poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 14

"Istnieją zbrodnie, za które nikt nie ponosi odpowiedzialności karnej, ani żadnej innej. Małe, drobne, niedostrzegalne przez większość, zbrodnie, w których morduje się zaufanie, wiarę w ludzi…"
Na miejsce przyjechaliśmy przed godziną siedemnastą. Siedziałam jeszcze w samochodzie z Maćkiem i dyskutowaliśmy o tym czy kierowcą, który jechał przed chwilą przed nami była kobieta czy mężczyzna.
- To oczywiste, że była to baba! Żaden facet nie jechałby tak wolno! – mówił zirytowany.
- Zdziwiłbyś się! Niejedna kobieta okazałaby się lepszym kierowcą niż facet!
Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań na ten temat i zaczęliśmy się śmiać. Wysiadając z pojazdu nadal się przekomarzaliśmy a ja dostrzegłam siedzących – zapewne przed naszym wynajętym domkiem – Austriaków. Stefan, Gregor i Michael zawzięcie o czym dyskutowali. Uśmiechnęłam się i pomachałam lecz z premedytacją nie patrzyłam centralnie na tego pierwszego. Podeszłam do nich i przytuliłam najpierw Michiego, następnie Gregora, po czym ostentacyjnie ominęłam Stefana i krzycząc głośne „Kubaaa!” podbiegłam by przywitać się z Kotem, który właśnie wyszedł z domku. Po chwili podszedł do nas Kraft a Kuba usunął się i poszedł przywitać się z bratem.
- Musimy porozmawiać.
- Brawo Einsteinie – powiedziałam kąśliwie. Lecz w tej chwili zobaczyłam, parkującego Kamila. Z auta wyłonił się on i Ewa – ale nie teraz. Idę się przywitać.
Celowo odwlekałam tę rozmowę. Nie chciałam jej. Może nie tyle „nie chciałam” ile bałam się tego co mi powie. Do głowy przychodziły mi różne wizje, dlaczego mnie wystawił, jednak co nowsza tym głupsza i bardziej niedorzeczna od poprzedniej. Poza tym chciałam, żeby zobaczył jak to jest jak ktoś nie ma dla niego czasu. Może było to i głupie ale tylko to przychodziło mi do głowy w tamtym momencie. Podeszłam do Stochów i przywitałam się. Gdy się odwróciłam, Stefan odchodził już w nieznanym mi kierunku. Zaraz koło nas pojawił się Michael, który także przywitał się z nowo przybyłymi i podążył tam gdzie przed chwilą udał się jego przyjaciel. Następny pojawił się koło nas Gregor i już chciał udać się tam gdzie poprzednicy lecz zdążyłam chwycić go za ramię.
- Stój – odwrócił się do mnie zdezorientowany.
- Z tym, że ja… muszę… - i wskazywał na kierunek gdzie uprzednio kierowali się Michi i Stefan.
- Poradzą sobie chwilę bez ciebie. Chodź, na chwilę – i pociągnęłam go za ramię w stronę pobliskiej ławki. Nie wiedziałam co mną kierowało. Gdy usiedliśmy wznowiłam rozmowę – Co jest grane?
- Nie wiem o czym mówisz – stwierdził z miną niewiniątka.
- Gregor? Przecież wiem, że wiesz o co chodzi.
- Myślę, że powinnaś wyjaśnić sobie to wszystko ze Stefanem.
- To chociaż jakoś mnie naprowadź. Żebym mogła się jakoś przygotować na tę rozmowę.
- Agata… nie mogę. Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, ale Stefan to mój przyjaciel. Powiem Ci jedno. Chcesz, żeby ten wyjazd udał się chociaż w małym stopniu? – zaintrygował mnie.
- Oczywiście, że tak.
- W takim razie może lepiej wstrzymaj się z rozmową  z nim – mój wyraz twarzy chyba wyrażał wszystko.
- Czyli jest aż tak źle? – spytałam niedowierzając.
- To taka moja luźna sugestia – powiedział lekko się uśmiechając. To zadziwiające, jak potrafił złe wiadomości przekazywać w łagodny  wręcz lekko wesoły sposób.
- Wiesz, że to niemożliwe?
- Wiem, ale proszę bądź dla niego łaskawa. To wszystko nie wygląda aż tak źle jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
- Schlieri! Straszysz! – uśmiechnęłam się i szturchnęłam go w ramię.
- Dobra, dobra. Już nic nie mówię – uniósł ręce do góry w geście poddania się i zaśmiał się – to ja już pójdę… - i wskazał ręką, to samo miejsce w którym zniknęli wcześniej z oczu Austriacy.
- Co wy tam macie? Jakieś zebranie? – zaśmiałam się – No idź, bo przecież sobie bez ciebie nie poradzą.
Na co Gregor uśmiechając się do mnie ostatni raz poszedł a ja wróciłam do reszty towarzyszy.
Siedzieliśmy i wygłupialiśmy się, lecz ja myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Z zamyślenia wyrwał mnie Maciek
- No i gdzie ci Austriacy? – pytał śmiejąc się.
