie nieźle brzmi. Kto normalny nazwałby wycieczką podróż do kliniki w Austrii żeby tam mieć lepszą opiekę i rehabilitację?
- Normalny? Nikt ale przecież zawsze powtarzałaś „moja matka nie może być normalna” – po czym zaczęłyśmy się śmiać jak głupie na wspomnienie tamtych chwil.
- No fakt, mamo – gdyby nie to, że wiedziałam, że to niemożliwe to pomyślałabym, że to także robota Maćka. Śmiałam się z mamą? Niemożliwe.
- Jutro z samego rana lecisz. Przyjadę tutaj rano, żeby cię spakować i pożegnać.
- Dobra.
- A teraz chyba już powinnaś położyć się spać.
- Ekhm… nie żeby coś, ale leżenie jest ostatnio moim głównym zajęciem…
- No tak… po prostu dobranoc słonko – pocałowała mnie w policzek i wyszła zostawiając mnie znów sam na sam z Maćkiem.
- Dziękuję, że przyjechałeś i zrobiłeś dla mnie to wszystko ale teraz faktycznie powinnam już spać.
- Mam poczekać aż zaśniesz?
- Nie chcę cię już męczyć. Wiem, że i tak dzisiaj dużo dla mnie zrobiłeś.
- Daj spokój i śpij – zgasił lampkę, wstał i stanął przy oknie spoglądając na zewnątrz.
Przyglądałam mu się jeszcze przez dłuższą chwilę a później zamknęłam oczy by było mi łatwiej zasnąć. Jutro miałam lecieć do Austrii. Gdy już prawie zasypiałam usłyszałam cichy szmer. Wiedziałam, że to Maciek oddalił się od okna i podszedł do mnie. Usiadł. Gdy zaczął mówić przeszedł mnie dreszcz ale nie dałam po sobie poznać, że wcale jeszcze nie zasnęłam.
-Wiesz, że mi zależy? Na pewno. Musisz wiedzieć. Tak samo jak ja wiem, że nadal kochasz Stefana choć głośno tego nie mówisz. Wygląda na to, że oboje siebie potrzebujecie. Kocham cię i życzę wam szczęścia. Możesz mi wierzyć albo nie ale wybaczysz mu i wszystko będzie dobrze… - wstał, poczułam jak łapie mnie za rękę – wszystko będzie dobrze…

Puścił moją dłoń i wyszedł z sali a mnie zostawił z mętlikiem w głowie.
_________________________________
Dzisiaj nie mam Wam zbyt dużo do powiedzenia :) Mam nadzieję, że miło korzystacie z ostatniego tygodnia wakacji :D Tak jak ostatnio wspominałam zacznę pisać coś nowego tutaj. Prolog pojawi się jednak dopiero przed epilogiem na tym blogu :) A przynajmniej taki jest plan ;) 
Zapraszam do wyrażania swoich opinii w komentarzach. 
Pozdrawiam

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 15

 „-Dlaczego nie potrafię powiedzieć „nie kocham” skoro go nienawidzę?
-Bo nienawidzisz Go za to, jak bardzo Go kochasz.”

Ogarniała mnie nicość. Nie wiedziałam gdzie jestem, kim jestem i co się ze mną dzieje. Byłam i nie było mnie jednocześnie. Istniałam, choć w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Nie wiem nawet czy można tu mówić o jakiejkolwiek przestrzeni… nie otaczała mnie biel ani czerń… ogarniało mnie… nic. Nie wiedziałam, czy jestem duchem czy czymś bliżej nieokreślonym, gdy zaczęłam coś słyszeć. Nie wiedziałam skąd wydobywały się owe dźwięki ale były. Ciche i odległe szmery. Jakby były tylko przebłyskiem, wspomnieniem, które było tak samo nierealne jak ja. Szmery zaczęły przeistaczać się w szepty. Bliższe i bardziej realne. Czy i ja stawałam się bardziej realna? Chyba tak… wracałam. Zaczynałam na nowo stawać się… czymś. Nie czułam i nie widziałam. Słyszałam. Nie poznawałam, nie miałam pojęcia do kogo należały głosy. Stawały się jednak coraz wyraźniejsze, choć nadal nie rozumiałam ich sensu. Treść słów była dla mnie niezrozumiała, były one wymawiane jak w obcym języku, nieznanym, pozaziemskim języku. Poczułam… nie rękę czy nogę. Poczułam ciepło. Ciepło, które zaczynało wypełniać ciało? Chyba tak… to przez nie zaczynałam czuć, że istnieję. Naprawdę wracałam. Gdy moja uwaga, znów została zwrócona na głosy, wiedziałam. Wiedziałam, że je znam. Wiedziałam, że każde słowo wypowiada ktoś ważny. Nie wiedziałam kto, ale był to ktoś ważny. Znałam go, znałam ich. Olśnienie, dwa głosy pasujące idealnie do twarzy, które zapamiętałam. Dwaj bruneci, wyższy i niższy, wyższy o nieco ciemniejszej karnacji, o brązowych oczach i uśmiechu… tym niepowtarzalnym, delikatnym i nieprzeniknionym uśmiechu. Niższy o głębokich, czekoladowych oczach i szerokim, szczerym, napawającym energią do życia uśmiechu. Polak i Austriak. Maciek i Stefan. Przyjaciel i…?
