sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 4

"Jeśli potrafisz spędzić z kimś pół godziny 
w zupełnym milczeniu
 i nie czuć przy tym wcale skrępowania,
 ty i osoba ta możecie zostać przyjaciółmi."


Cały dzień nic do mnie nie docierało. Myślałam tylko o jednym… czy był? Czy myślał o mnie? Czy spodziewał się mnie tam spotkać? No cóż, co mogłam zrobić? Musiałam czekać na jutrzejszy ranek. Dzisiaj wreszcie poszliśmy w góry! Moje górskie buty czekały na to cały rok, aby wreszcie zostały użyte. Podczas chodzenia po górach mogę wyzbyć się wszystkich emocji, wszystkie trapiące mnie myśli po prostu znikają, ulatniają się abym mogła całkowicie poświęcić moje myśli widokom i uczuciu wolności. Uwielbiam ten rodzaj zmęczenia, taki wysiłek jest motywujący, cały czas powtarzasz sobie dlaczego to robisz, a gdy widzisz już upragniony szczyt wzbiera w Tobie euforia. Cieszysz się, że pokonałeś swoje zmęczenie, postawiłeś na swoim i osiągnąłeś to co chciałeś. Ulga, odpoczynek pod schroniskiem i nie gasnący podziw dla samego siebie. Na górze możesz poczuć się jak pan świata, patrząc na wszystko z daleka, z dystansem, którego brakuje mi na dole. Czujesz się jakbyś był nad wszystkimi zmartwieniami, jakby one po prostu pozostały tam na dole.
Wreszcie, to był dzień, na który czekałam. Bardzo dobrze czułam się w mieście jednak góry, prawdziwe chodzenie po nich to dopiero była frajda.
Z dumą powróciliśmy do domu, nie mieliśmy siły na nic jednak można było wyczuć szczęście. Pierwsze co zrobiłam to obowiązkowy prysznic. Gdy krople gorącej wody spadały na moje ciało czułam niesamowitą ulgę.
Następnie kolacja i upragniony odpoczynek, przed pójściem spać uprzedziłam mamę, że rano planuję spacer, zrobiłam to po to, żeby nie zostawiać żadnych idiotycznych karteczek na drzwiach.
Tak jak zaplanowałam, położyłam się wcześniej i nastawiłam budzik. Spałam jak zabita a budzik wyrwał mnie z błogości jak piorun. Faktem jest, że łóżko było w tym momencie najpiękniejszym, najwygodniejszym i najcieplejszym miejscem na ziemi. Ogromnie chciałam poddać się grawitacji i runąć z powrotem na materac jednak moja siła woli zwyciężyła. Nie zdarzało się to często lecz tym razem się udało. Po porannej toalecie wyszłam z budynku i ruszyłam w dobrze już znanym mi kierunku. Ta sama ławka, bardzo podobna pogoda, brakowało tylko jednej ale jakże ważnej rzeczy a właściwie nie rzeczy…. Brakowało jedynie jego. Nie pojawił się. Siedziałam, czekałam, rozglądałam się, jednak po moim rozmówcy sprzed dwóch dni nie było ani śladu. Cały czas miałam nadzieję, że zza rogu wyłoni się znana mi postać. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Po dwóch godzinach bezczynnego wpatrywania się przed siebie zrezygnowałam.
Wstałam i ruszyłam w stronę domu. Byłam zawiedziona… nie powiem, że nie, nastawiłam się już na to spotkanie choć w sumie, mogłam to przewidzieć. Zawsze gdy za bardzo czegoś chcę i wyczekuję, nastawiam się na to… dziwnym zbiegiem okoliczności, spotkanie zostaje odwołane z przyczyn losowych… Boże jak to brzmi… No cóż… tak czy siak powinnam się już do tego przyzwyczaić.
W domu czekało już na mnie śniadanie. Jak miło, właśnie za to uwielbiałam wyjazdy… wszyscy byli dla siebie aż za mili… może było to trochę sztuczne ale przynajmniej odpoczynek od spięć między mną a ojczymem. Zawsze się kłóciliśmy i mieliśmy inne zdania, tak było odkąd tylko zaczął spotykać się z moją mamą. Kiedyś winiłam go za wszystko co złe w naszej rodzinie… teraz wiem i doceniam to, że wyciągnął nas z niezłego gówna w jakie wpakował nas ojciec, jednak częstotliwość naszych kłótni raczej się nie zmieniła.
Dzisiejszy dzień miał być odpoczynkiem i całkowitym relaksem. Rano zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się na miasto. Usiedliśmy pod parasolem jednej z knajpek i zamówiliśmy coś do picia. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy gdy usłyszałam znajomy dźwięk dzwoniącego telefonu i poczułam wibracje w mojej kieszeni. Wyciągnęłam go, tym razem dzwoniła Inga. Od razu chciała się upewnić czy akurat nie jesteśmy na szlaku i mi nie przeszkadza, ucieszyła się, że możemy spokojnie rozmawiać. Wstałam i postanowiłam się przejść by porozmawiać z przyjaciółką, wiadomo, nie lubiłam rozmawiać przy nich, nie mogłam wtedy czuć się swobodnie. Dziewczynie usta się nie zamykały, okazało się, że wczoraj jej narzeczony zabrał ją do Krakowa. Musiałam wysłuchać szczegółowej relacji. Oczyma wyobraźni widziałam wszystkie miejsca, które mi opisywała, wszystkie je znałam doskonale gdyż często bywałam w tamtym mieście. Większość mojej rodziny była z Krakowa i okolic. Następnie ja musiałam jej zrelacjonować wczorajszą wycieczkę w góry. Okazało się, że o Maćku wszystkiego dowiedziała się już od Magdy. Nie wiedziały jedynie o moim wczorajszym zaspaniu i jego dzisiejszej nieobecności. Wiem, że czekały na wiadomości w tej sprawie więc troszkę się zawiodły. Skończyłyśmy rozmowę gdy siedziałam na ławce na Krupówkach i patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem w jeden punkt sama nie wiedząc co obserwuję. Nie wierzyłam własnym oczom… mój wzrok sam wyłapał poznanego mi przed dwoma dniami chłopaka. Teraz już poznałabym go wszędzie… no może gdyby założył kostium białego niedźwiadka miałabym z tym mały problem. W tej właśnie chwili jego wzrok padł na mnie, chwilę mi się przyglądał po czym delikatnie się uśmiechnął i ruszył w moim kierunku. Również lekko uniosłam kąciki ust.
- Cześć, mogę się dosiąść? – na te słowa od razu zachciało mi się śmiać. Jakoś dziwnie przypominało mi to nasze pierwsze spotkanie.
- Znowu? – powiedziałam cały czas się śmiejąc – no dobra ale to już ostatni raz.
- Czyli następnym razem ja muszę siedzieć żebyś to ty dosiadła się do mnie – też zaczął się śmiać.
- Czyli od razu zakładasz, że będzie następny raz?
- Tego się spodziewam – powiedział siadając.
- Fajnie wiedzieć. Myślałam, że spotkam cię dziś pod skocznią.
- A ja myślałem, że spotkam cię tam wczoraj. Dzisiaj wyjątkowo dobrze mi się spało. – powiedział z wyrazem rozkoszy na twarzy.
- To tak jak mi wczoraj – przyznałam - Widać los nie chciał żebyśmy się spotkali – dodałam.
- W takim razie co tutaj robimy?
- No okej, może jednak chciał – przyznałam, miał rację. Nie wierzę w przeznaczenie ale nie wierzę też w zupełne przypadki. Z jakiegoś powodu znowu musieliśmy na siebie trafić.