- Chyba pochłonął ich las – rzucił Kamil.
- No przecież się nie zgubią – powiedziałam – chociaż w sumie…
- Terenu nie znają więc jest nadzieja – dodał ze śmiechem młodszy z Kotów, po czym spojrzałam na niego wzrokiem pełnym irytacji.
- Ty chyba nie pamiętasz, że mieliśmy się tu integrować – powiedziałam śmiejąc się.
- Nic do nich nie mam ale możemy się integrować z nimi bez nich – zauważył Kuba.
- Czy ty siebie słyszysz? – nagle spytała Ewa, która nie mogła już wytrzymać – może jednak zacząłbyś używać chociaż odrobinę mózgu? – po czym zaśmiała się.
- Marzenie ściętej głowy – zaczął śmiać się Maciek – już tyle razy próbowałem go do tego namówić, ale uparty wciąż nie chce się posłuchać! – po tych słowach wszyscy wybuchli śmiechem.
- Czyli jak widać to u was rodzinne – mówiłam rozbawiona.
- Ha ha ha – mówił z ironią Maciek.
W tej chwili w oddali wyłoniły się sylwetki zbliżających się Austriaków. Widząc nas wszystkich rozbawionych i w świetnych humorach na ich twarzach także zagościły uśmiechy. Może u Stefana nie całkiem szczery ale jednak uśmiech. Oczywiście gdy usiedli przy nas, rozpoczęły się docinki ze strony Kotów, ci jednak doskonale sobie z nimi poradzili wymyślając cięte riposty. Mimo wszystko, raczej wszyscy się dogadywali. A co robiłam ja? Udawałam, że wszystko jest w porządku, co jakiś czas zerkając na Stefana. Wtedy zazwyczaj on skupiał swój wzrok na mnie a ja odwracałam się, nie chcąc utrzymywać dłuższego kontaktu wzrokowego. Wiedziałam, że rozmowa jest nieunikniona ale jakoś nie umiałam zebrać się na odwagę i poprosić go o chwilę na osobności. On jak widać też nie palił się do tego. Ku mojemu zdziwieniu za chwilę na bok poprosiła mnie Ewa a nie on. Zdziwiłam się jednak wstałam i udałam się posłusznie kawałek dalej.
- Co jest? – spytała, gdy byłyśmy już w takiej odległości, że panowie nie mogli usłyszeć o czym rozmawiamy. W odpowiedzi na jej pytanie westchnęłam, wiedziałam, że nie ma co ukrywać, bo ona i tak wszystko doskonale widzi.
- Ty jak zwykle musisz wszystko widzieć? – powiedziałam i lekko uniosłam kąciki ust.
- No wiesz… jakoś trudno nie zauważyć, że coś nie gra między tobą a Stefanem. Pokłóciliście się?
Opowiedziałam jej całą sytuacje, łącznie z tym co powiedział mi Gregor. Ten to dopiero mnie wystraszył. Ewa, jak zwykle okazała się świetną słuchaczką.
- Nie pomogę ci. Myślę, że tylko ty i Kraft możecie sobie pomóc. I lepiej nie odkładaj tej rozmowy. Po co macie sobie psuć ten wyjazd? Nie lepiej jak wszystko wyjaśnicie sobie teraz, a później będzie już z górki?
- Wiem, Ewa wiem… tylko, wiesz co mnie martwi? Że to całe wyjaśnianie nie będzie takie proste. W sensie… mam dziwne przeczucie, że pokłócimy się i wcale tak szybko się nie pogodzimy.
- Nie ma co martwić się na zapas… - mówię ci, będzie dobrze, położyła swoje ramię na moje dodając mi otuchy. Byłam wdzięczna za to, że mogłam z nią szczerze porozmawiać, chociaż w sumie… myślę, że gdyby jej nie było równie dobrze mogłabym pogadać z Kamilem albo z Gregorem czy Michaelem. Ale jednak co kobieta to kobieta. Wróciłyśmy do naszych towarzyszy a ja nadal udawałam, że wszystko jest w porządku. 

***
Następnego ranka gdy wstałam okazało się, że skoczkowie zniknęli na porannej przebieżce. W domku byłam tylko ja i Ewa, która postawiła przede mną kubek z gorącą kawą.
- Za niedługo powinni wrócić – oznajmiła oddalając się by zająć się swoimi zajęciami.
Przytaknęłam głową na znak, że informacja dotarła do mojego niezbyt jeszcze rozbudzonego mózgu. Po wypiciu gorącego napoju wstałam a w tym momencie w drzwiach pojawili się skoczkowie. Od razu dostrzegłam, że są w dość dobrych humorach, z rozmową postanowiłam wstrzymać się, aż wezmą prysznic. Sama ogarnęłam się dość szybko i wyszłam usiąść na ławce przed naszym tymczasowym lokum. Po około piętnastu minutach przysiadł się do mnie Maciek.
- Co powiesz na śniadanie? – jego głos zawsze napawał mnie otuchą a patrząc na jego delikatny uśmiech dobra energia przechodziła na mnie, jednak tym razem tak nie było.
