poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 12

"Żyjemy przecież tak cicho, a nasze największe katastrofy,
 wydarzają się tak głęboko w nas,
 że na naszej powierzchni pojawiają się tylko odległe fale"


Siedziałam przed laptopem jak to ostatnio często miałam w zwyczaju i rozmawiałam z Austriakiem.
- Przepraszam, wiem… mówiłem, że jak skończy się sezon letni będziemy mieli dla siebie więcej czasu… ale sama widzisz jak jest, sam nie mam na nic czasu.
- Przecież nie masz za co przepraszać! – powiedziałam stanowczo – Ani się waż cokolwiek przeze mnie zaniedbywać.
- Kiedy to właśnie ciebie zaniedbuję – widziałam na jego twarzy bezradność. Wiedziałam, że nie mogę pokazać mu, jak bardzo chciałabym mieć go tutaj, przy mnie. Wiedziałam, że on musi być tam a ja tu. Należeliśmy do dwóch różnych światów, które jak widać bardzo trudno było połączyć.
- Mną się nie przejmuj – delikatnie się uśmiechnęłam – są ważniejsze rzeczy.
- Nie mów tak. Obiecuję, że przyjadę do ciebie za tydzień. Tym razem już na sto procent. Będziemy mieli dla siebie cały weekend – uśmiechnął się szerzej ale widziałam w jego oczach niepewność. W końcu to samo mówił tydzień temu.
- Będę czekać. Tylko wiesz, gdyby coś ci wypadło nie próbuj nawet tego przekładać ze względu na mnie!
- Hej, czy ty w ogóle chcesz żebym przyjechał?
- Nie zadawaj głupich pytań. Oczywiście, że chcę. Nie mogę się doczekać aż znowu się zobaczymy ale nie chcę żebyś tracił coś ważnego.
- Jak tak dalej pójdzie to właśnie stracę coś, a raczej kogoś ważnego. Ciebie. – poczułam ciepło w klatce piersiowej. Miłe ciepło, które rozlewało się po moim wnętrzu. Nic nie powiedziałam tylko uśmiechnęłam się do niego, po czym od odwzajemnił gest.