-… Hej! Słuchasz mnie? - głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia.
- Emmm… szczerze? W tym momencie akurat nie – odrzekłam z przepraszającym uśmiechem.
- Super, ja się tu wywnętrzam a ty mnie olewasz…
- Oj tam od razu olewasz. Nie przesadzaj, mogłam się zamyślić. – fajnie, teraz on mnie nie słuchał… robił to specjalnie wiedziałam to. Szturchnęłam go lekko w ramię.
-Hę? Mówiłaś coś? – nie udało mu się jednak zachować powagi i szeroki uśmiech sam pojawił mu się na twarzy.
- Ha ha ha baardzo śmieszne… - Odnotowałam sobie w pamięci, że lubi się odgrywać.
- Dobra, żarty zostawmy na później. Co tu właściwie robisz? – I wtedy przypomniałam sobie, że przyszłam tu tylko po to żeby porozmawiać z Ingą. No trochę czasu mnie nie było, chyba powinnam już wrócić, chociaż z drugiej strony całkiem możliwe, że poszli gdzieś beze mnie.
- Wiesz co? W sumie to chyba powinno mnie tu już nie być. Powiedziałam, że idę na chwilkę porozmawiać z przyjaciółką a tymczasem minęła już godzina.
- Okej, rozumiem. To teraz gdzie się spotkamy? Na trzeciej ławce, za kolejne dwa dni? – dodał uśmiechając się.
- Kto wie. – powiedziałam wstając i idąc w stronę knajpki, którą opuściłam „na chwilę”.
- Agata! Czekaj! – usłyszałam. Wow zapamiętał moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam że Maciek zmierza szybkim krokiem w moją stronę. – Tym razem może zostawisz mi chociaż swój numer co? Byłoby miło raz spotkać cię nie przypadkiem.
- No nie wiem czy powinnam. A co jak okażesz się psycholem i zaczniesz mnie prześladować? – odpowiedziałam jednak tu już nie potrafiłam zachować powagi i na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Wtedy… jakoś dasz sobie radę. – powiedział odwzajemniając uśmiech. – Mam jednak nadzieję, że chociaż na tyle wzbudzam zaufanie.
- No dobra – powiedziałam wyciągając telefon z kieszeni aby podać mu swój numer.
- Nie znasz swojego numeru na pamięć? – To było szczere zdziwienie mieszające się z (na moje oko) ogromną chęcią wybuchnięcia śmiechem.
Serio? Czemu to zawsze wszystkich dziwi… po prostu nie mam pamięci do cyferek, tak trudno zrozumieć?
- No jakoś nie – moja mina wyrażała wszystko co sądziłam na temat tamtego pytania. Podałam chłopakowi numer i szybko udałam się w stronę knajpki.
- No wreszcie! Gdzieś ty się zapodziała? – powiedziała mama gdy tylko mnie zobaczyła.
- Zagadałam się z Ingą – odpowiedziałam automatycznie.
- Dobra, siadaj, wypij sok i idziemy. Dzisiaj przygotuję obiad w domu.
Wypiłam mój ulubiony pomarańczowy sok i ruszyliśmy w stronę domu. Jak zwykle zaczęłam analizować spotkanie ze skoczkiem i doszłam do dziwnego wniosku, który sam mnie zaskoczył. Wcale nie czułam się jakbym rozmawiała z kimś, kogo widuję tylko na ekranie telewizora czy komputera. Czułam się jakbym rozmawiała ze starym, dobrym kumplem. Byłam wyluzowana i spokojna.  Mama poszła coś upichcić, ojczym zajął laptopa a ja usiadłam na balkonie, gdy mój telefon zaczął dzwonić po raz drugi tego dnia. Nie znałam numeru, który zobaczyłam jednak domyślałam się, do kogo może on należeć. Odebrałam i usłyszałam głos, który słyszałam może z jakieś pół godziny temu.
- No cześć! Teraz i ty masz już mój numer. Mam jedno pytanie… co będzie jeżeli okażesz się psycholką i zaczniesz mnie prześladować? – Słyszałam w jego głosie rozbawienie.
- Wtedy… jakoś dasz sobie radę – powiedziałam cytując jego słowa.
- No dobra, najwyżej jakoś będę musiał z tym żyć. Muszę kończyć, odezwę się.
- Okej, miłego popołudnia – powiedziałam na pożegnanie. Usłyszałam jeszcze „nawzajem” a później się rozłączył.
Zjedliśmy obiad, pograliśmy w karty, nie chciało się nam już nigdzie dzisiaj wychodzić. Totalnie leniwe popołudnie. Wieczorem przeglądając Internet usłyszałam dźwięk przychodzącego sms’a.
Od: Maciek
Jutro chcesz pospać, czy widzimy się rano? :)
Po wymienieniu kilku sms’ów umówiliśmy się na godzinę dziesiątą. Stwierdziliśmy bowiem, że oboje pospalibyśmy troszkę dłużej. Później pisaliśmy już o wszystkim innym. Trochę się poznaliśmy. Matko, piszę z Maćkiem Kotem, traktowałam go już normalnie, jak kumpla, ale to nie zmieniało faktu kim on jest. Na koniec rozmowy napisaliśmy sobie „dobranoc” a ja poszłam spać, nie wierząc w szczęście jakie mnie spotkało.
Rano wstałam, ogarnęłam się i zjadłam lekkie śniadanie. Ojczym już nie spał więc powiedziałam mu, że wychodzę. Pominęłam odpowiedź na jego pytanie „gdzie ty tak znikasz?” i zaczęłam iść w kierunku skoczni.
Już z daleka widziałam, że siedzi na ławce. Spojrzałam na zegarek w telefonie, nie spóźniłam się, co byłoby do mnie podobne. Podeszłam i od razu usiadłam mówiąc „cześć”. 
- Cześć, nie spytałaś czy możesz się dosiąść – powiedział odwracając głowę w moją stronę abym mogła zobaczyć jego uśmiech.
- Przepraszam, czy mogę się dosiąść? – powiedziałam aby formalnością stało się zadość.
- Przecież siedzisz – teraz już zaczął śmiać się na głos. Z natury szybko się irytowałam ale jego śmiech sprawiał radość i mi.
- Dobra, dobra, mniejsza z tym.
Zapadła cisza, ale taka bez napięcia, po prostu przyjemna cisza... oboje wiedzieliśmy o swojej obecności obok i nawet bez słów czuliśmy się dobrze.
Po kilkunastu minutach znowu zaczęliśmy rozmawiać, tematy jakoś same się znajdywały. Później poszliśmy na lody, zamówiłam oczywiście moje ulubione miętowe z kawałkami czekolady. Były pyszne. Około trzynastej stwierdziłam, że muszę już wracać. Stwierdził, że też musi się zbierać ale najpierw chce mi zadać jedno pytanie.
- No okej, pytaj… - odpowiedziałam z uśmiechem. Nie wiedząc czego mam się po nim spodziewać… 
_________________________________________
Pierwsze co muszę Wam powiedzieć to: Przepraszam! W tym rozdziale miało się już wydarzyć zupełnie co innego co miało trochę to urozmaicić jednak za bardzo się rozpisałam a nie chciałam żeby rozdział był przesadnie długi więc postanowiłam zrezygnować z ciągu dalszego.... Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie i da się to przeczytać. Obiecuję, że w następnym rozdziale nie będzie już tak kolorowo i pojawi się też trochę... no nie będę zdradzała czego :) 
Oczywiście jak zwykle proszę o opinie, te dobre jak i te złe. Jeżeli to czytacie zostawcie po sobie komentarz :) To dużo dla mnie znaczy... 
Do następnego! Buziaki :* 