Wróciłam. Byłam tu razem z nimi. Tu. Ale właściwie gdzie? Nie widziałam ale czułam. Czułam, że leżę. Czułam, że jest mi ciepło i wygodnie. A oni? Ich słowa zaczynały mieć dla mnie znaczenie. Zaczynałam je rozumieć. Jeden głośniejszy od drugiego. Kłócili się. Głos Maćka… tak, to on był głośniejszy.
- To twoja i tylko twoja wina! – dotarły do mnie słowa Polaka. Pierwsze jakie zrozumiałam.
- Co mam ci powiedzieć? Że chciałbym cofnąć czas? Że tak, to moja wina. Że nigdy sobie tego nie wybaczę. Że skrzywdziłem osobę, na której tak cholernie mi zależało?! I zależy nadal… – głos mu się załamał – przecież ty to wszystko wiesz… - dodał ciszej.
- Gdyby naprawdę ci na niej zależało nie zrobiłbyś tego. Nie leżałaby tutaj teraz pozbawiona świadomości!
- Żadne słowa nie naprawią tego co się stało. Chcę tylko wiedzieć, że wszystko będzie z nią w porządku a później zniknę.
- Świetnie! Cieszę się, że nie musiałem sam ci tego mówić. Nie pozwolę, żebyś dalej ją ranił!
- Kocham ją! Tak cholernie ją kocham! Ale masz rację… najlepiej będzie gdy zniknę. Ona i tak mi nie wybaczy, nie chcę, żeby musiała jeszcze na mnie patrzeć…
Patrzeć… patrzeć! Chciałam tego najbardziej na świecie! Chciałam w tej chwili unieść te cholernie ciężkie powieki i spojrzeć! Chciałam żeby ciemność przerodziła się w…? Właściwie w co? Nadal nie wiedziałam gdzie jestem. To wzmogło moją potrzebę otwarcia oczu. Zaczęłam pomału uchylać powieki. Na wstępie poraziła mnie jasność. Najpierw wszystko było rozmazane, później zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów. Po otwarciu oczu zaczął też do mnie docierać dźwięk aparatury stojącej obok mojego łóżka. Łóżko… aparatura… wszechogarniająca biel… szpital! Dokonałam odkrycia roku! Dostrzegłam także ich. Stali i nawet nie słysząc ich słów każdy zorientowałby się, że się kłócą. Na ich twarzach nie było tych uśmiechów, które zapamiętałam. Ooo nie. Na ich twarzach wściekłość mieszała się z bólem i smutkiem. Żaden nie zauważył mojego przebudzenia. Za bardzo byli zajęci sobą. I wtedy, gdy całą uwagę skupiłam na Stefanie, przypomniałam sobie! Przypomniałam sobie wydarzenia, które miały miejsce… właściwie nie wiedziałam kiedy. Przypomniałam sobie głos Gregora, zbieganie ze schodów, uderzenie w głowę – chciałam podnieść rękę do miejsca, w którym powinna być rana, jednak okazała się ona zbyt ciężka – wzrok Stefana, krzyk Maćka i uderzenie…
- Wynoś się! – podniesiony głos Maćka przywołał mnie z powrotem do rzeczywistości.
Poczułam złość, ogromną wściekłość mieszającą się z bezsilnością i smutkiem. Nienawidziłam go! Nie chciałam już patrzeć na Austriaka więc miałam nadzieję, że posłucha słów Polaka. Posłuchał. Gdy był już przy drzwiach, wszystko we mnie, mimo wcześniejszych odczuć błagało aby jeszcze się odwrócił. Aby spojrzał na mnie. Aby zobaczył, że się obudziłam. Chciałam spojrzeć mu w oczy. Chciałam zobaczyć czy w jego oczach jest złość, smutek a może zobaczyłabym w nich łzy i tęsknotę? Chciałam poczuć jego wzrok na sobie… ale nie zrobił tego. Nie odwrócił się tylko silnym ruchem pchnął drzwi i zniknął za nimi. A ja patrzyłam, nadal mój wzrok był utkwiony w punkcie, w którym przed chwilą zniknął on. Tak cholernie ważny on! Ale czy nadal był tak ważny? Czy wszystko się nie zmieniło?
-Agata! – z zamyślenia ponownie wyrwał mnie głos przyjaciela. Nim zdążyłam przenieść na niego wzrok on już był przy mnie i wołał lekarza. Moja dłoń była szczelnie zamknięta w jego ciepłych dłoniach, czułam jego troskę.
Do sali wszedł lekarz. Jego fartuch – kolejny biały element otoczenia. Co oni mają jakąś fobię z tym kolorem? Zbliżył się do mnie i poświecił mi w oczy latarką. Odruchowo przymknęłam powieki gdyś światło było nie do wytrzymania. Mężczyzna skupił się teraz na ekranikach sprzętów, które pikały i wydawały inne dźwięki. Dopiero teraz dostrzegłam te wszystkie kabelki łączące mnie ze sprzętem.