***

Siedziałam na ławce wtulona w Stefana. Do naszych uszu dobiegał szum wody z pobliskiej fontanny. Choć był październik ciepłe promienie słońca padały na nasze twarze. Nic nie mówiliśmy, po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Nagle o czymś sobie przypomniałam. Szybko się zerwałam i z szerokim uśmiechem pociągnęłam Austriaka za rękę dając mu znak aby zrobił to samo. Po jego twarzy było widać niezłe zdziwienie jednak posłusznie wstał.
- Co jest? Coś się stało?
- Chodź! Przypomniałam sobie, że słyszałam w radiu ogłoszenie i jeżeli się nie mylę to miało być dzisiaj…
- Jakie ogłoszenie? O czym ty mówisz? – pytał śmiejąc się ze mnie.
- Nie gadaj tylko chodź – i pociągnęłam go w kierunku galerii handlowej.
Gdy byliśmy już w środku zdziwiona mina Stefana zmieniła się na jeszcze bardziej zdezorientowaną.
- Zabrałaś mnie na zakupy? – zaczęłam się z niego śmiać.
- Ohh, nie, nie musisz się martwić. Musimy się dostać na ostatnie piętro!
Gdy wjechaliśmy na samą górę, zobaczyłam to na co liczyłam. Czyli jednak nie pomyliłam dat. Przed nami rozpościerała się ściana z nagłówkiem „ŚCIANA MARZEŃ”. Była ona zapełniona różnokolorowymi napisami. Od razu podeszli do nas organizatorzy i wręczyli nam markery. Podeszliśmy ze Stefanem i zaczęliśmy szukać dogodnych miejsc na nasze marzenia. Widziałam, że chłopak bez zastanowienia zaczął coś skrobać jakieś trzy metry ode mnie, więc także zabrałam się do pracy. Znalazłam trochę wolnego miejsca i spojrzawszy na niego raz jeszcze, napisałam:
„Niech on mnie pokocha”
Wychodząc z centrum handlowego zapytał:
- Co napisałaś? – widać było, że był wyraźnie zainteresowany.
- Może kiedyś ci powiem – uśmiechnęłam się – A ty?
- Może kiedyś ci powiem – na co oboje zaczęliśmy się śmiać.
Popołudnie minęło nam na spacerowaniu, rozmowach, wygłupach i zwierzeniach. Oboje wiedzieliśmy, że możemy sobie powiedzieć wszystko. Tak bardzo nie chciałam, żeby wyjeżdżał ale nie mówiłam tego głośno. Tam było jego życie, które sprawiało, że był szczęśliwy. Tutaj byłam tylko ja. Zachowywaliśmy się jak każda inna para przechodząca obok nas. Jednak taką nie byliśmy. Pochłanialiśmy się wzrokiem jak i dotykiem ponieważ wiedzieliśmy, że jutro znów będziemy musieli się pożegnać. Staraliśmy się zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Wiedziałam, że w najbliższym czasie nie będę miała okazji żeby posmakować jego gorących ust, wtulić się w silne ramiona czy spojrzeć głęboko w te brązowe tęczówki. Każda błahostka podczas czasu spędzanego z nim, miała dla mnie szczególne znaczenie. Czułam, że z jego perspektywy było tak samo. Czułam, że wreszcie jestem dla kogoś ważna. Wyjątkowo ważna. Co z tego, że nie miałam pojęcia, jak to wszystko miałoby dalej wyglądać? Cieszyłam się chwilą. Starałam się nie martwić o nic. Czyli robiłam właśnie to czego tak pragnęłam. Nie żyłam ani przeszłością, ani przyszłością. Żyłam teraźniejszością. Chciałam ten czas przeżyć na całego.
Następnego dnia spotkaliśmy się rano, mieliśmy dla siebie jeszcze kilka godzin przed jego wyjazdem. Gdy zobaczyłam jego twarz od razu wiedziałam, że coś szykuje.
- Ufasz mi?
- Teoretycznie – odpowiedziałam wahając się. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
- Lubisz niespodzianki prawda? – dopytywał dalej.
- Lubię – lekki uśmiech wkradł się na moją twarz.
- No to nie masz wyjścia, musisz mi zaufać. – wyciągnął z kieszeni jakiś szalik i przewiązał mi nim oczy.
- Chcę tylko zauważyć, że nie jesteś na swoim terenie. Przecież ty nie masz pojęcia gdzie co jest.
- Spokojnie znam drogę. Poza tym nie musimy iść daleko.
Poddałam mu się więc i pozwoliłam się poprowadzić. Faktycznie nie szliśmy długo, a on był wyjątkowo dobrym nawigatorem. Cały czas trzymał mnie za ramiona i dodatkowo mówił czy mam wyżej podnieść nogę, skręcić lub przyspieszyć. Z perspektywy przechodniów to musiało wyglądać uroczo a mnie samej chciało się śmiać. Po chwili dźwięk naszych kroków niosący się echem pozwolił mi zorientować się, że jesteśmy w jakimś budynku. Zaczęliśmy wchodzić po schodach. Wielu schodach. Niekończących się dla mnie schodach. W moich myślach kłębiło się tylko jedno pytanie: ile pięter ma ten budynek i dlaczego nie ma windy? Wreszcie dotarliśmy do celu. Ku mojej uciesze. Znowu poczułam jak do moich nozdrzy wdziera się świeże powietrze oraz wiejący wiatr. Poczułam również, że Stefan zaczął rozwiązywać szalik zakrywający moje oczy. Nagle ciemność ustąpiła miejsca jasności, która poraziła moje oczy. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy było miasto. Miasto z góry. Widziałam dachy budynków i ulice. Widziałam słońce nad linią horyzontu. Zawsze kochałam wysokość więc trafił w dziesiątkę. Ujrzałam także koc i leżącą na nim reklamówkę z Kauflanda, na której widok zachciało mi się śmiać i bardzo trudno było mi to ukryć.
- Tak wiem, powinien być kosz piknikowy zamiast tej reklamówki ale jakoś akurat go przy sobie nie mam – stwierdził Austriak, na co ja tylko odwróciłam się do niego i połączyłam nasze usta w pocałunku. Chłopak objął mnie mocno a ja owinęłam moje ramiona wokół jego szyi. Po chwili oderwaliśmy się od siebie a on poprowadził mnie na krawędź budynku. Jeden krok więcej oznaczałby dla nas śmierć. Mocniejszy, niespodziewany podmuch wiatru wystarczyłby, żeby stracić równowagę i spaść w otchłań. Lubiłam ten typ adrenaliny.
- Może jednak odejdźmy od tej krawędzi, bo ktoś jeszcze spojrzy w górę i pomyśli, że widzi samobójców – powiedziałam ze śmiechem.
Usiedliśmy więc na przygotowanym przez niego kocu i zaczęliśmy rozmawiać o jakimś filmie, który ostatnio widział. Cieszyliśmy się po prostu swoją obecnością i tym, że możemy ze sobą porozmawiać o czymś tak błahym. Zajadaliśmy także smakołyki, które przygotował jako prowiant. Nie mogłam napatrzeć się na widok. Jakim cudem znalazł to miejsce?
Leżeliśmy na kocu i patrzyliśmy w niebo. Moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Obejmował mnie ramionami a ja lewą ręką mogłam kreślić jakieś wzorki na jego bluzie. Doskonale czułam jak miarowo unosi się i opada jego klatka piersiowa i dostosowałam się do rytmu jego oddechów. Było mi dobrze, wręcz bardzo dobrze.
- O czym myślisz? – zapytałam.
- O… - zawahał się – o tym jakby to wyglądało gdybyśmy mieszkali blisko siebie i mogli widywać się codziennie.
- Wtedy pewnie przeszłoby to do codzienności i nie byłoby tak znaczące. Spotkania nie miały by w sobie tej magii… nie musiałabym zapamiętywać najmniejszego uśmiechu, grymasu czy tonu głosu, bo miałabym to na co dzień.
- Chcesz powiedzieć, że wolisz tak jak jest?
- Nie, tego nie powiedziałam. Twierdzę tylko, że byłoby… inaczej.
- To na pewno.
Wstałam i zaczęłam przechadzać się po dachu, żeby dowiedzieć się, na jakim budynku właściwie jesteśmy. Gdy w pewnej chwili odwróciłam się w kierunku Stefana wydawało mi się, że chowa do mojej torebki telefon. Zdziwiłam się.
- Chowałeś mój telefon?
- Sprawdzałem godzinę.
- A nie masz swojego?
- Fakt. Przepraszam – lekko zirytowana sięgnęłam do torebki. Wyciągnęłam telefon. Miałam dziwne przeczucie, że chłopak coś przede mną ukrywa. Odblokowałam więc urządzenie i weszłam w rejestr połączeń. Nie pomyliłam się. Minutę temu dzwonił do mnie nie kto inny jak Maciek. Uniosłam brew i spojrzałam na Austriaka.
- Sprawdzałeś godzinę? To która jest?
- Ehmm…
- Czemu mi nie powiedziałeś, że dzwonił?
- Nie chciałem, żeby nam przeszkadzał.
- To mój przyjaciel, może coś się stało… – nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha odchodząc kilkanaście metrów.
Na szczęście nie stało się nic złego więc poprosiłam chłopaka aby zadzwonił popołudniu a ja wróciłam do czekającego na mnie na kocu Stefana.
- Nigdy więcej tego nie rób – powiedziałam od razu.
- Okej… przepraszam…
- Co ty do niego tak właściwie masz?
- Wkurza mnie. A ja jego…
- A może chociaż spróbowalibyście się dogadać?
- Co masz na myśli?
- Jakiś wspólny wypad? Trochę Polaków trochę Austriaków… jakiś weekend?
- W sumie… weekend przed Zakopanem jest wolny.
- Lepszy styczeń niż w ogóle… A w sumie… jak już mówimy o styczniu… - nie wiedziałam jak mam się do tego zabrać – właśnie, w piątek tydzień przed Zakopanem mam studniówkę i… - zaśmiał się.
- Iiii… ? – chwila ciszy - I z przyjemnością z Tobą pójdę – cieszyło mnie to, że w sumie nie musiałam pytać. Rzuciłam mu się na szyję, nie wiedząc jeszcze jak wielkim niewypałem będzie ten styczniowy wieczór… - czyli w piątek bawimy się na Twoim balu a od soboty ja próbuję zaprzyjaźnić się z twoim Maćkiem.
Nie pozwoliłam mu wyjechać do momentu, aż nie popsikał ponownie mojego misia swoimi perfumami. A gdy nadszedł już czas pożegnania on, nie chciał pozwolić mi się uwolnić z jego żelaznego uścisku. Ja też nie miałam najmniejszej ochoty się z niego uwalniać. Oboje wiedzieliśmy, że musi jechać a ta chwila nie może trwać wiecznie. Jeszcze raz głęboko się pocałowaliśmy po czym spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy a on pocałował mnie w czoło, odwrócił się i wszedł do auta.