- Nie jestem głodna, wypiłam już kawę z Ewą – to „z Ewą” było zdecydowanym nadużyciem ale nawet dla mnie było dziwne, że nie usiadła żeby pogadać więc co dopiero dla Kota – nie wiesz, czy Stefan jest zajęty?
- Chyba nie, słyszałem, że rozmawia z Gregorem i Michaelem.
- Dobra, życz mi szczęścia – powiedziałam wstając i lekko uśmiechając się do przyjaciela.
Weszłam do budynku i od razu skierowałam się w kierunku schodków. Gdy byłam już na piętrze zobaczyłam uchylone drzwi, zza których dochodziły głosy Austriaków. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, wiedziałam, że powinnam po prostu wejść i spytać czy możemy porozmawiać, ale jednak głos w głowie podpowiadał, żeby na razie się nie ujawniać. Głupia posłuchałam go. Nie chciałam ale mimo wszystko stałam a ich głosy docierały do moich uszu. Na początku nie miałam pojęcia o czym rozmawiają i gdy już chciałam się ruszyć aby wejść do pomieszczenia usłyszałam moje imię padające z ust Michaela co zahamowało mój ruch.
- Decyzja! Zależy ci na Agacie czy nie?
- Pytasz jakbyś nie wiedział… - odpowiedział Stefan, w jego głosie słyszałam rezygnację. Nie mogłam teraz odejść, nie potrafiłam, choć coś mi podpowiadało, że nie chcę słyszeć tej rozmowy.
- No to człowieku, sprawa jasna! Wymyśl coś żeby nie dowiedziała się prawdy – wtrącił Schlieri.
- Ma kłamać? Brawo, ty to się znasz… - odpowiedział Michael.
- A co może ma jej powiedzieć prawdę?
- Lepsza taka prawda niż kłamstwo… - no proszę, jeszcze jakiś czas temu nie uwierzyłabym, że mówi to Michael…
- Jak powie jej prawdę to ją straci. A widzisz jak on się przez nią zachowuje?
- Świruje, ale ze świruje jeszcze bardziej jak nie powie jej prawdy. Stefan… jak nie teraz to dowie się kiedyś…
- Dzięki, z was panowie to prawdziwi doradcy – wreszcie odezwał się Stefan. Czekałam na to co powie dalej ale nie doczekałam się.
- Świetnie, ale pamiętaj później moje słowa… - dodał Gregor.
- Po prostu dobierz odpowiednie słowa, idź z nią pogadać na spokojnie – powiedział Michi.
- Jak ma to dobrać w odpowiednie słowa? Przecież wszyscy wiemy, że Agata się wścieknie – z irytacją mówił Gregor – to żeś chłopie narozrabiał… jak chcesz się przyznać i być całkiem szczery to może powiedz prosto z mostu „Hej Agata! Zdradziłem cię wiesz? Tak, przespałem się z moją byłą sprzed dwóch lat i cały czas zastanawiałem się czy powiedzieć ci prawdę czy może…” reszta słów już do mnie nie dotarła bo zbyt dużo rzeczy wydarzyło się w jednym momencie. Ze schodów dotarło do mnie wołanie Ewy „Agata, mam sprawę!” na które zareagowałam zbyt impulsywnie. Byłam w szoku po słowach usłyszanych z ust Gregora, przez co po słowach Ewy z impetem uderzyłam ramieniem o ścianę. Zaś w pokoju, przy którym stałam zapadła cisza po stłumionym odgłosie jakby ktoś kogoś popchnął. Wiedziałam, że się wydało. Ból w ramieniu dawał o sobie znać a łzy zaczęły napływać do moich oczu dopiero teraz. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego co usłyszałam. Zaczęłam oddalać się od pokoju nie dbając na to, że teraz słychać mnie już na dwieście procent. Będąc już przy schodach w drzwiach zobaczyłam przestraszoną sylwetkę Stefana. Widziałam, że chce coś powiedzieć, zaczął wyciągać rękę w moją stronę, chciał do mnie podejść jednak ja byłam szybsza. Odwróciłam się i szybko zbiegłam po schodach jednak mój wzrok był bardzo osłabiony przez łzy cały czas do nich napływające. Gdy zostały mi już może trzy schody potknęłam się poczułam jak momentalnie znalazłam się na dole a moją głowę przeszył okropny ból. Usłyszałam pisk Ewy i krzyk Stefana jednak nie rozumiałam co do mnie mówił. W szoku wstając, dłonią dotknęłam mojego łuku brwiowego i poczułam mokrą ciepłą ciesz, która już zaczęła spływać mi po boku twarzy. Nie zwracałam uwagi na nic. Wstałam, chciałam najzwyczajniej w świecie uciec. Zniknąć. Być w miejscu, w którym nikt mnie nie zobaczy. Szybko dostrzegłam, że Stefan zbiega po schodach a ja odruchowo wybiegłam z budynku. Biegłam. Minęłam krzyczącego Maćka, poczułam jak próbował złapać mnie za rękę, jednak mu się nie udało. To było ostatnią rzeczą, którą zarejestrował mój mózg. Później poczułam już tylko uderzenie…