PS: Nie wierzę w to co się teraz dzieje... najpierw Bardal... teraz Jacobsen... Z naszej trójki norweskich Andersów został już tylko jeden :( 

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 3

„Masz w sobie coś, co sprawia,
że chcę chodzić do miejsc gdzie,
‘przez przypadek’ mogłabym Cię spotkać.”


Nie spałam dobrze tej nocy. Budziłam się z mocno kołatającym sercem, czasami śniły mi się koszmary jednak nie były to sny o potworach, raczej o stracie kogoś bliskiego i tego typu rzeczach. Często nie pamiętałam co wywołało mój niepokój i nerwy… tak było i tym razem. Całą noc wierciłam się, zasypiałam by po chwili znowu się przebudzić. Po szóstej rano stwierdziłam, że to i tak nie ma sensu. Wstałam, spojrzałam przez okno, było pięknie. Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam, włosy związałam w kucyk jak to miałam w zwyczaju, jeżeli chodzi o makijaż zdecydowanie preferowałam zwykłe podkreślenie rzęs tuszem. Nie chciałam jeszcze budzić mamy, bo po co? Wyszłam z pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i opuściłam budynek z myślą, że wrócę zanim się obudzą i nawet nie zauważą mojego zniknięcia. Wiedziałam gdzie chcę iść. Od razu skierowałam się w kierunku skoczni. Ulice były takie puste i ciche, mogłam spokojnie pomyśleć o wszystkim i o niczym. Nawet nie wiem kiedy byłam już na miejscu. Usiadłam na pobliskiej ławce i spoglądając na Krokiew zamyśliłam się. Odcinanie się od świata realnego było dla mnie częste, nie rzadko zdarzało się, że odzyskiwałam świadomość dopiero po kilku szturchnięciach przez osobę, która jak się okazywało cały czas do mnie mówiła. Jednak tym razem byłam w miarę świadoma co się wokół mnie działo. Zaczęły mijać mnie pojedyncze osoby spieszące się do pracy lub do nieznanych mi celów. 
–Mogę się dosiąść? – usłyszałam męski głos po mojej lewej stronie.
-Mhm – mruknęłam. Usiadł… i siedział tak w ciszy. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nawet nie spojrzałam na mojego towarzysza. Lekko obróciłam głowę żeby zerknąć na nieznanego mi chłopaka. Był to brunet o ciemniejszej karnacji. Przystojny… nie można powiedzieć że nie. Pech chciał, że akurat on też na mnie spoglądał. Nasze spojrzenia spotkały się. Uniósł lekko kącik ust do góry w delikatnym uśmiechu. Odwzajemniłam go, jednak nie zamierzałam się odzywać, może i miałam ochotę porozmawiać ale nie… nie będę pierwsza rozpoczynała rozmowy. Albo pomyślał tak samo albo najzwyczajniej w świecie nie chciał rozmawiać i przyszedł tu w takim samym celu jak ja. Popatrzeć na skocznię i pomedytować w ciszy. Chwila… coś mi tu nie pasowało… twarz jakby znajoma… nie chciałam zerkać ponownie ale to było silniejsze ode mnie. Znowu lekko przekręciłam głowę niby spoglądając na coś w tamtym kierunku. Spojrzałam na niego i szybko zaczęłam wpatrywać się tępo przed siebie. Nie możliwe… moja głowa chyba płata mi niezłe figle… nigdy nie widziałam go twarzą w twarz… jedynie na zdjęciach czy w telewizji ale poznałam go… jeżeli moja wyobraźnia nie żartowała sobie ze mnie to właśnie w tej chwili obok mnie siedział nie kto inny jak Maciej Kot! Nie powiem, czułam się trochę nieswojo. Po piętnastu minutach cisza była nie do wytrzymania, już miałam podnieść się z ławki, gdy ponownie usłyszałam jego głos… 
- Piękna, prawda?
Spojrzałam na niego zdziwiona i wtedy dostrzegłam że jego wzrok wpatrzony jest w skocznię…
- Tak, prawda- nie miałam ochoty się wywnętrzać. Znowu cisza…
- Przepraszam, nie przedstawiłem się… Maciek jestem. – Wiedziałam! Odwróciłam wzrok, tym razem patrzył na mnie.
- Wiem, poznałam Cię… Agata – powiedziałam wyciągając rękę na przywitanie. Wiem, że to facet powinien wyciągnąć dłoń pierwszy ale tak już miałam w zwyczaju, taki odruch. Uścisnął moją rękę mówiąc:
- Fanka skoków? – kiwnęłam głową. – Nie zachowujesz się jak fanka… one raczej mają trudności ze skleceniem zdania… zazwyczaj – dodał z lekkim uśmiechem. Co miałam mu powiedzieć? Że po prostu za bardzo mnie zatkało i pewnie dopiero później dotrze do mnie że z nim rozmawiałam?
- Wiesz… trochę mnie zaskoczyłeś… nie spodziewałam się Ciebie spotkać, więc pewnie jeszcze do mnie nie dotarło że z Tobą rozmawiam. – Postawiłam na szczerość. Miło mi było gdy jego uśmiech się powiększył.
- Jest rano… co tutaj robisz?
- Nie mogłam spać. – prosta odpowiedź na proste pytanie.
- Ja też. Często tu przychodzę… ale Ciebie jeszcze nigdy tu nie widziałem. – No co ty? Myślałam że widziałeś mnie tu kiedy byłam ponad sto kilometrów stąd.