***

Wtedy stałam z nim oko w oko po raz ostatni. Mijały dni a tygodnie zmieniły się miesiące. Treningi i zawody pochłonęły Austriaka w stu procentach. W końcu zaczął się Puchar Świata. Mnie zaś pochłonęła nauka, która wylewała mi się już uszami. Potrzebowałam odpoczynku. Ostatnio moim jedynym dniem wytchnienia był ten kiedy Maciek postanowił mnie odwiedzić i dziękuję mu za to z całego serca. Mogłam się wreszcie rozerwać u boku przyjaciela. Powiedziałam mu wtedy o planowanym wypadzie polsko-austriackim. Zgodził się ale tylko pod warunkiem, że mamy te kilka dni spędzić w Zakopanem.
- Człowieku co to dla ciebie za wypad? Przypominam, że mieszkasz w Zakopanem – zaczęłam.
- Nie spojrzałem na to z tej strony – po czym zaczął się śmiać – no ale w takim razie gdzieś w pobliżu. Wynajmiemy domek?
- Może być.
- A właściwie kto tam ma być?
- Na pewno ja, ty i Stefan. Wspominał coś o Gregorze i Michaelu. A z naszej strony myślałam o Kubie, Kamilu i Ewie. Ale nie rozmawiałam z nimi jeszcze.
- No, w takim razie, może nie będzie najgorzej – uśmiechnął się.
- Oczywiście, że nie. I może wreszcie jakoś dogadasz się ze Stefanem? – zaczęłam cicho.
- Na to bym nie liczył – nie spoważniał tylko nadal się uśmiechał. W sumie myślałam, że zareaguje gorzej. Po nim nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Nigdy nie poznałam tak nieobliczalnego człowieka jak Maciek ale jednocześnie przyjaznego i opiekuńczego. Trudno było go rozgryźć. Chyba tylko jedna osoba w miarę rozumiała co mu siedzi w głowie a mianowicie mam na myśli Kubę.

Jeżeli zaś chodzi o Stefana, podczas naszych rozmów przez Internet był wiecznie uśmiechnięty i w dobrym humorze. Takiego samego widziałam go na moim telewizorze podczas konkursów. Ale nagle coś zaczęło się zmieniać. Podczas konkursów nie było już tej wiecznie uśmiechniętej twarzyczki a podczas naszych rozmów udawał. Wiedziałam to. Pytałam a on stale utrzymywał, że nic się nie stało ale to nie zmieniało faktu, że wiedziałam swoje. Ta zmiana pojawiła się jakoś w święta. Zastanawiałam się czy może nie stresuje się Turniejem Czterech Skoczni, może bał się, że zawiedzie po ostatnim zwycięstwie. Gdy go o to spytałam odpowiedział „Nie, to nie to.” Ha! Czyli jednak coś. Nie wiedziałam jak mam się dowiedzieć o co chodzi. Jeżeli chciał zakończyć naszą znajomość – bo i takie pomysły przychodziły mi do głowy – mógł powiedzieć. Zrozumiałabym. Może nie chciał przyjechać na tą studniówkę albo coś mu się nie podobało z tym wyjazdem… ale wtedy też chyba powiedziałby, że o to chodzi. W styczniu wiedziałam już, że nie chodziło o TCS bo go wygrał! Drugi raz z rzędu! Wtedy zobaczyłam na jego twarzy pierwszy raz od dawna szczerą, prawdziwą radość. Ale euforia nie trwała długo. Choć ten uparty człowiek nadal utrzymywał, że wszystko jest w porządku i nawet próbował udawać, że cieszy się na przyjazd do Polski. Próbował bo mu to nie wychodziło, a byłam już tego pewna w przeddzień jego przyjazdu czyli mojego balu maturalnego. 
___________________________________
PRZEPRASZAM! Nie wiem jak mam Was przepraszać za to ponad tygodniowe spóźnienie... na moją nieobecność złożyło się kilka rzeczy ale nie będę się tutaj rozpisywać... Co tu dużo mówić, oddaję dzisiaj w Wasze ręce to co nie wiem czy można nazwać "rozdziałem" pisałam go, żeby tylko coś się wreszcie pojawiło. Obiecuję, że następny będzie już bardziej treściwy :) 
Nie pozostaje mi napisać, że zachęcam do komentowania i do następnego :)
Pozdrawiam! 