[Stefan]

Zebrałem się, żeby walnąć wreszcie Gregora żeby przestał wygadywać takie głupoty, bo ktoś może go usłyszeć. Wtedy usłyszałem Ewę i huk. Do głowy przyszła mi tylko jedna możliwość. Intuicja. Szybko podbiegłem do uchylonych drzwi – co ze mnie za kretyn! Jak mogłem zostawić je otwarte – od razu zobaczyłem ją! Stała przy schodach. Chciałem jej to wszystko wytłumaczyć ale widząc łzy w jej oczach i wyraz szoku na twarzy zaniemówiłem, wyciągnąłem tylko rękę jakbym chciał przyciągnąć ją do siebie. Wiedziałem, że wszystko się wydało i to nie w taki sposób jaki chciałem. Zobaczyłem, że zbiega ze schodów, ruszyłem za nią. Byłem u szczytu schodów, gdy ona była już na dole. Nie docierał do mnie żaden dźwięk oprócz pisku Ewy. Dostrzegłem jak Agata runęła w dół. W tej chwili poczułem się jakbym to ja runął na ziemię. Poczułem jej ból, jednak nie na głowie za którą się trzymała, w sercu. Gdy uniosła głowę zobaczyłem krew spływającą po jej twarzy, kolejna fala bólu. Szok na jej twarzy był nie do opisania, sama nie zdawała sobie sprawy z tego co właśnie się działo. Zacząłem coś do niej mówić bez ładu i składu po czym ruszyłem w jej stronę jednak ona postanowiła utrudnić mi dotarcie do niej. Ja byłem  na dole, ona już na zewnątrz. Usłyszałem donośny krzyk Maćka. On nie mógł zwiastować niczego dobrego. Wypadłem z domku a moje oko zarejestrowało kilka rzeczy na raz. Agatę biegnącą w stronę ulicy. Maćka próbującego ją złapać. I samochód. Samochód, którego Agata nie dostrzegała przez szok, ból i z pewnością załzawione oczy. Gdy zobaczyłem jak ręka Maćka mija się z ręką Agaty wiedziałem, że mu się nie udało. Że to się źle skończy. Zobaczyłem ją na ulicy i auto powodujące, że jej ciało zostało odrzucone w bok jak szmaciana lalka. Kierowca zatrzymał pojazd. Wybiegł z niego i zrównał się ze mną, biegnącym już w jej stronę. Nad nią siedział już Maciek. Otworzyła oczy, chciała coś do niego powiedzieć jednak zaraz potem ponownie straciła przytomność. Nie wiedziałem, czy w tej chwili widziałem jej niebieskie tęczówki po raz ostatni. Nie wiedziałem czy te okoliczności są ostatnimi, w których ją widzę. Nie wiedziałem czy usłyszę jeszcze jej głos, nawet gdyby miała na mnie krzyczeć byłby to dla mnie najbardziej kojący dźwięk. Nie wiedziałem, czy będzie jeszcze kiedyś tak ciepła jak parę minut temu. Nie wiedziałem, czy zimno ogarnie nią już na zawsze… Ale najgorsze było to, że to Maciek próbował teraz ją ratować a ja stałem i nie potrafiłem się ruszyć patrząc na jej zakrwawioną twarz.
_____________________________________
Nie wiem za co przepraszać najpierw... najpierw przeproszę za to powyżej. Wiem, że temu rozdziałowi brakuje dużo, prawdę mówiąc wiedziałam jak ma wyglądać końcówka ale kompletnie nie wiedziałam co zrobić z resztą więc zapchałam to niepotrzebnymi dialogami...
Przepraszam za moją nieobecność ale ostatnio nie miałam na nic czasu. Jestem na wczasach i to cud, że napisałam cokolwiek. Jeszcze przed wczasami odbył się Memoriał Olimpijczyków, byłyście? Ja tak i spełniło się moje marzenie :D Też nie możecie doczekać się LGP? Ja bardzo :D 
I jeszcze jedno... pod ostatnim rozdziałem pojawiło się rekordowo mało komentarzy, mam wrażenie że zawaliłam więc za to też przepraszam... 

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 13

,,Miłość to nie staw, w którym można zawsze odnaleźć swoje odbicie.
Miłość ma swoje przypływy i odpływy.
Ma też swoje rozbite okręty, zatopione miasta, ośmiornice,
burze i skrzynie złota i pereł. A perły leżą głęboko"


Wszystko co związane z jutrzejszym wieczorem było już gotowe. Moja kreacja, wizyta u fryzjera załatwiona, makijaż miała mi robić narzeczona Patryka. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Przed południem miał przyjechać Stefan, żebyśmy mieli jeszcze choć trochę czasu dla siebie przed balem.