- Tak, nie dziwię się. Wczoraj przyjechałam.
Rozmowa jako tako się kleiła. Nie rozmawialiśmy jednak o niczym konkretnym. Mówiliśmy, żeby mówić cokolwiek. Ale nie powiem, była to przyjemna wymiana zdań. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Która? Po dziewiątej? Oho… pięć nieodebranych połączeń od mamy… sama nie wiem czemu miałam wyciszony telefon i nie słyszałam kiedy dzwoniła. A jeśli chodzi o wibracje… to na nie bym nie liczyła, raz działały a raz nie… Powiedziałam Maćkowi, że muszę już iść i co zobaczyłam na jego twarzy? Cień smutku? Czyżby rozmowa ze mną była w jakimś stopniu przyjemna?
- Jest szansa, że jeszcze się tu pojawisz rano? 
- Jest. I to duża. – Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę domu. Chyba się uśmiechnął ale wtedy myślałam już tylko o tym żeby szybko wybrać numer mamy. Odebrała po dwóch sygnałach ‘Gdzie ty jesteś i czemu nie odbierasz?’ usłyszałam w słuchawce. ‘Spokojnie mamo… już idę… byłam na spacerze a telefon miałam wyciszony’ ‘To na przyszłość miej włączony dźwięk, porozmawiamy jak wrócisz’ i rozłączyła się. Super… teraz czeka mnie kazanie.
Weszłam do budynku lekko zdyszana, schody, korytarz i już byłam u nich w pokoju.
-Jestem – powiedziałam wchodząc. Oparłam się o framugę drzwi i głęboko oddychałam żeby uspokoić oddech.
-Świetnie. Możesz mi w takim razie powiedzieć gdzie byłaś i dlaczego nam nie powiedziałaś ani nie zostawiłaś żadnej kartki ani nic? – usłyszałam od razu. 
- Już mówiłam, że byłam na spacerze – szczegóły wolałam pominąć bo i po co miałam jej wspominać o Maćku… dość często wyznawałam zasadę „Nie mówić bo po co?” zdecydowanie wolałam gdy moja mama nie znała szczegółów z mojego życia. – to chyba proste nie chciałam Was budzić a liściku nie zostawiłam bo i gdzie? Na drzwiach miałam wam przykleić? Albo może na moich? Tym bardziej, że myślałam o wcześniejszym powrocie.
- Nie chcę robić awantury… następnym razem… tak, myślę, że karteczka na drzwiach spokojnie mi wystarczy – powiedziała. Odetchnęłam, bo przynajmniej była to krótka rozmowa, bez żadnego umoralniania. A co do reszty to… serio? Mam przyklejać kartkę na drzwi żeby każdy kto będzie przechodził koło mojego pokoju wiedział, że wyszłam się przejść? 
- Okej… -mruknęłam dla świętego spokoju.
Reszta dnia minęła normalnie, całe szczęście wczorajsza rozmowa została zapamiętana i wybraliśmy się na Gubałówkę. Często wracałam myślami do nowo poznanego znajomego. Analizowałam naszą rozmowę i zastanawiałam się czy to aby na pewno nie był sen lub wytwór mojej wyobraźni. Zaskakująco dobrze mi się z nim rozmawiało, na luzie, jakbym znała go dużo dłużej. Nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania… szkoda tylko, że nie poprosił chociaż o numer telefonu no ale w końcu spytał czy jeszcze się spotkamy. Miałam zamiar nie odpuścić żadnego poranka pod skocznią z nadzieją, iż on także się tam pojawi. Tymczasem weszliśmy już na górę i podziwiałam mój ukochany widok na Zakopane. Wiele się nie zmieniło. Długo przyglądałam się „śpiącemu rycerzowi”, mieliśmy ze sobą lornetkę więc mogłam spokojnie obejrzeć wielki krzyż na Giewoncie. Doskonale było widać skocznie i ponownie uśmiechnęłam się na wspomnienie porannego spotkania. Następnie dokładnie obeszliśmy budki z pamiątkami, kupiłam oczywiście pocztówki dla przyjaciół. Uwielbiam wysyłać kartki pocztowe jak i je dostawać, szkoda, że nie jest to już tak popularne jak kiedyś jednak ostatnio wydaje mi się, że coraz więcej osób do tego wraca. Później wróciliśmy do centrum, obiad, spacer, wieczorem karty. Gdy byłam już u siebie w pokoju zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz „Madzia”, odebrałam i  od razu kazała mi opowiadać jak jest i czy już zdążyłam się z kimś pokłócić. Była zaskoczona gdy powiedziałam że, na razie obyło się bez większych konfliktów, wolałam pominąć poranną rozmowę z mamą… to w sumie nie było czymś wielkim. Przekazała mi pytanie Ingi „Poznałaś już kogoś”, odpowiedziałam, że nie choć po chwili  stwierdziłam, że można jej powiedzieć. Gdy usłyszała historię z Maćkiem w roli głównej nie chciała mi uwierzyć… no dzięki… w końcu chyba uwierzyła i wręcz kazała mi pojawiać się tam co rano. Nie miałam zamiaru robić inaczej. Posłuchałam jeszcze co słychać u znajomych i pożegnałyśmy się. Następnie standardowo komputer, łazienka, muzyka i łóżko. 
Nie miałam problemów z zaśnięciem, nawet grająca muzyka mi nie przeszkadzała.