- Jak się pani nazywa? – skierował pytanie do mnie. Czułam, słyszałam, widziałam ale mówić jeszcze nie próbowałam. Z trudem zaczęłam, lecz później poszło już z górki.
- Agata Klimowska.
- Dobrze… jak się pani czuje?
- Chyba w porządku… - w sumie to czułam się średnio…
- Na pewno? - dostrzegłam zdziwienie na jego twarzy więc musiałam się skupić i dokładniej przemyśleć odpowiedź.
- Trochę boli mnie głowa… i… - na mojej twarzy musiało malować się przerażenie. Poczułam jak serce zaczęło walić mi ze zdwojoną siłą. Zorientowałam się, że nie czuję moich nóg! – moje nogi! Nie czuję ich!
Łzy zaczęły napływać do moich oczu a ja w przypływie adrenaliny szybko zrzuciłam rękami kołdrę choć ruchy trochę utrudniał mi gorset usztywniający i spojrzałam na moje nogi. Były na miejscu. Szybko moje ręce powędrowały do nich i nic nie czułam. Z moich oczu zaczęły wylewać się łzy i poczułam jak ktoś łapie mnie za ręce. Maciek. Trzymał mocno moje trzęsące się ręce i patrzył mi w oczy powtarzając tylko „Agata… proszę… spokojnie…” lecz sama widziałam łzy pojawiające się w jego brązowych oczach patrzących na mnie.
- Czyli potwierdziły się nasze obawy – usłyszałam głos lekarza – podczas wypadku doznała pani poważnych obrażeń. Lekkie wstrząśnienie mózgu, przecięty łuk brwiowy jak i kilka innych lekkich obrażeń – przysięgam, że jeżeli ten facet użyje słowa „lekkie” to uduszę go własnymi rękami! Ja nie czułam nic od pasa w dół! – musimy się cieszyć, że organy wewnętrzne nie zostały naruszone, no i że pani przeżyła. Mogło być o wiele gorzej. Niestety, został uszkodzony kręgosłup. A konkretniej kręg lędźwiowy. Teraz, kiedy mamy już pewność konieczna jest operacja. Nie ma co zwlekać bo samo lepiej nie będzie, teraz jest pani na silnych lekach przeciwbólowych, które wkrótce mogą przestać działać.
- Panie doktorze ale czy… - nie mogłam dokończyć przez szloch wydobywający się z mojego gardła.
- Nie jestem teraz w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Tak jak powiedziałem, jak najszybciej musimy przeprowadzić operację.
Czułam jak wszystko we mnie buzowało. Nie potrafiłam pozbierać myśli. Wyglądało na to, że od wypadku nie minęło wiele czasu. Nie było tu jeszcze mamy. Więc tak, od wypadku nie mogło minąć wiele czasu. Jedyną dobrą stroną tego było to, że jestem już przytomna, gdyby tu wpadła i zobaczyła mnie nieprzytomną nie wiadomo jak by zareagowała. A gdyby jeszcze wpadła na kłócących się Stefana i Maćka. Zdecydowanie się cieszyłam, że jeszcze jej nie było. Jednak nie musiałam długo czekać, po chwili uspokajania mnie przez Maćka, mama i brat wpadli do sali.
- Ja im tego nie powiem. Niech pogadają z lekarzem – mruknęłam ledwo słyszalnie do Maćka.

***
Otworzyłam oczy. Byłam w tej samej sali, w której obudziłam się ostatnim razem. „Czyli już po operacji” – pomyślałam. W sali było pusto. Zdziwiło mnie to, że nikt nie czekał przy moim łóżku aż się obudzę. Ale może i lepiej. Wreszcie byłam przytomna a nikt nade mną nie stał i nie próbował mnie pocieszać. Miałam wreszcie chwilę dla siebie. Żeby przemyśleć wszystko co ostatnio się wydarzyło, a było tego sporo. Moje myśli od razu zaprzątnęło pytanie „Jak teraz będzie wyglądało moje życie?”. Lekarz powiedział otwarcie, że przez długi czas się nie podniosę. Przynajmniej nie robił złudnych nadziei. Oczywiście powiedział, że najpierw, przez kilka tygodni będę unieruchomiona tym gorsetem, który irytował mnie do szaleństwa. Później czeka mnie rehabilitacja i wszystko zależy od tego czy czucie w nogach wróci czy nie. Jak stwierdził, widzi szanse na powrót na nogi… kiedyś. Tylko to kiedyś jakoś mnie nie satysfakcjonowało. Jasne lepiej kiedyś niż nigdy ale jednak… moje życie miało się zmienić diametralnie. Nadal zastanawiał mnie fakt, że nikogo tu nie ma. Jedyny dźwięk jaki docierał do moich uszu to pikanie i szmery tych wszystkich dziwnych maszyn wokół mnie. Pogrążyłam się więc w dalszych rozmyślaniach spoglądając w okno za którym jak gdyby nigdy nic prószył biały śnieg. Kiedyś uwielbiałam spędzać tak nawet godziny, wypatrując jak największych płatków białego puchu, teraz pewnie będę miała mnóstwo czasu na spoglądanie przez okno przykuta do łóżka. Pomyślałam o Stefanie… i Maćku. Przypomniałam sobie zasłyszany fragment ich wymiany zdań w dniu, w którym się obudziłam. Czy Stefan mnie tu jeszcze odwiedzi? Czy będzie mi dane zobaczyć go siedzącego przy moim łóżku? Czy pozostał mi tylko Maciek? I co najważniejsze… czy Stefan naprawdę mnie kocha? Słyszałam to. Słyszałam te słowa padające z jego ust. Lecz nie wiedziałam ile było w nich prawdy. Bolało, tak