sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 15

 „-Dlaczego nie potrafię powiedzieć „nie kocham” skoro go nienawidzę?
-Bo nienawidzisz Go za to, jak bardzo Go kochasz.”

Ogarniała mnie nicość. Nie wiedziałam gdzie jestem, kim jestem i co się ze mną dzieje. Byłam i nie było mnie jednocześnie. Istniałam, choć w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Nie wiem nawet czy można tu mówić o jakiejkolwiek przestrzeni… nie otaczała mnie biel ani czerń… ogarniało mnie… nic. Nie wiedziałam, czy jestem duchem czy czymś bliżej nieokreślonym, gdy zaczęłam coś słyszeć. Nie wiedziałam skąd wydobywały się owe dźwięki ale były. Ciche i odległe szmery. Jakby były tylko przebłyskiem, wspomnieniem, które było tak samo nierealne jak ja. Szmery zaczęły przeistaczać się w szepty. Bliższe i bardziej realne. Czy i ja stawałam się bardziej realna? Chyba tak… wracałam. Zaczynałam na nowo stawać się… czymś. Nie czułam i nie widziałam. Słyszałam. Nie poznawałam, nie miałam pojęcia do kogo należały głosy. Stawały się jednak coraz wyraźniejsze, choć nadal nie rozumiałam ich sensu. Treść słów była dla mnie niezrozumiała, były one wymawiane jak w obcym języku, nieznanym, pozaziemskim języku. Poczułam… nie rękę czy nogę. Poczułam ciepło. Ciepło, które zaczynało wypełniać ciało? Chyba tak… to przez nie zaczynałam czuć, że istnieję. Naprawdę wracałam. Gdy moja uwaga, znów została zwrócona na głosy, wiedziałam. Wiedziałam, że je znam. Wiedziałam, że każde słowo wypowiada ktoś ważny. Nie wiedziałam kto, ale był to ktoś ważny. Znałam go, znałam ich. Olśnienie, dwa głosy pasujące idealnie do twarzy, które zapamiętałam. Dwaj bruneci, wyższy i niższy, wyższy o nieco ciemniejszej karnacji, o brązowych oczach i uśmiechu… tym niepowtarzalnym, delikatnym i nieprzeniknionym uśmiechu. Niższy o głębokich, czekoladowych oczach i szerokim, szczerym, napawającym energią do życia uśmiechu. Polak i Austriak. Maciek i Stefan. Przyjaciel i…?
Wróciłam. Byłam tu razem z nimi. Tu. Ale właściwie gdzie? Nie widziałam ale czułam. Czułam, że leżę. Czułam, że jest mi ciepło i wygodnie. A oni? Ich słowa zaczynały mieć dla mnie znaczenie. Zaczynałam je rozumieć. Jeden głośniejszy od drugiego. Kłócili się. Głos Maćka… tak, to on był głośniejszy.
- To twoja i tylko twoja wina! – dotarły do mnie słowa Polaka. Pierwsze jakie zrozumiałam.
- Co mam ci powiedzieć? Że chciałbym cofnąć czas? Że tak, to moja wina. Że nigdy sobie tego nie wybaczę. Że skrzywdziłem osobę, na której tak cholernie mi zależało?! I zależy nadal… – głos mu się załamał – przecież ty to wszystko wiesz… - dodał ciszej.
- Gdyby naprawdę ci na niej zależało nie zrobiłbyś tego. Nie leżałaby tutaj teraz pozbawiona świadomości!
- Żadne słowa nie naprawią tego co się stało. Chcę tylko wiedzieć, że wszystko będzie z nią w porządku a później zniknę.
- Świetnie! Cieszę się, że nie musiałem sam ci tego mówić. Nie pozwolę, żebyś dalej ją ranił!