Otworzyłam oczy, było zaskakująco jasno, promienie słoneczne wpadały do mojego pokoju. Podniosłam się i spojrzałam na wyświetlacz telefonu 09:14.
Cooo? Zaspałam! Straciłam szansę na spotkanie go. Ciekawe, czy tam był z nadzieją na spotkanie ze mną? Ta myśl nie dawała mi spokoju i męczyła mnie nieustannie. 
______________________________________

No i jestem z kolejnym rozdziałem :D Akcja pomału się zaczyna, choć to nie do końca miało tak być :)  Mam nadzieję, że się Wam podoba, a jeżeli macie do czegoś zastrzeżenia piszcie w komentarzach! :) Wszystkie komentarze czytam z wielką przyjemnością bo to znak, że ktoś to czyta ;p
No to cóż... nie przeciągam, czekam na opinie i do następnego! Buziaki ;*

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 2

"Nie myśl o szczęściu.
Nie przyjdzie - nie zrobi zawodu,
przyjdzie - zrobi niespodziankę"

Obudziłam się rano.  Była sobota. Jutro mieliśmy wyjeżdżać do Zakopanego. Wreszcie się doczekałam. Nie byłam tam już od tylu lat ale wreszcie udało mi się namówić mamę abyśmy pojechali w Tatry, padło więc na Zakopane. Jednak musiałam jeszcze przetrwać dzisiejszy dzień a jutro… zobaczę wreszcie moje ukochane góry. Zawsze tak mam, kiedy czekam na coś z utęsknieniem czas niemiłosiernie się dłuży. Cały dzień nie mogłam znaleźć sobie miejsca, niby robiłam wszystko jak w każdą sobotę ale to nie było to samo. Po obiedzie stwierdziłam że zacznę się pakować, tego akurat nienawidziłam. Ociągając się wyciągnęłam z szafy walizkę i zaczęłam układać ubrania. Nie obyło się bez moich ukochanych koszul w kratę, spodni z dziurami (o które zawsze toczyłam wojny z wychowawczynią. Słyszałam już różne teksty „Czy ciebie w drodze do szkoły zaatakował jakiś wściekły pies?” „A może uciekałaś przed kimś przez płot?” mama nawet raz mi je zaszyła! Ale co to dla mnie! Z pomocą nożyczek poradziłam sobie z tym. Dobra dość opowieści o moich spodniach…). Postanowiłam że zaszaleję i spakowałam nawet zwiewną czerwoną sukienkę przed kolana! Sukienki zakładałam tylko od święta no ale… Dalej poszły kosmetyki itd. Na buty razem z mamą brałam osobną torbę, nie wykonalne było spakowanie wszystkich moich rzeczy do jednej. Reszta dnia dalej strasznie mi się dłużyła. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, kręciłam się po domu aż w końcu ojczym powiedział żebym siadła sobie w jednym miejscu… Dobra poszłam do siebie i włączyłam telewizor, nie wiem co leciało bo myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Po dwudziestej pierwszej nie wytrzymałam, poszłam się umyć i położyłam się do łóżka ze słuchawkami w uszach. Po północy odłożyłam słuchawki i nie bez problemu wreszcie zasnęłam. 
 Rano oczywiście obudziłam się jako pierwsza. Później normalna krzątanina, kolejka do łazienki, wszyscy biegają jak postrzeleni czy aby na pewno nikt niczego nie zapomniał. Załadowaliśmy się z bagażami do auta i wreszcie, ku mojej radości ruszyliśmy! Uwielbiałam podróżować, czy to autem czy pociągiem, po prostu się przemieszczać i podziwiać krajobrazy przez szybę, słuchając ulubionych kawałków. Oczywiście w połowie drogi mama zrobiła mi na złość i włączyła radio… no przepraszam ale moje słuchawki go nie zagłuszą! Chcąc, nie chcąc musiałam słuchać radia, na szczęście czasami zdarzało im się puścić coś fajnego. Oczywiście standardowo korek na zakopiance nas nie ominął ale w ogóle nie psuło mi to nastroju.
Gdy za oknem, w oddali zaczęły pojawiać się góry, czułam jak ogarnia mnie radość. Nie mogłam się na nie napatrzeć, czułam że jadę do miejsca, które tak kocham.
Pod dom, w którym mieliśmy mieszkać, dojechaliśmy z małymi problemami, wiadomo, znaleźć adres nie jest tak łatwo. Ja tam zawsze lubiłam takie błądzenie i widząc jak ojczym denerwuje się za kierownicą nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. No cóż, taka byłam, jak raz zaczęłam się śmiać, nie umiałam już przestać. Dom nie był w samym centrum więc nie musieliśmy martwić się hałasem, mogliśmy w pełni cieszyć się górską ciszą. Wysiedliśmy z auta, właściciele okazali się bardzo mili, pokazali nam pokoje. Miałam pokój sama, był on nieduży ale przytulnie urządzony. Miałam w nim łóżko, szafkę nocną, dużą szafę, stolik a przy nim dwa krzesła. Oczywiście własna łazienka! Marzenie każdego! Miałam nawet balkon! Już zaczęłam sobie wyobrażać jak rano wstaję jeszcze lekko zaspana wychodzę na balkon, wdycham górskie powietrze i patrzę na przepiękny widok moich ukochanych Tatr. Najbardziej podobało mi się że budynek był w typowym góralskim stylu, kochałam tego typu domy. Prawie naprzeciwko drzwi do mojego pokoju był pokój mamy i ojczyma, weszłam i właściwie zaraz wyszłam, wolałam stać na moim balkonie i napawać się widokiem.