cholernie bolało, że nie wiedziałam co u niego. Nie wiedziałam, czy żałuje tego wszystkiego co się wydarzyło. Żałuje… wierzyłam w to, albo chciałam w to wierzyć bo kto wie jaka była prawda? Ciekawe czy ktokolwiek mu powiedział jaka jest diagnoza lekarzy. Zaśmiałam się w duszy. Ciekawe kto? Chyba tylko Maciek mógłby to zrobić bo był jedyną osobą, którą tu widziałam, która go znała. No tak… zawody, dlatego go nie było. Na pewno był na jakichś zawodach, nie wiedziałam gdzie ale przynajmniej wiedziałam dlaczego go nie ma. A skoro on tam był, pewnie cała polska drużyna wiedziała, a skoro cała drużyna polska wiedziała, pewnie wyszło to też poza ich grono. Informacja o moim stanie dotarła więc pewnie także do Austriaków. Tak bardzo chciałam, żeby tam dotarła. Nawet nie wiedziałam co teraz do niego czułam. Nienawidziłam go za to co mi zrobił! Ale jednocześnie tak bardzo za nim tęskniłam…
W tej chwili do sali weszła pielęgniarka. Gdy dostrzegła, że się obudziłam zaraz do mnie podeszła i zaczęła majstrować przy kroplówce, no tak, rurki oplatające moje ciało… jak ja je kocham. Nie minęła chwila jak pojawił się także lekarz. Ten sam, który zajmował się mną przed operacją. Wysoki blondyn o niebieskich oczach do którego wzdychała pewnie większość pielęgniarek.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, jeżeli można tak powiedzieć – nie chciałam być nieuprzejma ale mój ton głosu chyba zdradzał moją irytację. Na dźwięk tego pytania już otwierał mi się scyzoryk w kieszeni.
- Operacja się udała - ponownie poświecił mi latarką w oczy i dokonał innych standardowych czynności - Twoja matka czeka na korytarzu, żeby się z tobą zobaczyć.
- Niech wejdzie. Czemu nie weszła normalnie? Jakoś przed operacją wszyscy wchodzili tu i wychodzili kiedy chcieli.
- Przekażę – odpowiedział krótko, nie udzielając odpowiedzi na moje pytanie.
Zniknął za drzwiami i zaraz na jego miejsce pokazała się mama. Widać było, że dawno nie spała. Pewnie się zamartwiała czy operacja się uda i takie tam. Usiadła. Nie mówiła za wiele, tak jak i ja. Niby o czym miałam z nią rozmawiać. Właściwie to nie chciało mi się rozmawiać ani z nią ani z nikim innym. Wtedy uświadomiłam sobie, że dużo lepiej czułam się zanim się tu pojawiła. Nie musiałam dźwigać na sobie tego spojrzenia, jej spojrzenia, które zdecydowanie mnie przytłaczało. Podczas jej wizyty, nie wiem  czy wymieniłyśmy ze sobą po dwa zdania. Później wyszła a ja znowu zostałam sama. Miałam dziwne wrażenie, że obwiniała mnie za to wszystko. No tak, zaburzyłam idealne – no dobra, może nie takie całkiem idealne – życie. Wiedziałam, że to wszystko moja wina i bez tego. Wiedziałam, że jak zwykle wszystko pokomplikowałam. Gdybyśmy zaczęły jakąkolwiek rozmowę już wiem jak ona by wyglądała. Nasłuchałabym się o tym jak zawalę szkołę, maturę i jak będę musiała powtarzać rok, a kto wie czy nie dwa. To też mnie dobijało… wszystko moja wina. Po co ja w ogóle wymyślałam ten wyjazd? Po co ja zagłębiałam się w świat, do którego nie należałam od samego początku. Nie pasowałam tam. To musiało się źle skończyć. Ja głupia… nie zauważyłam kiedy w moich oczach zagościły łzy a jedna z nich niepostrzeżenie wymknęła się spod ściśniętych powiek i spłynęła po moim policzku. Ciszę przerwał telefon. Ja tu miałam telefon? Leżał na szafeczce obok i dzwonił. Nie bez problemu podniosłam rękę i sięgnęłam po niego. Na wyświetlaczu zobaczyłam, to co tak bardzo chciałam zobaczyć „Stefan”. Chciałam to zobaczyć, ale nie miałam siły, żeby odebrać telefon i z nim porozmawiać. Nie teraz. Gdy sygnał ucichł odblokowałam telefon i zadzwoniłam do Magdy. To dziwne, nie pamiętałam kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam. Gdy odebrała, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Nasza rozmowa była dziwna. Brakowało w niej tego entuzjazmu, który zawsze nam towarzyszył. Chyba nie potrafiłam rozmawiać już z nikim. Czułam jakby wszyscy mnie obwiniali. Mieli rację ale czy musieli pokazywać mi to w taki sposób. Czułam się jakbym sprowadziła tym wszystkim problemy na każdego. A gdzie w tym wszystkim byłam ja? Nikt nie myślał o tym jak ja się czułam. Czy oni nie widzieli jak bardzo mnie to bolało? Jak bardzo chciało mi się płakać? Zniszczyłam sobie życie! I to na własne życzenie! Nie… oni widzieli tylko kłopoty, które sprowadziłam na nich… a przynajmniej ja tak to widziałam w tej chwili…
______________________________________
Moje przepraszanie Was to już chyba jakiś standard... Za moją nieobecność, za jakość rozdziału no po prostu przepraszam. Wiem... nawaliłam.