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 11

„Czy można kochać i nienawidzić tę samą osobę?
- Można, ale szybko gubisz się pomiędzy
„wynoś się w cholerę” a „błagam, wróć”


Siedziałam w moim pokoju słuchając muzyki przez słuchawki. To był już ostatni dzień wakacji, jutro miałam pojawić się w szkole i rozpocząć nowy, ostatni już rok w liceum. Powinnam się cieszyć, że znów zobaczę te wszystkie twarze, które zawsze potrafiły poprawić mi humor. Ale ostatnio nie potrafiłam myśleć o niczym innym tylko o wiadomości, którą przekazał mi Patryk telefonicznie. Wiedziałam, że jest małe prawdopodobieństwo aby ojciec pojawił się w domu. Przecież nie wiedział gdzie mieszkam. Ale tak samo było na poprzednim mieszkaniu, wtedy też nie wiedział a jednak skądś się dowiedział. Każdy dzwonek domofonu powodował u mnie mocniejsze bicie serca. Odkąd wróciłam z Zakopanego nie wyszłam z domu. To Madzia i Inga przyszły do mnie, żeby mnie pocieszyć. A jutro musiałam wreszcie opuścić bezpieczne schronienie. Nawet nie chciałam myśleć co by było gdybym zobaczyła ojca przed budynkiem mojej szkoły. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie miał czelności się pojawić.
Wczoraj znowu rozmawiałam ze Stefanem. Zauważył, że jestem nie w humorze ale wolałam wymyślić jakąś głupią wymówkę niż powiedzieć mu prawdę. Maciek wiedział. Po telefonie od brata byłam w takim szoku, że po prostu mu powiedziałam. Nawet dokładnie tego nie pamiętam.

***
Gdy zadzwonił budzik nie wiedziałam co się dzieje. Odzwyczaiłam się od niego. Te wakacje minęły tak szybko ale nie zaprzeczalnie były one najlepszymi w moim życiu. Wiedziałam, że ta sielanka nie mogła trwać wiecznie. W wakacje jeszcze to jakoś mogło funkcjonować ale teraz? Wiadome było, że nie będę miała jak spotykać się ani z Maćkiem ani tym bardziej ze Stefanem. No cóż, takie życie… zawsze pozostaje Internet i telefon, dopóki im się to nie znudzi. Faktem jest, że każda rozmowa z jednym lub z drugim sprawiała mi niesamowitą radość. Czułam się wyjątkowo. Ale teraz musiałam wrócić do rzeczywistości. Gdy przekroczyłam mury szkoły zobaczyłam tyle znajomych twarzy, nie wiedziałam już nawet z kim się witam. Oni byli moim lekarstwem na smutki. Przy nich zawsze potrafiłam zapomnieć o trapiących mnie rzeczach. Akademia na szczęście długa nie była. Nawet po nauczycielach było widać, że nie cieszą się z rozpoczęcia nauki. Jak zwykle po rozpoczęciu szliśmy gdzieś ze znajomymi. Na spacer lub po prostu gdzieś posiedzieć i czegoś się napić. Od dawna tyle się nie śmiałam. Schodziliśmy już po schodkach prowadzących do szkoły gdy przy bramie zobaczyłam kogoś kto przywrócił mnie na ziemię. A jednak. Poczułam jak moje ciało oblewa fala gorąca. Największe czułam w sercu. Przez te lata przeżywałam różne etapy. Bardzo za nim tęskniłam, byłam na niego po prostu wściekła i chciałam mu wszystko wygarnąć aż w końcu przyszedł moment obojętności. Był mi obojętny, nie obchodziło mnie co się z nim działo i tak było do dzisiaj. Kiedy go zobaczyłam, już z daleka te wszystkie odczucia jakie do niego żywiłam powróciły. Poczułam, jak bardzo za nim tęskniłam, poczułam ogromną wściekłość, poczułam się bezradna i poczułam, że mimo wszystko, przez cały ten czas go kochałam. Nawet nie wiedziałam, kiedy stanęłam. Stałam jak wryta i na niego patrzyłam. Niektórzy z moich znajomych domyślili się na kogo patrzę, inni nie. Wróciłam na ziemię i ruszyłam razem z resztą przed siebie. Czułam jak jakiś potwór kręci mi się w żołądku. Ręce zaczęły mi się trząść gdy byłam już na tyle blisko żeby zobaczyć te niebieskie oczy, które po nim odziedziczyłam. Byłam już tak blisko niego i po prostu go ominęłam. Nie wiedziałam, co mną kierowało, przymknęłam powieki i go ominęłam. Usłyszałam jak mnie woła, ten głos, ten za którym tęskniłam, ten którego nie potrafiłam sobie już nawet przypomnieć. Odwróciłam się.
- Czego chcesz? – spytałam. A jednak cała złość wzięła nade mną górę.
- Nie przywitasz się?
- Nie – co on sobie wyobrażał? Że rzucę mu się na szyję?
- Jestem twoim tatą, chyba możemy porozmawiać?
- Tatą? Tatą? Teraz nagle jesteś moim tatą? Byłeś nim, przez kilka lat mojego życia. Później przestałeś nim być.
- Nic nie wiesz! – krzyknął.
- Wiem więcej niż ci się wydaje. I nie chcę cię więcej widzieć. Przez tyle lat świetnie ci wychodziło nie interesowanie się nami więc może wróć do tego! – widziałam w jego oczach ból. Od mojego pierwszego słowa tej rozmowy do ostatniego. Ale nie potrafiłam inaczej. Co prawda część mnie pragnęła go przytulić, druga, silniejsza nie chciała go więcej widzieć. Nie po tym wszystkim co nam zrobił. Odwróciłam się a on zawołał mnie ponownie. Tym razem się nie odwróciłam, nie chciałam więcej scen przy znajomych. Poszliśmy do Magdy a ja modliłam się w duchu, żeby za nami nie szedł. Cały czas byłam rozdrażniona, odbiło się to trochę na dzwoniącym do mnie w dobrej intencji Maćku. Pytał jak w szkole a ja oczywiście musiałam się na kimś wyżyć i padło na Kota. Nasza rozmowa zdecydowanie nie należała do najmilszych. Gdy ochłonęłam wyciągnęłam telefon i napisałam do niego wiadomość.
Przepraszam. Byłam zdenerwowana a ty akurat się napatoczyłeś i nie wytrzymałam. Wybaczysz?
Tak, męczyły mnie wyrzuty sumienia, z powodu tego co powiedziałam ojcu i tego co powiedziałam Maćkowi. Zawsze byłam zbyt impulsywna. A ten odpisał mi po ok. piętnastu minutach
Tsa… rozumiem.
No tak… powiedzieć mu coś niemiłego to od razu robi się gburowaty.
Siedzieliśmy u Magdy do szesnastej a później rozeszliśmy się do domów. Gdy szłam, miałam dziwne wrażenie, że ktoś idzie za mną. Domyślałam się także kto to taki a moje domysły potwierdziły się gdy poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Momentalnie moje ciało przebiegły ciarki a ja ujrzałam tę twarz już drugi raz dzisiaj. Zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień.
- Puść! – rzuciłam od razu.
- Chcę porozmawiać.
- Ale ja nie! Kiedyś chciałam! Ale już mi przeszło…
- Córeczko…
- Nie mów tak do mnie. Wyrwałam mu się i pobiegłam w stronę domu. Wiedziałam, że za mną nie poszedł. Czułam to. Wpadłam do domu a tam nikogo nie było, poczułam ulgę. Po moich policzkach spływały łzy. Pierwsze co zrobiłam to nacisnęłam zieloną słuchawkę przy numerze Maćka i czekałam aż odbierze. Nie odbierał. Tak bardzo chciałam z nim porozmawiać a on co? Obraził się? Przysięgam, że kiedyś za te jego humorki go zabiję. Dlaczego wtedy, gdy potrzebuję z nim porozmawiać, on akurat postanawia mnie olewać? Usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa. Zaczynałam się uspokajać. Z nadzieją czekałam aż wszystko się włączy. Moje modły zostały wysłuchane, Stefan był na komputerze. Momentalnie się z nim połączyłam i już po chwili widziałam jego uśmiechniętą twarz, która nieco przygasła gdy zobaczył w jakim jestem stanie. Wysłuchał w milczeniu. Opowiedziałam mu wszystko co się dzisiaj wydarzyło. To była jego ogromna zaleta, potrafił słuchać.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć – powiedział gdy skończyłam.
- Gdybyś tu był, nie musiałbyś nic mówić. Wystarczyłoby, żebyś mnie przytulił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał.
W tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Wystraszyłam się. Wstałam i podeszłam do drzwi. Nie znałam tego mężczyzny. Wyglądał na kuriera ale jaki kurier przychodzi o takiej godzinie? Otworzyłam drzwi i usłyszałam:
- Agata Klimowska?
- Tak.
- Mam dla pani przesyłkę. Proszę tu pokwitować – i podstawił mi kartkę do podpisu.
Średniej wielkości, dość lekkie pudełko. Wróciłam przed komputer razem z paczką. Widziałam na ustach Austriaka szeroki uśmiech.
- A jednak kurierzy czasami przychodzą w odpowiednim czasie – powiedział szczerząc się.
- To od ciebie? – spytałam zdziwiona.
- Otwórz.
Nie bez trudu odkleiłam taśmę, którą było obklejone pudełko, otworzyłam, a w nim? Ok. czterdziesto centymetrowy brązowy miś trzymający w łapkach serduszko. Szeroko się uśmiechnęłam.
- Może nie możesz przytulić mnie ale może chociaż misia?
Od razu przytuliłam moją maskotkę a co dziwniejsze miała charakterystyczny zapach. Zapach perfum Stefana. Rozkoszowałam się nim zapominając o całym świecie.
- Dziękuję – powiedziałam wysyłając buziaka w stronę ekranu. Na co Austriak odwzajemnił gest – jest słodki.
Po chwili zakończyliśmy rozmowę a ja znalazłam idealne miejsce dla mojego misia, położyłam go na łóżku, zaraz obok wieloletniego już niedźwiadka – prezentu od taty.
Do Maćka już się nie odzywałam choć mnie korciło, stwierdziłam, że skoro nie chce ze mną rozmawiać, uszanuję to.