Siedziałam przed laptopem a na ekranie pojawiło się połączenie od Stefana. Z uśmiechem odebrałam i zobaczyłam jego twarz. Byłam już przyzwyczajona, do tego, że ostatnio był nie w sosie choć spodziewałam się dostrzec choć odrobinę entuzjazmu na jego twarzy. Zawiodłam się jednak. Był tak samo przygaszony jak cały czas w ostatnim czasie. Na mojej twarzy nie pozostało nic z uśmiechu, który widniał na niej jeszcze przed paroma sekundami. Miałam złe przeczucie, miewam je często ale tym razem byłam właściwie pewna, że coś jest nie tak.
- Co się stało? – spytałam zrezygnowana.
- Agata… ja… - ostentacyjnie wywrócił oczami po czym skupił się na mnie. Widziałam, że jest mu trudno wykrztusić to co miał do powiedzenia. Sama zaczęłam się już domyślać o co może chodzić jednak wolałam mu nie przerywać nie dopuszczając do siebie tej myśli – przepraszam, ale… nie przyjadę… nie mogę… - a więc jednak! Wystawia mnie! Świetnie… powinnam się cieszyć, że mówi mi o tym dzień wcześniej a nie godzinę! Musiałam się jednak dowiedzieć, co się takiego stało.
- Co? Dlaczego? – czułam jak krew się we mnie gotuje. Czułam jak waliło mi serce, nie wiedziałam czy to ze złości, rozczarowania, strachu czy może smutku…
- Przepraszam cię… nie dam rady… - coś musiało się stać. Wiedziałam, nie zachowywałby się tak bez powodu. Tylko za nic w świecie nie chciał mi powiedzieć co! Zobaczyłam jak chowa twarz w dłoniach. Nie płakał ale był raczej… bezsilny? Załamany? Chyba to właśnie bolało mnie najbardziej. To, że nie wiedziałam o co tak naprawdę chodzi… ale wiedziałam, że dla niego to także nie jest proste.
- Tylko tyle? Nie sądzisz, że należą mi się jakieś dokładniejsze wyjaśnienia?  - w normalnych okolicznościach pewnie byłabym wściekła i bym krzyczała ale nie potrafiłam tego robić, patrząc na niego.
- Wiem, że powinienem to wyjaśnić. Ale nie potrafię, nie mogę tego zrobić… - zapadła cisza ale po chwili powiedział coś, co zdziwiło mnie najbardziej – idź z Maćkiem – cooo? Czy ja się przesłyszałam? Ten chorobliwie zazdrosny człowiek właśnie sam wysyła mnie na bal z Maćkiem? Coś tu zdecydowanie nie grało!
- Żartujesz?! Stefan! Mów mi tu zaraz co się do cholery stało? I czemu mówisz, żebym poszła z nim?
- Tak będzie lepiej. Jeżeli nie możesz iść ze mną, idź z nim…
- Świetnie! Rozumiem, że nie muszę go informować? Załatwiłeś już to z nim?
- Nie… nie rozmawiałem z nim… ale wiem, że się zgodzi.
- Aha, czyli odwołanie wypadu polsko-austriackiego też zostawiasz mi?
- Tego nie odwołuję! Przyjadę do Polski, tylko dzień później. Spotkamy się już na miejscu.
- Chwila… skoro i tak przyjedziesz to co ci szkodzi przyjechać ten jeden dzień wcześniej?
- Wyjaśnię ci to jakoś… tylko… nie teraz. Jak się spotkamy. Przepraszam ale teraz muszę kończyć. Widzimy się za dwa dni – po tych słowach zniknął z ekranu mojego komputera. A mnie pozostawił z milionem myśli na sekundę.
W myślach analizowałam całą naszą rozmowę i zaczęło do mnie docierać to wszystko co się wydarzyło. I jeszcze to jego zdanie „wyjaśnię ci to jakoś”… nie chciałam „jakiegoś” wyjaśnienia, chciałam prawdziwego wyjaśnienia. Szczerze mówiąc odechciało mi się iść na tą całą studniówkę. Czy naprawdę powinnam zadzwonić do Maćka i zapytać, czy pójdzie tam ze mną? Czy to będzie wobec niego w porządku? Może nie będzie chciał być zastępstwem za Wielkiego Nieobecnego? Trzymałam w ręku telefon ale cały czas nie wybrałam numeru. Biłam się z myślami. Zadzwonić czy nie zadzwonić? Iść tam czy nie? W końcu wybrałam numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po dwóch sygnałach odebrał…
- Hej królewno. Jak tam przygotowania przed wielkim dniem? – mówił ze śmiechem.
- Proszę cię! To brzmi jakbym wychodziła za mąż a do tego mi się nie spieszy! – zaczęłam się śmiać. To niesamowite jak słysząc jego głos i głupią gadkę potrafiłam zapomnieć o zmartwieniach.
- Dobra, dobra, przed ołtarz cię jeszcze nie wyganiam – zaśmiał się – więc jak przygotowania?
- W sumie wszystko gotowe… oprócz jednego małego szczegółu…
- Cóż to za szczegół? Naszyjnik nie pasuje ci do sukienki? Czy może buty?