Szybko rozpakowałam bagaż i razem poszliśmy na pierwszy spacer po Zakopanem. Z naszej trójki znałam miasto najlepiej, w końcu przez kilka lat z rzędu co rok przyjeżdżałam tutaj na kolonie. Masa wspomnień, co chwilę przypominałam sobie jakieś śmieszne sytuacje, nie mogłam powstrzymywać się od uśmiechu. Wszystko było tak samo piękne jak te parę lat wcześniej, oczywiście masa turystów i ceny, te dwie rzeczy, które mnie tu denerwowały no ale cóż… nie ma rzeczy bez skazy. Najbardziej chciało mi się śmiać gdy na Krupówkach zobaczyłam tak dobrze znanego mi białego niedźwiadka pozującego do zdjęć. Stragany z mnóstwem pamiątek, wszędzie góralskie kapelusze i owieczki z napisem „Zakopane”. Cały czas podnosiłam głowę na otaczające nas z każdej strony góry. Wiedziałam, że na dobry początek pobytu nie mogę sobie odpuścić Wielkiej Krokwi. Minęło trochę ponad dwadzieścia minut zanim ją ujrzałam. Ten widok zawsze cieszył moje oczy tak samo.
Oczywiście mama nie rozumiała mojego zachwytu, nigdy nie czuła ducha skoków narciarskich, ciekawe po kim to miałam, pamiętam, że gdy byłam mała zawsze oglądałam skoki z bratem i tatą, więc może po nim… Tak czy siak, Wielkiej Krokwi nigdy nie widziałam zimą no ale cóż, wszystko jeszcze przede mną. Nie mogłam się na nią napatrzeć, wiedziałam że podczas pobytu, będę tutaj częstym gościem. Była po prostu piękna. W moim życiu widziałam kilka skoczni, w Wiśle, Szczyrku, Karpaczu a nawet mamucią w Harrachovie, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie! Jednak do naszej Zakopiańskiej miałam jakiś szczególny sentyment.
- Dobra, ile można się zachwycać skocznią? – powiedziała mama, wyrywając mnie z zamyślenia – idziemy coś zjeść?
- Właśnie miałem o to spytać – powiedział Krzysiek (ojczym).
Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć, właściwie robiłam je cały czas, prawie wszystkiemu. Nie znałam się na fotografowaniu tak dobrze jak Madzia ale uwielbiałam wszystko uwieczniać za pomocą aparatu. Wiedziałam że systematycznie będę musiała czyścić kartę pamięci i zrzucać zdjęcia na laptopa żeby nie brakło mi pamięci gdzieś na mieście czy w górach.
Wróciliśmy bliżej centrum i poszliśmy na pizzę. Moją porcję pochłonęłam dość szybko, nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego jak byłam głodna. No cóż są rzeczy ważne i ważniejsze, jak widać ważniejsze było zobaczenie skoczni. Poszliśmy się przejść, rozmawialiśmy o tym co będziemy robić przez te dwa tygodnie. Musiałam powiedzieć moje:
- Jutro Gubałówka! Obowiązkowo! Proooszę! Stamtąd jest tak piękny widok, musimyyy – zaczęłam męczyć mamę.
Ku mojemu zdziwieniu, nie musiałam ich zbyt długo namawiać. Zgodzili się w miarę szybko i już nie mogłam doczekać się jutra. Z resztą… nie mogłam doczekać się większości rzeczy, cieszyłam się ze wszystkiego jak małe dziecko. Taka magia gór.
Wróciliśmy do domu, podczas wczasów naszą stałą rozrywką było wieczorne granie w karty, a konkretnie w remika. Nawet czasami udawało mi się wygrać, ale to czasami. Przekąsiliśmy lekką kolację i poszłam do siebie. Włączyłam laptopa, i zabrałam go na balkon. Usiadłam na wcześniej przyniesionym przeze mnie krześle i sprawdziłam wszelkie komunikatory i portale. W sumie nie działo się nic ciekawego, więc wróciłam do pokoju. Umyłam się i standardowo położyłam się do łóżka ze słuchawkami. Cały czas patrzyłam w okno i przyglądałam się zarysom szczytów na tle nieba. Byłam szczęśliwa, szkoda tylko że nie było tu przyjaciół albo chociaż brata, no ale… nie można mieć wszystkiego. Odłożyłam słuchawki na szafkę i pogrążyłam się w myślach o tym czy przydarzy mi się tu coś ciekawego, coś co zmieni moje życie, coś co spowoduje, że życie nabierze dla mnie większego sensu. 
________________________________
No i jestem z nowym rozdziałem!
Nie jestem z niego w pełni zadowolona ale wydaje mi się, że nie jest najgorzej J Wiem, że dla niektórych z Was… pewnie nawet większości, akcja rozkręca się zbyt wolno ale jakoś nie umiałam od razu przejść do konkretów.
Oczywiście, liczę na opinie bo to dla mnie znak, że jest przynajmniej ktoś kto to czyta :D
PS. Macie jakieś piosenki, przy których lubicie czytać? Ja osobiście mam taką jedną -----> Ross Copperman – Holding On And Letting Go ;) Uwielbiam ją, tekst jest dla mnie genialny, przy smutnych scenach pozwala mi bardziej wczuć się w postacie zaś przy weselszych nawet nie zwracam na nią uwagi xD Wtedy lubię jak po prostu coś gra mi w uszach, nie lubię czytać w ciszy ;)
No to teraz dziękuję że wytrwaliście i myślę, że kolejny rozdział pojawi się za około tydzień a w nim wreszcie akcja zacznie się rozkręcać ;p Przynajmniej taką mam nadzieję :) Pozdrawiam 

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 1

"Wczoraj do Ciebie nie należy.
Jutro jest niepewne.
Tylko dziś jest Twoje."