***
Szkoła rozpoczęła się na dobre. Nauczyciele od samego początku wskoczyli na najwyższe obroty, podkreślając na każdym kroku, że ten rok szkolny jest o wiele krótszy niż dotychczasowe. Oczywiście udawało mi się znajdywać trochę czasu na rozmowy z Austriakiem. A po około dwóch tygodniach od naszej ostatniej rozmowy zadzwonił Maciek. Gdy zobaczyłam jego imię na wyświetlaczu telefonu, zdziwiłam się. Co to się stało, że postanowił zaszczycić mnie rozmową…
- Halo? – powiedziałam odbierając.
- No cześć piękna. Czemu się nie odzywasz? – widzę humorek dopisuje.
- Czy ty sobie jaja robisz? Z tego co pamiętam to ty olałeś moje telefony więc nie będę ci się narzucać. Przeprosiłam a ty jak widać tego nie zrozumiałeś.
- Oj no wybacz. Wkurzony byłem trochę. Jakby na to nie patrzeć trochę po mnie pojechałaś.
- Przeprosiłam.
- Dobra, możemy już do tego nie wracać?
- Jasne, brakowało mi rozmów z tobą – powiedziałam szczerze.
- Mi z tobą też. A teraz mi powiesz co się wtedy stało, że dzwoniłaś?
- Za późno. Musiałam się wygadać i kto inny był do tego bardziej chętny niż ty.
- Hmm, niech zgadnę? Pan idealny Kraft?
- Człowieku! O co tobie do cholery chodzi? Możesz już skończyć z tymi humorkami? Raz jesteś wesoły, po chwili się obrażasz, potem znowu jak gdyby nigdy nic żeby znowu mieć jakieś „ale”.
- Okej, nic nie mówię… więc jak tam u ciebie?
- Dobrze, a raczej średnio… cały czas się uczę…
- A jak sytuacja z ojcem?
- Nie żebym ci wypominała ale jakoś nie byłeś chętny, żeby o nim słuchać…
- Mów…
- Nie ma o czym, nie widziałam się z nim od tamtego dnia. I całe szczęście, nie wiem czy odpuścił czy to cisza przed burzą ale przynajmniej mam spokój.
- To dobrze, wiesz co? Kuba coś ode mnie chce i muszę kończyć.
- Okej, pozdrów go ode mnie.
- Jasne, buziaki!
- Paa – powiedziałam rozłączając się.
Od tamtej rozmowy znowu zaczęliśmy normalnie ze sobą rozmawiać. Oboje dawali mi siłę do tego całego zakuwania. Oprócz tego znajdowałam jeszcze czas na spotkania z Magdą i Ingą. Wszystkie miałyśmy pracy co nie miara ale musiałyśmy od czasu do czasu zrobić sobie babski wieczór. Oczywiście zawsze wypytywały i o Maćka i o Stefana.
- Ale to jesteś ze Stefanem czy nie? Bo w sumie zachowujecie się jak para… – spytała któregoś razu Inga.
- Dziewczyno o jakiej parze tu można mówić? Dzieli nas tyle kilometrów… a nasz jedyny kontakt to rozmowy na Skypie…
Taka była prawda, tęskniłam jak cholera za jego silnymi ramionami, tutaj już nawet miś nie wystarczał. Co prawda obiecał mi, że jak skończy się sezon letni – co miało stać się już wkrótce – będziemy mieli dla siebie więcej czasu ale jakoś nie wiedziałam jak on to sobie wyobraża.