- Ha ha ha – powiedziałam z ironią – bardzo śmieszne. To byłby przecież dramat! A tak serio… Maciek?
- No mów co ci leży na wątrobie, bo słyszę, że jesteś jakaś nie w humorze?
- Co robisz jutro wieczorem?
- Pewnie przygotowuję się do naszego wypadu? Ale dlaczego pytasz? Chyba nie…? – nie musiał kończyć, oboje wiedzieliśmy, że się domyślił.
- Tak – nie chciałam tłumaczyć i przytaczać mojej rozmowy z Austriakiem – potowarzysz mi?
- Jeszcze się głupio pytasz! Oczywiście.
- Dziękuję.
- Ale co się właściwie stało? Dlaczego go nie będzie?
- Sama chciałabym to wiedzieć, ale nie rozmawiajmy o tym.
- Okej, musisz mi tylko powiedzieć jedną… dwie rzeczy – powiedział ze śmiechem.
- Jakie?
- O której mam po ciebie być? I… jakiego koloru masz sukienkę? Muszę przecież dopasować krawat – zachciało mi się śmiać. Który facet pamięta, żeby mieć krawat pod kolor sukienki partnerki? To zwykle dziewczyny dbają o takie rzeczy a ja oczywiście nie wykazałam się w tej kwestii.
- Możesz być około siedemnastej? A sukienkę mam błękitną.
- Okej, załatwione! To do jutra!
- Jeszcze raz ci dziękuję! Do jutra – po tych słowach rozłączyłam się.
Byłam mu wdzięczna, nie wiedziałam czy zrobiłam dobrze słuchając rady Stefana (doradca od siedmiu boleści się znalazł…) ale to zrobiłam i już nie miałam co się nad tym zastanawiać.

[Maciek]

Nie powiem, że nie bo ucieszyło mnie to. Ucieszyło mnie to, że Agata zadzwoniła do mnie. Teraz to ja będę przy niej bo on zawiódł. Zastanawia mnie tylko jedno, co takiego się stało, że ją wystawił. Był taki zdeterminowany a tu zaczyna odpuszczać? Nie żeby nie było mi to na rękę… ale to dziwne. Nie przeszkadza mi to, że ułatwia mi drogę ale jeżeli ją skrzywdzi, jeżeli ona spędzi choć jedną noc płacząc przez niego! Jedną noc? Jeżeli choć jedna łza spłynie po jej policzku z jego winy, nie odpuszczę mu tego. Nie będę próbował ich godzić, pokażę mu tylko, że nie rani się osób, na których mi zależy. Ale teraz muszę się skupić na jutrzejszym wieczorze bo więcej takich może nie być mi danych.

***
Pod jej domem byłem za piętnaście siedemnasta, nie spodziewałem się, że się nie spóźnię. Choć już tu byłem, to tylko jeden raz więc to chyba zrozumiałe, że mogłem pomylić drogę. Zadzwoniłem na domofon i usłyszałem głos jej mamy, a przynajmniej tak obstawiałem. Wszedłem do budynku i skierowałem się przed jej drzwi. Wszedłem do domu i przywitałem się z jej ojczymem, który chyba nieco się zdziwił na mój widok.
- Agata nie uprzedziła, że idzie ze mną? Jestem Maciek Kot.
- Ostatnim razem, kiedy pana widziałem jakoś nie mieliśmy okazji porozmawiać panie Maćku – zachciało mi się śmiać. Zawsze mnie śmieszy kiedy ludzie mówią do mnie na „pan” ale jeszcze bardziej gdy robi to facet dość pokaźnej postury.
- Wystarczy Maciek – powiedziałem śmiejąc się. Rozmowę przerwała nam mama Agaty, która sądząc po zachowaniu została uprzedzona przez córkę, że idzie ze mną. W sumie, ciekawe jak zareagowaliby gdyby pojawił się tu Stefan. Pan Krzysiek wyraźnie nie wiedział jak zachować, się widząc mnie więc co by było, gdyby w drzwiach zobaczył tego Austriackiego bęcwała, z którym na dodatek nie umiałby się dogadać po angielsku. Tak czy siak przywitałem się z jej mamą a ona stanęła obok wołając swoją córkę do pokoju. I wtedy ją zobaczyłem, takiej jej jeszcze nie widziałem i nie uwierzyłbym, że ktoś może wyglądać tak pięknie, gdybym nie ujrzał jej na własne oczy. Jej długie blond włosy opadały falami na ramiona, przednie kosmyki zostały podpięte z boku jednak jeden niesforny i tak opadał jej na twarz – zapewne celowo, to zawsze dodaje uroku. Makijaż delikatny i lekki sprawił, że wyglądała jeszcze promienniej niż zazwyczaj. Do tego błękitna rozkloszowana sukienka, bez ramiączek, przed kolano, ten kolor podkreślał barwę jej niebieskich oczu. No i trzeba jej przyznać, że buty dodawały jej kilka centymetrów – nadal nie pojmuję, jak dziewczyny potrafią w tym chodzić… Fakt jest faktem, zobaczyć ją w takim wydaniu to zaszczyt.