Proszę Was jednak o najkrótszy komentarz... te negatywne też! O najmniejszy ślad Waszej obecności... Postaram się ogarnąć i zabrać znowu za tego bloga tym bardziej, że ostatnio w głowie mam zupełnie inną historię... 
Pozdrawiam! :)

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 14

"Istnieją zbrodnie, za które nikt nie ponosi odpowiedzialności karnej, ani żadnej innej. Małe, drobne, niedostrzegalne przez większość, zbrodnie, w których morduje się zaufanie, wiarę w ludzi…"
Na miejsce przyjechaliśmy przed godziną siedemnastą. Siedziałam jeszcze w samochodzie z Maćkiem i dyskutowaliśmy o tym czy kierowcą, który jechał przed chwilą przed nami była kobieta czy mężczyzna.
- To oczywiste, że była to baba! Żaden facet nie jechałby tak wolno! – mówił zirytowany.
- Zdziwiłbyś się! Niejedna kobieta okazałaby się lepszym kierowcą niż facet!
Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań na ten temat i zaczęliśmy się śmiać. Wysiadając z pojazdu nadal się przekomarzaliśmy a ja dostrzegłam siedzących – zapewne przed naszym wynajętym domkiem – Austriaków. Stefan, Gregor i Michael zawzięcie o czym dyskutowali. Uśmiechnęłam się i pomachałam lecz z premedytacją nie patrzyłam centralnie na tego pierwszego. Podeszłam do nich i przytuliłam najpierw Michiego, następnie Gregora, po czym ostentacyjnie ominęłam Stefana i krzycząc głośne „Kubaaa!” podbiegłam by przywitać się z Kotem, który właśnie wyszedł z domku. Po chwili podszedł do nas Kraft a Kuba usunął się i poszedł przywitać się z bratem.
- Musimy porozmawiać.
- Brawo Einsteinie – powiedziałam kąśliwie. Lecz w tej chwili zobaczyłam, parkującego Kamila. Z auta wyłonił się on i Ewa – ale nie teraz. Idę się przywitać.
Celowo odwlekałam tę rozmowę. Nie chciałam jej. Może nie tyle „nie chciałam” ile bałam się tego co mi powie. Do głowy przychodziły mi różne wizje, dlaczego mnie wystawił, jednak co nowsza tym głupsza i bardziej niedorzeczna od poprzedniej. Poza tym chciałam, żeby zobaczył jak to jest jak ktoś nie ma dla niego czasu. Może było to i głupie ale tylko to przychodziło mi do głowy w tamtym momencie. Podeszłam do Stochów i przywitałam się. Gdy się odwróciłam, Stefan odchodził już w nieznanym mi kierunku. Zaraz koło nas pojawił się Michael, który także przywitał się z nowo przybyłymi i podążył tam gdzie przed chwilą udał się jego przyjaciel. Następny pojawił się koło nas Gregor i już chciał udać się tam gdzie poprzednicy lecz zdążyłam chwycić go za ramię.
- Stój – odwrócił się do mnie zdezorientowany.
- Z tym, że ja… muszę… - i wskazywał na kierunek gdzie uprzednio kierowali się Michi i Stefan.
- Poradzą sobie chwilę bez ciebie. Chodź, na chwilę – i pociągnęłam go za ramię w stronę pobliskiej ławki. Nie wiedziałam co mną kierowało. Gdy usiedliśmy wznowiłam rozmowę – Co jest grane?
- Nie wiem o czym mówisz – stwierdził z miną niewiniątka.
- Gregor? Przecież wiem, że wiesz o co chodzi.
- Myślę, że powinnaś wyjaśnić sobie to wszystko ze Stefanem.
- To chociaż jakoś mnie naprowadź. Żebym mogła się jakoś przygotować na tę rozmowę.
- Agata… nie mogę. Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, ale Stefan to mój przyjaciel. Powiem Ci jedno. Chcesz, żeby ten wyjazd udał się chociaż w małym stopniu? – zaintrygował mnie.
- Oczywiście, że tak.
- W takim razie może lepiej wstrzymaj się z rozmową  z nim – mój wyraz twarzy chyba wyrażał wszystko.
- Czyli jest aż tak źle? – spytałam niedowierzając.