Nie pozostawało mi nic więcej jak tylko utrzymywać z chłopakami stałe kontakty w przerwach między nauką. Kilka razy podczas moich rozmów ze Stefan przerywał nam Michael czy Gregor ale zawsze były to zabawne dodatki do naszych rozmów. Chwilę posiedzieli z nami, żeby dowiedzieć się co u mnie słychać i wracali do normalnych obowiązków. Michael stał się… normalny, tak, to dobre określenie. Nie był już taki jak wcześniej i nie popadł także w drugą skrajność, było optymalnie i miło. Miałam okazję też zamienić kilka słów z Gregorem i okazuje się, że to całkiem miły, szalony człowiek. Mogłam też zaobserwować ich razem kiedy się wygłupiałam. Zachowywali się jak bracia, nie tylko Michi ze Stefanem ale też Gregor, było widać, że są dla siebie przyjaciółmi. Taka paczka to skarb. 
___________________________________
Szczerze mówiąc jest to jeden z rozdziałów, który pisało mi się najtrudniej... nie miałam kompletnie na niego pomysłu no i wyszło coś takiego... mam nadzieję, że daliście radę jakoś przez to przejść. Zauważyłam, że ostatnio jest Was tu coraz mniej i martwi mnie to ;/ Nie wiem, czy tłumaczyć to końcem roku szkolnego czy jest to moja wina...
Nie pozostaje mi nic innego jak napisać: do następnego :)

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 10

"Szczęście nie jest przecież stanem wiecznym.
Zresztą też i nie okresowym.
Szczęście to po prostu taki skurcz serca, 
którego doznaje się czasami, kiedy człowieka taka radość,
że wprost trudno ją znieść. 
Znika równie szybko jak się pojawia. 
I nie ma go, dopóki nie nadejdzie znowu, 
by sprawić, że człowiek uzna życie za najwspanialszy dar." 