Noclegi wszyscy mieli zapewnione w hotelu, w którym odbywał się bal. Zaś zawiezienie nas i przywiezienie następnego dnia należało do zadań Patryka. Z opowieści Agaty dowiedziałem się, że zaoferował się już rok wcześniej. Trzeba przyznać, że równy z niego gość. Gdy znaleźliśmy się przed budynkiem, w którym miała odbyć się zabawa, zaczęła do nas podchodzić masa ludzi. Agata ze wszystkimi witała się całusami w policzek, oczywiście przedstawiała mnie ale i tak nie byłem w stanie zapamiętać tych wszystkich imion. Oprócz niej była tam jeszcze jedna znajoma twarz – Magda! Tej wariatki to już dawno nie widziałem. Chyba co poniektórzy zdziwili się, że ona jako jedyna mnie zna, ale dla mnie to dobrze. Przynajmniej miałem już dwie osoby, z którymi mogłem normalnie rozmawiać. Po chwili wszyscy weszliśmy do środka, gdyż na zewnątrz panował mróz. Normalne zamieszanie, wszyscy zaczęli się krzątać oddając zimowe okrycia do szatni, trzeba przyznać, że dziewczyny były naprawdę wystrojone. Było na co popatrzeć, choć mnie tak naprawdę interesowała tutaj tylko jedna piękność, której miałem zamiar poświęcić całą moją uwagę. Gdy weszliśmy na salę przypomniała mi się moja własna studniówka, co to była za impreza!
[Agata]

Cieszyłam się, że nie zrezygnowałam przez Stefana. Sala wyglądała przepięknie, czułam się jak w pałacu. Wszyscy siedzieliśmy przy okrągłych stołach a ja patrząc na skład naszego wiedziałam, że nawet podczas posiłków nie będzie nudno. Najlepsza ekipa – najlepszy stolik. Uwielbiałam tego typu zabawy, mogłam wybawić i wytańczyć się za wszystkie czasy. Widziałam, że Maciek już nie ograniczał się jedynie do mnie i Magdy ale zaczął też rozmawiać z innymi, chciałam, żeby on też dobrze się tu czuł. Na początek szampan i wszyscy kulturalni jednak już przy dźwiękach pierwszej piosenki większość ruszyła na parkiet. Niektórzy potrzebowali trochę czasu, żeby wprawić się w odpowiedni stan do zabawy. Bawiłam się na parkiecie do stolika podchodząc tylko aby czegoś się napić. To fakt, z czasem pod wpływem napojów alkoholowych tak jak wszyscy robiłam się coraz weselsza. Widziałam, że mój towarzysz także znalazł sobie kumpli, gdy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnęłam się, wywróciłam ostentacyjnie oczami, odwróciłam się i wróciłam do zabawy. Tańczyłam właśnie z jednym z kolegów z równoległej klasy, gdy pojawił się przy nas Maciek. Szybko rzucił „odbijany” i chwycił mnie w ramiona.
- Już myślałam, że nigdy nie przyjdziesz potańczyć.
- Jeszcze nie wiesz na co mnie stać – zaśmiał się a ja zostałam przez niego zmuszona do wykonywania kolejnych obrotów i piruetów. Nawet nieźle sobie radził a całkowicie zaskoczył mnie podczas „wolnego” – całkiem niezły z niego tancerz! Czułam, że alkohol robił swoje ponieważ zaczynało mi się kręcić w głowie ale w końcu nie takie imprezy się przeżyło. Zabawa trwała i trwała bez chwili wytchnienia. Nie miałam zamiaru marnować czasu na jedzenie wolałam tańczyć i wygłupiać się zarówno z Maćkiem jak i z przyjaciółmi ze szkoły. Jednak gdy na stołach pojawiły się wyjątkowo apetycznie wyglądające talerze nie mogłam się powstrzymać. Tak jak się spodziewałam, nawet podczas posiłków wszyscy zanosili się od śmiechu. A ja cieszyłam się chwilą. Kolejne piosenki, kolejne tańce, kolejne drinki. Wiedziałam, że muszę się przewietrzyć więc pożyczyłam od jednego z kumpli marynarkę i wyszłam na taras. Nie było mi nawet zimno gdy otuliłam się ciepłą tkaniną. Było ciemno, księżyc był bardzo dobrze widoczny jednak od czasu do czasu przesłaniały go chmury. Niebo tej nocy było wyjątkowo gwieździste, jakby wszechświat chciał uczynić ten wieczór jeszcze bardziej magicznym. Stałam oparta o balustradę i spoglądałam na ogród, w którym świeciło się kilka latarni. W pewnej chwili poczułam, jak ktoś mnie obejmuje, odwróciłam głowę i zobaczyłam Maćka.
- Jak się bawisz? – spytałam.
- Świetne! Cieszę się, że mogę tu z tobą być – odpowiedział z uśmiechem.
- To dobrze.
- Żałujesz, że nie ma tu jego, prawda? – spojrzałam na niego i zobaczyłam, że spogląda w dal, nie na mnie.