Gdy rano otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek była 09:17. W wakacje zazwyczaj budziłam się około tej godziny. W domu normalna cisza, lubiłam być sama w domu, mogłam wtedy robić co chciałam. Ojczym wracał zwykle po czternastej a mama około piętnastej. Wstałam i odsłoniłam rolety, słońce momentalnie przyświeciło mi w oczy. Skrzywiłam się… lubiłam lato ale nie nadmiar słońca, zdecydowanie wolałam temperaturę ok. 24 stopni i trochę chmurek na niebie.
Dzisiaj wieczorem miałam się spotkać z przyjaciółkami – Madzią i Ingą, pooglądać jakieś łzawe komedie romantyczne i poplotkować. 
Cały dzień minął mi raczej zwyczajnie, nie wydarzyło się nic niezwykłego. Przed siedemnastą powiedziałam mamie, że wychodzę do Madzi i wrócę około dwudziestej drugiej. Na tą godzinę moja mama zgodziła się bez problemu ale raczej nie mogłam wracać później, pamiętna była impreza osiemnastkowa Madzi kiedy mogłam wrócić do domu po północy, sama byłam w szoku że mi pozwoliła. Wyszłam na ulicę, było ciepło ale nie za ciepło i ku mojej radości wiał lekki wiaterek. Najpierw skierowałam się na przystanek tramwajowy, Inga jako że była z innego miasta zawsze miała problem żeby trafić z przystanku do którejś z nas. Nie musiałam czekać zbyt długo gdy zobaczyłam nadjeżdżający tramwaj. Drzwi się otworzyła i z wagonu wyskoczyła uradowana dziewczyna, dość wysoka, ładna blondynka. Szybko pocałowałyśmy się w policzek na przywitanie i zaczęłyśmy rozmawiać. Tej dziewczynie nigdy buzia się nie zamykała! I za to ją kochałam, mogła mówić cały czas. Opowiedziała mi ze szczegółami jak minęły jej ostatnie dni i spotkanie z narzeczonym (sama byłam w szoku jak dużo dziewczyn w moim wieku już miało zamiar wychodzić za mąż). Tymczasem byłyśmy już w parku niedaleko domu Magdy, musiałyśmy jeszcze minąć boisko i korty tenisowe aby znaleźć się przed jej blokiem. Zadzwoniłyśmy na domofon, nie minęły trzy sygnały a Madzia otworzyła nam drzwi. Teraz czekało nas coś czego bardzo nie lubiłyśmy. Wejść po schodach na piąte piętro… trochę się już przyzwyczaiłyśmy ale nadal było to męczące, nie rozumiem czemu nie było tam windy. Gdy zdyszane weszłyśmy na ostatnie piętro w drzwiach ujrzałyśmy roześmianą od ucha do ucha, średniego wzrostu brunetkę. Szybko się przywitałyśmy i weszłyśmy do jej pokoju. 
Jak zwykle nie było nikogo chociaż jej mama wkrótce miała wrócić z pracy. Na stoliku były już przygotowane napoje i przekąski. W tej sprawie zawsze można było na nią liczyć, uwielbiała pichcić. Padło na film pod tytułem „Ostatnia piosenka”, choć wszystkie widziałyśmy już ten film wiele razy, jeśli chciałyśmy popłakać to nadawał się do tego idealnie. Mówiąc szczerze był to jedyny film, w którym lubiłam Miley, jakoś nie pałałam do niej sympatią, co innego dziewczyny, które ją uwielbiały. Gdy film się skończył wszystkie byłyśmy zalane łzami i rozmazane tuszem do rzęs. Pierwsza odezwała się Magda: 
-Oglądamy następny czy zaczynamy „Hot plotę”? – nasze spotkania tak właśnie nazywałyśmy „Hot ploteczka time”.
- W sumie to możemy teraz poplotkować. – powiedziałam. Poprawiłyśmy na szybko makijaż i wróciłyśmy do rozmowy. Obie były teraz w zaawansowanych związkach i zaczęły opowiadać co u nich słychać. Opowieści Ingi wysłuchałam drugi raz ponieważ część zdążyła mi opowiedzieć po drodze.
- A co tam u ciebie Aga? No pochwal się, masz kogoś na oku? – spytała Inga.
- Daj spokój, przecież wiesz że nie.


- Przecież Agata wyjeżdża po jutrze na wczasy w góry! Tam na pewno czeka na nią jakaś wakacyjna miłość! – zaczęła mówić pełna entuzjazmu Madzia. 
- No no no, znajdziesz sobie pewnie jakiegoś przystojnego górala! – wtrąciła Inga.
- Czy dla was nie ma czegoś takiego jak normalny wyjazd w góry z mamą i ojczymem? Od razu muszę sobie szukać chłopaka? Mam zamiar odpoczywać i chodzić po górach. A poza tym to bardziej jaram się tym co czeka mnie po powrocie!
- Tak, tak wiemy… - mruknęła Inga – tylko nie zaczynaj znowu nawijać o skokach okej? Wiesz, że i tak nic z tego nie rozumiemy.
- No ale same powiedzcie! Czy to nie jest najszczęśliwszy możliwy zbieg okoliczności?! Wracam z gór trzydziestego pierwszego lipca, a pierwszego i drugiego mamy LGP w Wiśle! No i powiedzcie, czy to nie jest genialne? – mówiłam pełna entuzjazmu, nie mogłam sobie wymarzyć lepszych osiemnastych urodzin. Dziękowałam Bogu że urodziłam się akurat pierwszego sierpnia. – W taki wyjątkowy dzień zobaczę ich wszystkich na własne oczy! Może nawet uda mi się zebrać autografy i zrobić sobie z nimi zdjęcia! Madziu dziękuję że chcesz tam ze mną pojechać! Tylko wiesz… nie obiecuję że nie zemdleję jak zobaczę Stefana albo Gregora… - i jak zwykle zaczęłam skakać ze szczęścia na samą myśl.
- Ona jest walnięta… - mruknęła Inga – że ty tam z nią wytrzymasz.
- Oj no czego się nie robi dla przyjaciółki. – powiedziała z uśmiechem.
- Dobra dziewczyny! Ja się muszę zbierać – powiedziałam.
- To ja idę z tobą – powiedziała Inga. 
Ubrałyśmy buty, pożegnałyśmy się z Magdą i krzyknęłyśmy „do widzenia” do mamy Madzi, która nawet nie zauważyłam kiedy weszła do domu, no ale to musiało być kilka godzin temu…