- Kocham ją! Tak cholernie ją kocham! Ale masz rację… najlepiej będzie gdy zniknę. Ona i tak mi nie wybaczy, nie chcę, żeby musiała jeszcze na mnie patrzeć…
Patrzeć… patrzeć! Chciałam tego najbardziej na świecie! Chciałam w tej chwili unieść te cholernie ciężkie powieki i spojrzeć! Chciałam żeby ciemność przerodziła się w…? Właściwie w co? Nadal nie wiedziałam gdzie jestem. To wzmogło moją potrzebę otwarcia oczu. Zaczęłam pomału uchylać powieki. Na wstępie poraziła mnie jasność. Najpierw wszystko było rozmazane, później zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów. Po otwarciu oczu zaczął też do mnie docierać dźwięk aparatury stojącej obok mojego łóżka. Łóżko… aparatura… wszechogarniająca biel… szpital! Dokonałam odkrycia roku! Dostrzegłam także ich. Stali i nawet nie słysząc ich słów każdy zorientowałby się, że się kłócą. Na ich twarzach nie było tych uśmiechów, które zapamiętałam. Ooo nie. Na ich twarzach wściekłość mieszała się z bólem i smutkiem. Żaden nie zauważył mojego przebudzenia. Za bardzo byli zajęci sobą. I wtedy, gdy całą uwagę skupiłam na Stefanie, przypomniałam sobie! Przypomniałam sobie wydarzenia, które miały miejsce… właściwie nie wiedziałam kiedy. Przypomniałam sobie głos Gregora, zbieganie ze schodów, uderzenie w głowę – chciałam podnieść rękę do miejsca, w którym powinna być rana, jednak okazała się ona zbyt ciężka – wzrok Stefana, krzyk Maćka i uderzenie…
- Wynoś się! – podniesiony głos Maćka przywołał mnie z powrotem do rzeczywistości.
Poczułam złość, ogromną wściekłość mieszającą się z bezsilnością i smutkiem. Nienawidziłam go! Nie chciałam już patrzeć na Austriaka więc miałam nadzieję, że posłucha słów Polaka. Posłuchał. Gdy był już przy drzwiach, wszystko we mnie, mimo wcześniejszych odczuć błagało aby jeszcze się odwrócił. Aby spojrzał na mnie. Aby zobaczył, że się obudziłam. Chciałam spojrzeć mu w oczy. Chciałam zobaczyć czy w jego oczach jest złość, smutek a może zobaczyłabym w nich łzy i tęsknotę? Chciałam poczuć jego wzrok na sobie… ale nie zrobił tego. Nie odwrócił się tylko silnym ruchem pchnął drzwi i zniknął za nimi. A ja patrzyłam, nadal mój wzrok był utkwiony w punkcie, w którym przed chwilą zniknął on. Tak cholernie ważny on! Ale czy nadal był tak ważny? Czy wszystko się nie zmieniło?
-Agata! – z zamyślenia ponownie wyrwał mnie głos przyjaciela. Nim zdążyłam przenieść na niego wzrok on już był przy mnie i wołał lekarza. Moja dłoń była szczelnie zamknięta w jego ciepłych dłoniach, czułam jego troskę.
Do sali wszedł lekarz. Jego fartuch – kolejny biały element otoczenia. Co oni mają jakąś fobię z tym kolorem? Zbliżył się do mnie i poświecił mi w oczy latarką. Odruchowo przymknęłam powieki gdyś światło było nie do wytrzymania. Mężczyzna skupił się teraz na ekranikach sprzętów, które pikały i wydawały inne dźwięki. Dopiero teraz dostrzegłam te wszystkie kabelki łączące mnie ze sprzętem.
- Jak się pani nazywa? – skierował pytanie do mnie. Czułam, słyszałam, widziałam ale mówić jeszcze nie próbowałam. Z trudem zaczęłam, lecz później poszło już z górki.
- Agata Klimowska.
- Dobrze… jak się pani czuje?
- Chyba w porządku… - w sumie to czułam się średnio…
- Na pewno? - dostrzegłam zdziwienie na jego twarzy więc musiałam się skupić i dokładniej przemyśleć odpowiedź.
- Trochę boli mnie głowa… i… - na mojej twarzy musiało malować się przerażenie. Poczułam jak serce zaczęło walić mi ze zdwojoną siłą. Zorientowałam się, że nie czuję moich nóg! – moje nogi! Nie czuję ich!
Łzy zaczęły napływać do moich oczu a ja w przypływie adrenaliny szybko zrzuciłam rękami kołdrę choć ruchy trochę utrudniał mi gorset usztywniający i spojrzałam na moje nogi. Były na miejscu. Szybko moje ręce powędrowały do nich i nic nie czułam. Z moich oczu zaczęły wylewać się łzy i poczułam jak ktoś łapie mnie za ręce. Maciek. Trzymał mocno moje trzęsące się ręce i patrzył mi w oczy powtarzając tylko „Agata… proszę… spokojnie…” lecz sama widziałam łzy pojawiające się w jego brązowych oczach patrzących na mnie.