- To taka moja luźna sugestia – powiedział lekko się uśmiechając. To zadziwiające, jak potrafił złe wiadomości przekazywać w łagodny  wręcz lekko wesoły sposób.
- Wiesz, że to niemożliwe?
- Wiem, ale proszę bądź dla niego łaskawa. To wszystko nie wygląda aż tak źle jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
- Schlieri! Straszysz! – uśmiechnęłam się i szturchnęłam go w ramię.
- Dobra, dobra. Już nic nie mówię – uniósł ręce do góry w geście poddania się i zaśmiał się – to ja już pójdę… - i wskazał ręką, to samo miejsce w którym zniknęli wcześniej z oczu Austriacy.
- Co wy tam macie? Jakieś zebranie? – zaśmiałam się – No idź, bo przecież sobie bez ciebie nie poradzą.
Na co Gregor uśmiechając się do mnie ostatni raz poszedł a ja wróciłam do reszty towarzyszy.
Siedzieliśmy i wygłupialiśmy się, lecz ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Z zamyślenia wyrwał mnie Maciek
- No i gdzie ci Austriacy? – pytał śmiejąc się.
- Chyba pochłonął ich las – rzucił Kamil.
- No przecież się nie zgubią – powiedziałam – chociaż w sumie…
- Terenu nie znają więc jest nadzieja – dodał ze śmiechem młodszy z Kotów, po czym spojrzałam na niego wzrokiem pełnym irytacji.
- Ty chyba nie pamiętasz, że mieliśmy się tu integrować – powiedziałam śmiejąc się.
- Nic do nich nie mam ale możemy się integrować z nimi bez nich – zauważył Kuba.
- Czy ty siebie słyszysz? – nagle spytała Ewa, która nie mogła już wytrzymać – może jednak zacząłbyś używać chociaż odrobinę mózgu? – po czym zaśmiała się.
- Marzenie ściętej głowy – zaczął śmiać się Maciek – już tyle razy próbowałem go do tego namówić, ale uparty wciąż nie chce się posłuchać! – po tych słowach wszyscy wybuchli śmiechem.
- Czyli jak widać to u was rodzinne – mówiłam rozbawiona.
- Ha ha ha – mówił z ironią Maciek.
W tej chwili w oddali wyłoniły się sylwetki zbliżających się Austriaków. Widząc nas wszystkich rozbawionych i w świetnych humorach na ich twarzach także zagościły uśmiechy. Może u Stefana nie całkiem szczery ale jednak uśmiech. Oczywiście gdy usiedli przy nas, rozpoczęły się docinki ze strony Kotów, ci jednak doskonale sobie z nimi poradzili wymyślając cięte riposty. Mimo wszystko, raczej wszyscy się dogadywali. A co robiłam ja? Udawałam, że wszystko jest w porządku, co jakiś czas zerkając na Stefana. Wtedy zazwyczaj on skupiał swój wzrok na mnie a ja odwracałam się, nie chcąc utrzymywać dłuższego kontaktu wzrokowego. Wiedziałam, że rozmowa jest nieunikniona ale jakoś nie umiałam zebrać się na odwagę i poprosić go o chwilę na osobności. On jak widać też nie palił się do tego. Ku mojemu zdziwieniu za chwilę na bok poprosiła mnie Ewa a nie on. Zdziwiłam się jednak wstałam i udałam się posłusznie kawałek dalej.
- Co jest? – spytała, gdy byłyśmy już w takiej odległości, że panowie nie mogli usłyszeć o czym rozmawiamy. W odpowiedzi na jej pytanie westchnęłam, wiedziałam, że nie ma co ukrywać, bo ona i tak wszystko doskonale widzi.
- Ty jak zwykle musisz wszystko widzieć? – powiedziałam i lekko uniosłam kąciki ust.
- No wiesz… jakoś trudno nie zauważyć, że coś nie gra między tobą a Stefanem. Pokłóciliście się?
Opowiedziałam jej całą sytuacje, łącznie z tym co powiedział mi Gregor. Ten to dopiero mnie wystraszył. Ewa, jak zwykle okazała się świetną słuchaczką.
- Nie pomogę ci. Myślę, że tylko ty i Kraft możecie sobie pomóc. I lepiej nie odkładaj tej rozmowy. Po co macie sobie psuć ten wyjazd? Nie lepiej jak wszystko wyjaśnicie sobie teraz, a później będzie już z górki?
- Wiem, Ewa wiem… tylko, wiesz co mnie martwi? Że to całe wyjaśnianie nie będzie takie proste. W sensie… mam dziwne przeczucie, że pokłócimy się i wcale tak szybko się nie pogodzimy.
- Nie ma co martwić się na zapas… - mówię ci, będzie dobrze, położyła swoje ramię na moje dodając mi otuchy. Byłam wdzięczna za to, że mogłam z nią szczerze porozmawiać, chociaż w sumie… myślę, że gdyby jej nie było równie dobrze mogłabym pogadać z Kamilem albo z Gregorem czy Michaelem. Ale jednak co kobieta to kobieta. Wróciłyśmy do naszych towarzyszy a ja nadal udawałam, że wszystko jest w porządku. 