Wyszłyśmy z domu, było przyjemnie ciepło. Znowu zaczęłyśmy rozmawiać o jakichś błahych tematach. Na skrzyżowaniu pożegnałyśmy się, Inga życzyła mi udanego wyjazdu, oczywiście wspomniała też o przystojnym góralu i poszła na przystanek, miała już prostą drogę więc nie powinna się zgubić. Ja musiałam jeszcze pokonać dwie ulice aby znaleźć się pod domem. Zaczęłam myśleć o wyjeździe i o tym czy spotka mnie tam coś ciekawego. Kochałam góry, czułam się tam jak w domu i sama myśl o nich napawała mnie optymizmem. Żebym tylko nie musiała zawsze i wszędzie chodzić z mamą. Będę musiała jakoś się od nich przynajmniej czasami uwolnić. Ale z tym chyba nie powinno być problemu. Byłam już pod domem, weszłam do mieszkania. Nie było ono duże przedpokój, łazienka, salon, który zarazem był pokojem mamy i ojczyma, kuchnia i mój pokój. Nie lubiłam tu tylko jednej rzeczy, że żeby dostać się do siebie do pokoju musiałam przejść przez ich pokój. Było to uciążliwe dla mnie jak i zapewne dla nich. Na szczęście jeszcze nie spali, mama spytała jak było, powiedziałam że fajnie i pokrótce opowiedziałam jej co u dziewczyn. Zrobiłam sobie szybką kolację, zjadłam oglądając kawałek jakiegoś filmu, umyłam się i poszłam spać. Jak zwykle miałam problem aby zasnąć, miałam taką tendencję to analizowania przed snem całego minionego jak i przyszłego dnia. A jutro nie czekało mnie nic miłego - pakowanie – nigdy nie wiedziałam co zabrać i co akurat mi się przyda. Rozmyślając o tym zasnęłam. 
 ___________________________
Znalazłam trochę czasu no i jest pierwszy rozdział! Mam nadzieję że się nie zanudziliście :) Oczywiście czekam na Wasze rady i opinie w komentarzach. Mam nadzieję że u Was wszystko dobrze. A właśnie! Zapomniałabym o życzeniach! 
Kochani życzę Wam bardzo wesołych świąt w gronie rodziny. Mam nadzieję że choć ta przerwa od szkoły nie jest zbyt długa to uda Wam się znaleźć czas na odpoczynek :) 
Jeszcze raz Wesołych świąt i do następnego :D 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Prolog

Wyobraźnia… często płata nam figle, często daje nadzieje, często jest też powodem bólu. Ludzie wyobrażają sobie co mogłoby się stać gdyby… lub zmieniają charaktery ludzi którzy nas krzywdzą i przez to dają im kolejne szanse. 

Zbyt często to robiłam, zbyt często wyobrażałam sobie niestworzone historie a później przychodził zawód. Postanowiłam że teraz już tak nie będzie. Będę dziewczyną, która stąpa twardo po ziemi. Wkrótce skończę 18 lat, będę silna, nie będę już wierzyła że moje wyobrażenia okażą się prawdą. Przestanę wierzyć w bajki i księcia na białym koniu. Nie będę się już za tym uganiała. Będę żyła pełnią życia i czekała aż to los postawi przede mną szczęście. Nie będę wymyślała kiedy chciałabym żeby to się stało bo to i tak pojawia się przy nas w najbardziej niepozornym momencie. 

Czekając na coś magicznego tracimy zwykłe dni. A prawdą jest, że to, co najpiękniejsze przychodzi niespodziewanie… - z taką myślą obudziłam się pewnego lipcowego poranka. 

___________________________
Wczoraj pojawiło się wprowadzenie a już dzisiaj mam dla Was prolog :) Następne rozdziały nie będą już pojawiały się tak szybko. Mam nadzieję że Wam się podoba ^^ Mam do Was jedno pytanie: czy ta czcionka, którą został napisany prolog Wam odpowiada? Czy wolelibyście większą? Proszę o odpowiedzi w komentarzach :) Do następnego :)

środa, 1 kwietnia 2015

Wprowadzenie - postacie

Jest to mój pierwszy blog, proszę bądźcie wyrozumiali, liczę na szczere rady i opinie, które zawsze się przydają :) Mam nadzieję że spodoba Wam się ta historia. Na początek chcę przestawić bohaterów:
- Agata Klimowska - szczupła blondynka średniego wzrostu. Często wyobraża sobie za dużo, przez co cierpi. Kocha taniec, muzykę i skoki. Zazwyczaj wesoła i z poczuciem humoru.
- Magda Bielecka - najlepsza przyjaciółka Agaty. Interesuje się fotografią i muzyką.
- Stefan Kraft - młody, ambitny, odnoszący duże sukcesy austriacki skoczek, kocha to co robi ale czasami lubi się od tego oderwać.
- Maciej Kot - młody, ambitny polski skoczek.
- Kadra Austriacka
- Kadra Polska
I inni...
UWAGA! Miejsca konkursów, daty, klasyfikacje jak i kilka innych rzeczy nie są zgodne z rzeczywistością.