Przez cały czas biłam się z myślami. Jedna część mnie chciała wyjaśnić sobie to wszystko ze Stefanem a druga cały czas szeptała, żeby to przemilczeć. Po co go martwić? Jeszcze nie musiałam stanąć przed tym wyzwaniem gdyż skoczek nie odzywał się i w sumie to rozumiałam. Zawody, treningi i masa innych obowiązków a gdzie tu jeszcze znaleźć czas na odpoczynek. Wakacji zostały mi dwa tygodnie. Nie chciałam przesiedzieć ich bezczynnie w domu wiedząc, że gdy zacznie się rok szkolny nie będę miała raczej wiele czasu aby zaszaleć. W końcu to już rok maturalny. Zakuwanie, zakuwanie i jeszcze raz zakuwanie. Na szczęście jak się okazało na brak wrażeń narzekać nie mogłam.
Dzień jak co dzień. Nie minęło jeszcze południe a ja siedziałam przed komputerem przeglądając Internet jak zwykle. Nagle mój telefon zadzwonił, Stefan. Nie nazwałabym tego normalną rozmową i sama nie do końca wiedziałam co właśnie się wydarzyło. Powiedział abym za dwie godziny była na rynku. Na moje pytanie „Na jakim znowu rynku?” odpowiedział z irytacją i rozbawieniem „A ile masz rynków w mieście?”. Co to miało oznaczać nie wiedziałam. Przecież nie pojawiłby się od tak nagle w Polsce i to w moim mieście. Okej mieli teraz przerwę gdyż następne zawody były zaplanowane na za dwa tygodnie. Jednak tak jak prosił postanowiłam, że zjawię się w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze. Na rynek miałam około piętnaście minut. Stałam i wypatrywałam nie wiadomo czego. Rozglądałam się na wszystkie strony ale nic specjalnego nie widziałam. Ludzie zachowywali się tak jak zwykle, szara nuda, no może nie taka znowu szara bo akurat słońce nie dawało o sobie zapomnieć. W pewnej chwili zobaczyłam go. Nie wierzyłam własnym oczom ale to musiał być on. Kogo jak kogo ale jego rozpoznałabym chyba wszędzie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Na naszych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy a ja ruszyłam biegiem w jego stronę aby już po chwili rzucić mu się na szyję. Tęskniłam, cholernie tęskniłam. Rozmawiałam z nim kilka razy przez Internet czy telefonicznie ale brakowało mi kontaktu fizycznego. Nie ma porównania. Nic nie zastąpi poczucia bezpieczeństwa i szczęścia jakie czułam w ramionach Stefana. On nie chciał mnie puścić a i ja nie chciałam się od niego odrywać, jednak w końcu musieliśmy.
- Co ty tutaj robisz? – tylko tyle zdołałam wyksztusić.
- Przyjechałem – powiedział szczerząc się jeszcze bardziej i wzruszając ramionami. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Stefan Kraft przyjechał do Polski tylko po to, żeby się ze mną spotkać i o co ja niby miałam go spytać?
- Sam?
- Chwilowo jest jeszcze Michi. Nic nie mów – dopowiedział szybko widząc mój wyraz twarzy. No jasne, przez chwilę nawet o nim zapomniałam. O nim i całej tej historii ze zdjęciem – on jest tutaj tylko na chwilę. Czeka w hotelu, ja musiałem najpierw zobaczyć się z tobą.
- Co masz na myśli mówiąc, że on jest tutaj tylko na chwilę? Przyjechał tu z tobą tylko po to, żeby zaraz wracać?
- Nie, on jedzie dalej. Nie mam pojęcia dlaczego. Ostatnio zachowuje się jakoś dziwnie. Nic nie chciał mi powiedzieć.
- Dziwnie powiadasz? – uniosłam brwi do góry. A to ciekawe. Gdzież to Michael się wybiera. Czego on tu może chcieć? No bo raczej dziewczyny w Polsce to on nie ma.
- To co? Podejdziemy do hotelu, zostawię walizkę – dopiero teraz ją zauważyłam – i pokażesz mi miasto?
- W sumie, to nie wiem czy jest co pokazywać. Z pewnością widziałeś ładniejsze miejsca. Ale coś wymyślimy – uśmiechnęłam się. Cała ta sytuacja z Michaelem w sumie była mi na rękę. Kiedy miałam sobie z nim wszystko wyjaśnić jak nie teraz. Nadarzyła się do tego idealna sytuacja i nie mam zamiaru jej zmarnować. Przynajmniej spróbuję z nim porozmawiać zanim on rozkręci się na dobre.
Ruszyliśmy w stronę hotelu, który nie był daleko. Weszliśmy a Stefan od razu wiedział gdzie iść. A ja poszłam za nim. Weszliśmy do pokoju, w którym siedział nie kto inny jak Michael. Jego spojrzenie od razu padło na mnie, przeszedł mnie dreszcz. Co jest? Czyżbym zaczynała się go bać? Co to to nie! Tak łatwo się nie poddam. Również spiorunowałam go spojrzeniem.
- Cześć – powiedział lekceważąco.
- No cześć – niby co mu miałam powiedzieć? Musiałam jakoś pozbyć się Stefana, na góra piętnaście minut. Chyba nie było co owijać w bawełnę. Trzeba być szczerym. Przynajmniej teraz.
- Stefan? Mógłbyś dać mi piętnaście minut z Michaelem? – jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmiało teraz mnie to nie obchodziło – musimy chyba chwilę porozmawiać.
- Yyyyy, okej? – nie dało się nie zauważyć jego zdziwienia. Z resztą zdziwienia drugiego Austriaka także. Stefan wyszedł, to poszło zadziwiająco łatwo. Teraz będzie gorzej.
- A ty co kombinujesz? – spytał.
- Ja? Wybacz ale tutaj od kombinowania to jesteś chyba ty.
- Nie wiem o czym mówisz – gra niewiniątko? Nie ze mną te gierki.
- Co ty powiesz? Mamy mało czasu więc może łaskawie mi wyjaśnisz w co ty grasz?
- Nadal nie rozumiem – zaczyna mnie to irytować.
- Wysłałeś to zdjęcie? Wysłałeś. Po co?
- Aleś ty błyskotliwa. Długo zajęło ci zorientowanie się, że to ja? – na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. O co jemu do cholery chodziło? Z nerwów zaczęłam zaciskać pięści i przymknęłam na moment powieki. Czułam jak wszystko we mnie buzuje.
- To nie było trudne. Człowieku. Powiedz otwarcie co ci leży na wątrobie i miejmy to z głowy.
- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. Jestem przyjacielem Stefana i …
- Przepraszam, kim jesteś? – musiałam mu przerwać – bo jak przyjaciel to ty się nie zachowujesz.
- Jestem przyjacielem Stefana – powtórzył – i wiem jedno. Takie puste lalki jak ty, nie są dla niego – jego palec był teraz wymierzony we mnie.
- Co? Czy ciebie do reszty pogięło? – nie powiem, zabolało. Różne wyzwiska na swój temat słyszałam ale pustej laki jeszcze nie było – Człowieku! Ty nic o mnie nie wiesz!
- Wiem wystarczająco dużo. Do tego nie trzeba być geniuszem, żeby widzieć jaka jesteś.
- Tak? Więc proszę, powiedz mi jaka to ja jestem?
- Rozpieszczona lalunia, która zawsze wszystko dostaje tak jak chce. Wszystko musi być tak jak sobie wymyśliła. Poznaje jednego skoczka, a później już fala kolejnych. Z jednego wyjazdu na drugi. Może cię nie znam zbyt długo ale znam takie jak ty. Wszystkie takie same, przymilają się do nas ile wlezie. Nic nie wiedzą o życiu! Zobaczyła sławnego skoczka, więc za tym muszą iść pieniądze! – do moich oczu pomału zaczęły napływać łzy. Nie patrzyłam już na niego tylko gdzieś w bok. Z trudem przełknęłam ślinę. Nie potrafiłem odezwać się ani słowem ale wreszcie udało mi się coś wydusić.
- Nie masz o mnie pojęcia… nie masz pojęcia o tym co przeżyłam… i teraz gdy w moim życiu wreszcie pojawiło się szczęście nie pozwolę go zniszczyć takiemu dupkowi jak ty! – krzyknęłam. Nie potrafiłam już utrzymać nerwów na wodzy.
- Ciekawe co to królewna przeżyła? – nie chciałam. Nie chciałam mu się zwierzać i opowiadać mojej historii. Tylko najbliżsi przyjaciele znali ją ze szczegółami. Ale jak inaczej miałam go do siebie przekonać?
- Chcesz to masz. Po tym już nie powiesz o mnie „pusta lalka, która od życia dostaje co tylko chce”. Nigdy nie było tak, że dostawałam wszystko. Właściwie nie miałam nic. Po tym jak zaginął mój ojciec, nie mieliśmy nawet na chleb. Połowa rodziny się od nas odwróciła. Chodziliśmy głodni i w używanych ubraniach. Przez drugą połowę podstawówki wszyscy znajomi się ze mnie naśmiewali bo nie było mnie na nic stać. Ani w domu ani w szkole nie miałam lekko. Mama w dzień pracowała a w nocy słyszałam jak płakała, często wychodziła i szukała ojca po mieście choć wiedziała, że to nie ma sensu. Do tej pory dziękuję Bogu, za to, że moja mama dała radę i że miałam brata, który zawsze pozwolił mi się wypłakać. W ciągu jednego dnia nasze życie obróciło się w koszmar. Najchętniej wymazałabym tamten okres z pamięci. Nigdy nie zapomnę widoku ojca, zakrwawionego i przemarzniętego gdy się odnalazł po tylu miesiącach. Mama nie chciała go już znać. Tylko ja i brat wiemy co działo się z nim przez te miesiące. Miałam jeden dzień aby pożegnać się z ojcem. Miałam go już więcej nie zobaczyć – nie mogłam mówić dalej. Nie zauważyłam nawet kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wiele faktów w tej opowieści ominęłam. Osunęłam się po ścianie na podłogę. Nie potrafiłam nawet wspominać tamtego czasu. Michael stał jak zamurowany. Stał i patrzył na mnie.
- Przepraszam… - wyjąkał i usiadł przede mną. W tej chwili do pokoju wszedł Stefan. A ja wybiegłam z pokoju najszybciej jak mogłam, przez załzawione oczy ledwo co widziałam ale chciałam tylko stąd uciec.