- Nie, to nie tak. Fakt, wyobrażałam sobie to wszystko trochę inaczej, w końcu przez długi czas myślałam, że to on tu będzie… ale nie żałuję, że jesteś tutaj właśnie ty – mimowolnie nie wypowiadaliśmy na głos imienia Austriaka.
- On jest dla ciebie ważny – to nie było pytanie.
- Tak – spojrzałam na niego i wtuliłam się w jego tors, poczułam jak mocno obejmuje mnie ramionami. Gdy podniosłam głowę widziałam, że patrzy na mnie. Staliśmy tak i patrzyliśmy sobie w oczy, nie były to te oczy, które chciałam zobaczyć ale miały w sobie magię. W jednej chwili nasze twarze znalazły się na równi, byłam prawie pewna, że mnie pocałuje ale nie zrobił tego. Byłam mu wdzięczna, że odwrócił się i wszedł z powrotem do budynku, z którego dobiegała głośna muzyka. Poczekałam jeszcze chwilę i także wróciłam na salę. Podeszłam do stolika i wypiłam drinka po czym wróciłam do zabawy. Skakałam, wirowałam, co chwilę tańczyłam z kimś innym. Nikt nie zwracał już uwagi na fryzury, kreacje czy na buty – moje spoczywały spokojnie pod ścianą. Powoli pojedyncze pary zaczęły rozchodzić się do pokoi jednak na parkiecie i przy stolikach nadal znajdowało się dużo ludzi. Nie wiedziałam kiedy znowu zaczęłam tańczyć z Maćkiem. Tańczyliśmy, jednak oboje nie mieliśmy już sił więc nasze ruchy były o wiele wolniejsze. To się wydarzyło w jednej chwili, ułamku sekundy, niedostrzegalnym z mojej perspektywy. Poczułam jak jego gorące usta łączą się z moimi aby już po chwili się rozłączyć. Przymknęłam powieki i spuściłam głowę, nadal trzymając się z nim za ręce. Usłyszałam „przepraszam” padające z jego ust a po chwili już go nie było. Nie wiedziałam czy wyszedł z budynku, czy udał się na taras czy może do pokoju. Nie obchodziło mnie to w tym momencie. Usiadłam przy stoliku i z ludźmi ze szkoły oraz ich osobami towarzyszącymi przesiedziałam rozmawiając, pijąc i śmiejąc się jeszcze około godzinę, choć tego pewna nie jestem ponieważ czas płynął już dla mnie w zupełnie innym tempie…

***

Obudziłam się w pokoju. Nie zwracałam uwagi na nic tylko na tą okropną, znienawidzoną przez wszystkich ludzi suchość w ustach i gardle. Mój wzrok padł na szafeczkę przy łóżku, na której spoczywała szklanka a obok butelka wody. Zaraz sięgnęłam po butelkę i nalałam wody do szklanki. Wypiłam. Za mało. Nalałam drugą szklankę i wypiłam ją. Wtedy dopiero zaczęłam się rozglądać. Na kanapie smacznie spał Maciek. Obok łóżka leżała – nie stała – druga butelka wody. Zaczęłam sobie przypominać, że gdy dotarłam do pokoju jego w nim nie było. Nie potrafiłam także przywołać w pamięci owych butelek z wodą. Wtedy przypomniałam sobie, jak przebudziłam się nad ranem i widziałam jak wchodził do pomieszczenia. Faktycznie, mógł wtedy przynieść napoje dla nas… wiedział, czego będziemy potrzebować rano. Popijając wodę siedziałam i starałam się wszystko sobie uporządkować w głowie, gdyż w moich wspomnieniach ziały luki. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem, która jest godzina. I gdzie jest moja torebka. Zaczęłam rozglądać się po pokoju i dostrzegłam ją leżącą zaraz przy drzwiach. Oznaczało to, że muszę po nią wstać z wygodnego posłania. Z bólem serca podreptałam po torebkę i wróciłam z nią do łóżka. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam godzinę, była 09:47. Chwila… o której mieliśmy być w górach? O szesnastej. Zdążymy a jak nie, to przecież zrozumieją. Oni… i wtedy uświadomiłam sobie, że czeka mnie dzisiaj spotkanie nie tylko z Kamilem, Ewą, Kubą, Gregorem i Michaelem ale i Stefanem. A tego spotkania w chwili obecnej jakoś nie umiałam sobie wyobrazić.
____________________________
Kochani przybywam z trzynastką! Pechowa? Szczęśliwa? Osądźcie same :)
Mówiąc szczerze dobrze pisało mi się ten rozdział, może dlatego, że wiedziałam od początku do końca jak on ma wyglądać. Uważam też, że nie jest najgorszy, może nawet mi się podoba :) Uwielbiam czytać Wasze komentarze i spekulacje na temat tego, jak wszystko potoczy się dalej, więc dziękuję, Wam za to, że tu jesteście, że to czytacie i komentujecie <3

Jak mijają Wam wakacje? :D Nie wiem jak u Was ale u mnie pogoda istnie wakacyjna :) Do następnego!