- Czyli potwierdziły się nasze obawy – usłyszałam głos lekarza – podczas wypadku doznała pani poważnych obrażeń. Lekkie wstrząśnienie mózgu, przecięty łuk brwiowy jak i kilka innych lekkich obrażeń – przysięgam, że jeżeli ten facet użyje słowa „lekkie” to uduszę go własnymi rękami! Ja nie czułam nic od pasa w dół! – musimy się cieszyć, że organy wewnętrzne nie zostały naruszone, no i że pani przeżyła. Mogło być o wiele gorzej. Niestety, został uszkodzony kręgosłup. A konkretniej kręg lędźwiowy. Teraz, kiedy mamy już pewność konieczna jest operacja. Nie ma co zwlekać bo samo lepiej nie będzie, teraz jest pani na silnych lekach przeciwbólowych, które wkrótce mogą przestać działać.
- Panie doktorze ale czy… - nie mogłam dokończyć przez szloch wydobywający się z mojego gardła.
- Nie jestem teraz w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Tak jak powiedziałem, jak najszybciej musimy przeprowadzić operację.
Czułam jak wszystko we mnie buzowało. Nie potrafiłam pozbierać myśli. Wyglądało na to, że od wypadku nie minęło wiele czasu. Nie było tu jeszcze mamy. Więc tak, od wypadku nie mogło minąć wiele czasu. Jedyną dobrą stroną tego było to, że jestem już przytomna, gdyby tu wpadła i zobaczyła mnie nieprzytomną nie wiadomo jak by zareagowała. A gdyby jeszcze wpadła na kłócących się Stefana i Maćka. Zdecydowanie się cieszyłam, że jeszcze jej nie było. Jednak nie musiałam długo czekać, po chwili uspokajania mnie przez Maćka, mama i brat wpadli do sali.
- Ja im tego nie powiem. Niech pogadają z lekarzem – mruknęłam ledwo słyszalnie do Maćka.

***
Otworzyłam oczy. Byłam w tej samej sali, w której obudziłam się ostatnim razem. „Czyli już po operacji” – pomyślałam. W sali było pusto. Zdziwiło mnie to, że nikt nie czekał przy moim łóżku aż się obudzę. Ale może i lepiej. Wreszcie byłam przytomna a nikt nade mną nie stał i nie próbował mnie pocieszać. Miałam wreszcie chwilę dla siebie. Żeby przemyśleć wszystko co ostatnio się wydarzyło, a było tego sporo. Moje myśli od razu zaprzątnęło pytanie „Jak teraz będzie wyglądało moje życie?”. Lekarz powiedział otwarcie, że przez długi czas się nie podniosę. Przynajmniej nie robił złudnych nadziei. Oczywiście powiedział, że najpierw, przez kilka tygodni będę unieruchomiona tym gorsetem, który irytował mnie do szaleństwa. Później czeka mnie rehabilitacja i wszystko zależy od tego czy czucie w nogach wróci czy nie. Jak stwierdził, widzi szanse na powrót na nogi… kiedyś. Tylko to kiedyś jakoś mnie nie satysfakcjonowało. Jasne lepiej kiedyś niż nigdy ale jednak… moje życie miało się zmienić diametralnie. Nadal zastanawiał mnie fakt, że nikogo tu nie ma. Jedyny dźwięk jaki docierał do moich uszu to pikanie i szmery tych wszystkich dziwnych maszyn wokół mnie. Pogrążyłam się więc w dalszych rozmyślaniach spoglądając w okno za którym jak gdyby nigdy nic prószył biały śnieg. Kiedyś uwielbiałam spędzać tak nawet godziny, wypatrując jak największych płatków białego puchu, teraz pewnie będę miała mnóstwo czasu na spoglądanie przez okno przykuta do łóżka. Pomyślałam o Stefanie… i Maćku. Przypomniałam sobie zasłyszany fragment ich wymiany zdań w dniu, w którym się obudziłam. Czy Stefan mnie tu jeszcze odwiedzi? Czy będzie mi dane zobaczyć go siedzącego przy moim łóżku? Czy pozostał mi tylko Maciek? I co najważniejsze… czy Stefan naprawdę mnie kocha? Słyszałam to. Słyszałam te słowa padające z jego ust. Lecz nie wiedziałam ile było w nich prawdy. Bolało, tak cholernie bolało, że nie wiedziałam co u niego. Nie wiedziałam, czy żałuje tego wszystkiego co się wydarzyło. Żałuje… wierzyłam w to, albo chciałam w to wierzyć bo kto wie jaka była prawda? Ciekawe czy ktokolwiek mu powiedział jaka jest diagnoza lekarzy. Zaśmiałam się w duszy. Ciekawe kto? Chyba tylko Maciek mógłby to zrobić bo był jedyną osobą, którą tu widziałam, która go znała. No tak… zawody, dlatego go nie było. Na pewno był na jakichś zawodach, nie wiedziałam gdzie ale przynajmniej wiedziałam dlaczego go nie ma. A skoro on tam był, pewnie cała polska drużyna wiedziała, a skoro cała drużyna polska wiedziała, pewnie wyszło to też poza ich grono. Informacja o moim stanie dotarła więc pewnie także do Austriaków. Tak bardzo chciałam, żeby tam dotarła. Nawet nie wiedziałam co teraz do niego czułam. Nienawidziłam go za to co mi zrobił! Ale jednocześnie tak bardzo za nim tęskniłam…