***
Następnego ranka gdy wstałam okazało się, że skoczkowie zniknęli na porannej przebieżce. W domku byłam tylko ja i Ewa, która postawiła przede mną kubek z gorącą kawą.
- Za niedługo powinni wrócić – oznajmiła oddalając się by zająć się swoimi zajęciami.
Przytaknęłam głową na znak, że informacja dotarła do mojego niezbyt jeszcze rozbudzonego mózgu. Po wypiciu gorącego napoju wstałam a w tym momencie w drzwiach pojawili się skoczkowie. Od razu dostrzegłam, że są w dość dobrych humorach, z rozmową postanowiłam wstrzymać się, aż wezmą prysznic. Sama ogarnęłam się dość szybko i wyszłam usiąść na ławce przed naszym tymczasowym lokum. Po około piętnastu minutach przysiadł się do mnie Maciek.
- Co powiesz na śniadanie? – jego głos zawsze napawał mnie otuchą a patrząc na jego delikatny uśmiech dobra energia przechodziła na mnie, jednak tym razem tak nie było.
- Nie jestem głodna, wypiłam już kawę z Ewą – to „z Ewą” było zdecydowanym nadużyciem ale nawet dla mnie było dziwne, że nie usiadła żeby pogadać więc co dopiero dla Kota – nie wiesz, czy Stefan jest zajęty?
- Chyba nie, słyszałem, że rozmawia z Gregorem i Michaelem.
- Dobra, życz mi szczęścia – powiedziałam wstając i lekko uśmiechając się do przyjaciela.
Weszłam do budynku i od razu skierowałam się w kierunku schodków. Gdy byłam już na piętrze zobaczyłam uchylone drzwi, zza których dochodziły głosy Austriaków. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, wiedziałam, że powinnam po prostu wejść i spytać czy możemy porozmawiać, ale jednak głos w głowie podpowiadał, żeby na razie się nie ujawniać. Głupia posłuchałam go. Nie chciałam ale mimo wszystko stałam a ich głosy docierały do moich uszu. Na początku nie miałam pojęcia o czym rozmawiają i gdy już chciałam się ruszyć aby wejść do pomieszczenia usłyszałam moje imię padające z ust Michaela co zahamowało mój ruch.
- Decyzja! Zależy ci na Agacie czy nie?
- Pytasz jakbyś nie wiedział… - odpowiedział Stefan, w jego głosie słyszałam rezygnację. Nie mogłam teraz odejść, nie potrafiłam, choć coś mi podpowiadało, że nie chcę słyszeć tej rozmowy.
- No to człowieku, sprawa jasna! Wymyśl coś żeby nie dowiedziała się prawdy – wtrącił Schlieri.
- Ma kłamać? Brawo, ty to się znasz… - odpowiedział Michael.
- A co może ma jej powiedzieć prawdę?
- Lepsza taka prawda niż kłamstwo… - no proszę, jeszcze jakiś czas temu nie uwierzyłabym, że mówi to Michael…
- Jak powie jej prawdę to ją straci. A widzisz jak on się przez nią zachowuje?
- Świruje, ale ze świruje jeszcze bardziej jak nie powie jej prawdy. Stefan… jak nie teraz to dowie się kiedyś…
- Dzięki, z was panowie to prawdziwi doradcy – wreszcie odezwał się Stefan. Czekałam na to co powie dalej ale nie doczekałam się.
- Świetnie, ale pamiętaj później moje słowa… - dodał Gregor.
- Po prostu dobierz odpowiednie słowa, idź z nią pogadać na spokojnie – powiedział Michi.
- Jak ma to dobrać w odpowiednie słowa? Przecież wszyscy wiemy, że Agata się wścieknie – z irytacją mówił Gregor – to żeś chłopie narozrabiał… jak chcesz się przyznać i być całkiem szczery to może powiedz prosto z mostu „Hej Agata! Zdradziłem cię wiesz? Tak, przespałem się z moją byłą sprzed dwóch lat i cały czas zastanawiałem się czy powiedzieć ci prawdę czy może…” reszta słów już do mnie nie dotarła bo zbyt dużo rzeczy wydarzyło się w jednym momencie. Ze schodów dotarło do mnie wołanie Ewy „Agata, mam sprawę!” na które zareagowałam zbyt impulsywnie. Byłam w szoku po słowach usłyszanych z ust Gregora, przez co po słowach Ewy z impetem uderzyłam ramieniem o ścianę. Zaś w pokoju, przy którym stałam zapadła cisza po stłumionym odgłosie jakby ktoś kogoś popchnął. Wiedziałam, że się wydało. Ból w ramieniu dawał o sobie znać a łzy zaczęły napływać do moich oczu dopiero teraz. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego co usłyszałam. Zaczęłam oddalać się od pokoju nie dbając na to, że teraz słychać mnie już na dwieście procent. Będąc już przy schodach w drzwiach zobaczyłam przestraszoną sylwetkę Stefana. Widziałam, że chce coś powiedzieć, zaczął wyciągać rękę w moją stronę, chciał do mnie podejść jednak ja byłam szybsza. Odwróciłam się i szybko zbiegłam po schodach jednak mój wzrok był bardzo osłabiony przez łzy cały czas do nich napływające. Gdy zostały mi już może trzy schody potknęłam się poczułam jak momentalnie znalazłam się na dole a moją głowę przeszył okropny ból. Usłyszałam pisk Ewy i krzyk Stefana jednak nie rozumiałam co do mnie mówił. W szoku wstając, dłonią dotknęłam mojego łuku brwiowego i poczułam mokrą ciepłą ciesz, która już zaczęła spływać mi po boku twarzy. Nie zwracałam uwagi na nic. Wstałam, chciałam najzwyczajniej w świecie uciec. Zniknąć. Być w miejscu, w którym nikt mnie nie zobaczy. Szybko dostrzegłam, że Stefan zbiega po schodach a ja odruchowo wybiegłam z budynku. Biegłam. Minęłam krzyczącego Maćka, poczułam jak próbował złapać mnie za rękę, jednak mu się nie udało. To było ostatnią rzeczą, którą zarejestrował mój mózg. Później poczułam już tylko uderzenie…
[Stefan]

Zebrałem się, żeby walnąć wreszcie Gregora żeby przestał wygadywać takie głupoty, bo ktoś może go usłyszeć. Wtedy usłyszałem Ewę i huk. Do głowy przyszła mi tylko jedna możliwość. Intuicja. Szybko podbiegłem do uchylonych drzwi – co ze mnie za kretyn! Jak mogłem zostawić je otwarte – od razu zobaczyłem ją! Stała przy schodach. Chciałem jej to wszystko wytłumaczyć ale widząc łzy w jej oczach i wyraz szoku na twarzy zaniemówiłem, wyciągnąłem tylko rękę jakbym chciał przyciągnąć ją do siebie. Wiedziałem, że wszystko się wydało i to nie w taki sposób jaki chciałem. Zobaczyłem, że zbiega ze schodów, ruszyłem za nią. Byłem u szczytu schodów, gdy ona była już na dole. Nie docierał do mnie żaden dźwięk oprócz pisku Ewy. Dostrzegłem jak Agata runęła w dół. W tej chwili poczułem się jakbym to ja runął na ziemię. Poczułem jej ból, jednak nie na głowie za którą się trzymała, w sercu. Gdy uniosła głowę zobaczyłem krew spływającą po jej twarzy, kolejna fala bólu. Szok na jej twarzy był nie do opisania, sama nie zdawała sobie sprawy z tego co właśnie się działo. Zacząłem coś do niej mówić bez ładu i składu po czym ruszyłem w jej stronę jednak ona postanowiła utrudnić mi dotarcie do niej. Ja byłem  na dole, ona już na zewnątrz. Usłyszałem donośny krzyk Maćka. On nie mógł zwiastować niczego dobrego. Wypadłem z domku a moje oko zarejestrowało kilka rzeczy na raz. Agatę biegnącą w stronę ulicy. Maćka próbującego ją złapać. I samochód. Samochód, którego Agata nie dostrzegała przez szok, ból i z pewnością załzawione oczy. Gdy zobaczyłem jak ręka Maćka mija się z ręką Agaty wiedziałem, że mu się nie udało. Że to się źle skończy. Zobaczyłem ją na ulicy i auto powodujące, że jej ciało zostało odrzucone w bok jak szmaciana lalka. Kierowca zatrzymał pojazd. Wybiegł z niego i zrównał się ze mną, biegnącym już w jej stronę. Nad nią siedział już Maciek. Otworzyła oczy, chciała coś do niego powiedzieć jednak zaraz potem ponownie straciła przytomność. Nie wiedziałem, czy w tej chwili widziałem jej niebieskie tęczówki po raz ostatni. Nie wiedziałem czy te okoliczności są ostatnimi, w których ją widzę. Nie wiedziałem czy usłyszę jeszcze jej głos, nawet gdyby miała na mnie krzyczeć byłby to dla mnie najbardziej kojący dźwięk. Nie wiedziałem, czy będzie jeszcze kiedyś tak ciepła jak parę minut temu. Nie wiedziałem, czy zimno ogarnie nią już na zawsze… Ale najgorsze było to, że to Maciek próbował teraz ją ratować a ja stałem i nie potrafiłem się ruszyć patrząc na jej zakrwawioną twarz.
_____________________________________
Nie wiem za co przepraszać najpierw... najpierw przeproszę za to powyżej. Wiem, że temu rozdziałowi brakuje dużo, prawdę mówiąc wiedziałam jak ma wyglądać końcówka ale kompletnie nie wiedziałam co zrobić z resztą więc zapchałam to niepotrzebnymi dialogami...
Przepraszam za moją nieobecność ale ostatnio nie miałam na nic czasu. Jestem na wczasach i to cud, że napisałam cokolwiek. Jeszcze przed wczasami odbył się Memoriał Olimpijczyków, byłyście? Ja tak i spełniło się moje marzenie :D Też nie możecie doczekać się LGP? Ja bardzo :D 
I jeszcze jedno... pod ostatnim rozdziałem pojawiło się rekordowo mało komentarzy, mam wrażenie że zawaliłam więc za to też przepraszam...