W tej chwili do sali weszła pielęgniarka. Gdy dostrzegła, że się obudziłam zaraz do mnie podeszła i zaczęła majstrować przy kroplówce, no tak, rurki oplatające moje ciało… jak ja je kocham. Nie minęła chwila jak pojawił się także lekarz. Ten sam, który zajmował się mną przed operacją. Wysoki blondyn o niebieskich oczach do którego wzdychała pewnie większość pielęgniarek.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, jeżeli można tak powiedzieć – nie chciałam być nieuprzejma ale mój ton głosu chyba zdradzał moją irytację. Na dźwięk tego pytania już otwierał mi się scyzoryk w kieszeni.
- Operacja się udała - ponownie poświecił mi latarką w oczy i dokonał innych standardowych czynności - Twoja matka czeka na korytarzu, żeby się z tobą zobaczyć.
- Niech wejdzie. Czemu nie weszła normalnie? Jakoś przed operacją wszyscy wchodzili tu i wychodzili kiedy chcieli.
- Przekażę – odpowiedział krótko, nie udzielając odpowiedzi na moje pytanie.
Zniknął za drzwiami i zaraz na jego miejsce pokazała się mama. Widać było, że dawno nie spała. Pewnie się zamartwiała czy operacja się uda i takie tam. Usiadła. Nie mówiła za wiele, tak jak i ja. Niby o czym miałam z nią rozmawiać. Właściwie to nie chciało mi się rozmawiać ani z nią ani z nikim innym. Wtedy uświadomiłam sobie, że dużo lepiej czułam się zanim się tu pojawiła. Nie musiałam dźwigać na sobie tego spojrzenia, jej spojrzenia, które zdecydowanie mnie przytłaczało. Podczas jej wizyty, nie wiem  czy wymieniłyśmy ze sobą po dwa zdania. Później wyszła a ja znowu zostałam sama. Miałam dziwne wrażenie, że obwiniała mnie za to wszystko. No tak, zaburzyłam idealne – no dobra, może nie takie całkiem idealne – życie. Wiedziałam, że to wszystko moja wina i bez tego. Wiedziałam, że jak zwykle wszystko pokomplikowałam. Gdybyśmy zaczęły jakąkolwiek rozmowę już wiem jak ona by wyglądała. Nasłuchałabym się o tym jak zawalę szkołę, maturę i jak będę musiała powtarzać rok, a kto wie czy nie dwa. To też mnie dobijało… wszystko moja wina. Po co ja w ogóle wymyślałam ten wyjazd? Po co ja zagłębiałam się w świat, do którego nie należałam od samego początku. Nie pasowałam tam. To musiało się źle skończyć. Ja głupia… nie zauważyłam kiedy w moich oczach zagościły łzy a jedna z nich niepostrzeżenie wymknęła się spod ściśniętych powiek i spłynęła po moim policzku. Ciszę przerwał telefon. Ja tu miałam telefon? Leżał na szafeczce obok i dzwonił. Nie bez problemu podniosłam rękę i sięgnęłam po niego. Na wyświetlaczu zobaczyłam, to co tak bardzo chciałam zobaczyć „Stefan”. Chciałam to zobaczyć, ale nie miałam siły, żeby odebrać telefon i z nim porozmawiać. Nie teraz. Gdy sygnał ucichł odblokowałam telefon i zadzwoniłam do Magdy. To dziwne, nie pamiętałam kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam. Gdy odebrała, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Nasza rozmowa była dziwna. Brakowało w niej tego entuzjazmu, który zawsze nam towarzyszył. Chyba nie potrafiłam rozmawiać już z nikim. Czułam jakby wszyscy mnie obwiniali. Mieli rację ale czy musieli pokazywać mi to w taki sposób. Czułam się jakbym sprowadziła tym wszystkim problemy na każdego. A gdzie w tym wszystkim byłam ja? Nikt nie myślał o tym jak ja się czułam. Czy oni nie widzieli jak bardzo mnie to bolało? Jak bardzo chciało mi się płakać? Zniszczyłam sobie życie! I to na własne życzenie! Nie… oni widzieli tylko kłopoty, które sprowadziłam na nich… a przynajmniej ja tak to widziałam w tej chwili…
______________________________________
Moje przepraszanie Was to już chyba jakiś standard... Za moją nieobecność, za jakość rozdziału no po prostu przepraszam. Wiem... nawaliłam.
Proszę Was jednak o najkrótszy komentarz... te negatywne też! O najmniejszy ślad Waszej obecności... Postaram się ogarnąć i zabrać znowu za tego bloga tym bardziej, że ostatnio w głowie mam zupełnie inną historię... 
Pozdrawiam! :)

3 komentarze:

  1. Hej! ;*
    Rozumiem brak entuzjazmu, o którym wspomniałaś nieco wyżej. Ja też nie mam w sobie go na tyle, by móc z taką werwą.
    Jednakże na końcu rozdziału odetchnęłam z ulgą.
    Stefan i Maciek nie powinni się kłócić. To nic nie da. Czasu tym nie cofną. Oboje mogą się obwiniać. Oboje mogą mieć do siebie pretensje. Oboje mogą mieć wyrzuty sumienia. Jednakże tak czy siak to czasu nie cofnie i nie zmieni tego, co się wydarzyło.
    Kiedy wyczytałam, że Agata nie może ruszać nogami serce niemal mi stanęło. Przecież uszkodzony kręgosłup to kalectwo do końca życia. Przecież to tragedia! Na całe szczęście lekarze w mgnieniu oka zareagowali. Być może, gdyby podjęli decyzję o operacji nieco później, Agata nie miałaby już szansy stanąć na nogach.
    Co jeszcze mnie martwi?
    Jej psychika. Myśli, że wszyscy ją obwiniają. Rozumiem. Przeżyła coś nieprawdopodobnego. Przeżyła koszmar. Teraz jest w ciągłym szoku i może jej się wydawać wiele rzeczy, ale ja jestem pewna, że nie jest tak, jak ona to widzi. Jestem o tym przekonana w 100%. :)
    Czekam na kolejny rozdział! ♥
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Melduję się :)
    Kochana, trochę kazałaś nam czekać na nowość, ale opłacało się. Boski rozdział! Szkoda tylko, że taki smutny...
    Teraz te kłótnie chłopaków to już niczego nie zmienią. Mogli o tym wcześniej pomyśleć... Czasu nie da się cofnąć, trzeba żyć dalej. Tylko jak? Aż mnie serce zabolało, jak pomyślałam o tym, co musi przeżywać Agata. Szpital, operacja, spore problemy ze zdrowiem... Dziewczyna potrzebuje wsparcia, bo po czymś takim, jej psychika pewnie nie będzie w najlepszym stanie... Nie powinna jednak uważać, że wszyscy ją obwiniają. Ale wszystko skończy się dobrze, prawda? :)
    Inna historia? Czyżby nowość? Oj, to ja już zacieram łapki :D
    Dużo weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w końcu! :D
    Od czego by tu zacząć? Hmmm, na pewno powiem, że opłacało się czekać. Każdy Twój rozdział jest świetny, ale tutaj to już w ogóle przeszłaś samą siebie ♥
    Szkoda jedynie, że każde słowo przesączone jest smutkiem. Tak bardzo szkoda mi Agaty. Czymże ta dziewczyna na coś takiego sobie zasłużyła? Mam nadzieję, że wszystko będzie z nią dobrze. Istnieją na tym świecie jeszcze happy end'y, prawda? ;/
    Nie mogę się doczekać następnego!
    Buźka. ;*

    OdpowiedzUsuń