[Stefan]
Gdy wchodziłem do tego pokoju nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Ale to co zobaczyłem nie zgadzało się z żadną z wersji, które tłoczyły się w moich myślach. Gdy zobaczyłem ją zapłakaną, wybiegającą z pokoju nie wiedziałem co robić. Widziałem po Michaelu, że jest strapiony, obwiniał się o coś ale nie wiedziałem o co. Wstał. Jedyne co w tej chwili mogłem zrobić to dać mu w twarz. Nie myśląc zbyt wiele wziąłem zamach i z pięści mu przyłożyłem po czym wyszedłem z pokoju. Wszystko we mnie pulsowało. Nerwy rozdzierały mnie od środka.
Wyszedłem przed budynek i zobaczyłem ją na pobliskiej ławce. Już nie płakała. Podszedłem i usiadłem obok. Objąłem ją ramieniem a ona wtuliła się we mnie.
- Co on ci zrobił? Na razie dałem mu w zęby ale zawsze mogę wrócić i poprawić – powiedziałem cicho.
- Co mu zrobiłeś? – szybko się wyprostowała.
- Dałem mu w zęby. Nie pozwolę abyś przez kogokolwiek płakała. A już na pewno nie przez mojego przyjaciela – powiedziałem to choć nie wiedziałem, czy mogę go jeszcze tak nazwać? W tej chwili podszedł do nas Michael z rozciętą wargą a ja odruchowo się podniosłem jednak poczułem jak ktoś ciągnie mnie z powrotem. Agata. Wstała i stanęła naprzeciw Michiego.
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko? – powiedziała do niego.
- Tak. Jeszcze raz przepraszam… za wszystko.
- I po co było to wszystko?
- Nie wiem.
Nie miałem pojęcia o co chodzi. Byłem nieco zdezorientowany, nie powiem, że nie.
- Czy ktoś może mi wytłumaczyć o co chodzi? – wstałem.
- Musieliśmy sobie wyjaśnić parę kwestii, prawda Michael? – powiedziała.
- Tak. Nie wiem jak mam cię za to przepraszać.
- Za co do cholery? – cała ta sytuacja zaczynała mnie niepokoić.
- Powiedziałem o parę słów za dużo – powiedział Michi – ale już w porządku – wyciągnął rękę w kierunku Agaty a ona ją uścisnęła po czym oboje się uśmiechnęli.
- Dobra, ja muszę się zbierać. Wracam do Austrii Stefan.
- Do Austrii? Przecież miałeś jechać dalej, cokolwiek miało to oznaczać.
- Już nieaktualne – uścisnęliśmy się na pożegnanie i odszedł razem z walizką.
- Zostaliśmy sami – powiedziała – a właściwie na ile przyjechałeś?
- Na trzy dni.

[Agata]
Cieszyłam się. Cieszyłam się, że wyjaśniliśmy sobie wszystko z Michim. Wiedziałam, że nie mam już się czego obawiać z jego strony. Teraz przez trzy dni mogłam się cieszyć Stefanem. Miałam go tutaj tylko dla siebie. Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. Wieczorem, podczas spaceru po parku, przy blasku księżyca było naprawdę romantycznie. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się trzymać za ręce.
- Nie przypomina ci to naszego pierwszego spaceru? – przerwał ciszę Stefan.
- Wtedy w Wiśle? Było wspaniale – powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Ale teraz jest lepiej.
W tej chwili zbliżył się do mnie. Z tak bliska jeszcze nie miałam przyjemności na niego patrzeć. Niemal stykaliśmy się nosami. Teraz jego oczy wydawały się jeszcze bardziej brązowe i jeszcze piękniejsze. Nagle poczułam jego gorące wargi na moich. Najpierw wymienialiśmy się delikatnymi pocałunkami, później zaczął coraz bardziej wpijać się w moje usta aby nasze pocałunki stały się bardziej zachłanne. Gdy oderwaliśmy się od siebie szepnął mi do ucha
- Mówiłem, że tym razem jest lepiej? – nie musiałam na to nic odpowiadać. Mój uśmiech mówił wszystko. Wtuliłam się w niego i nie potrzebowałam do szczęścia niczego więcej.
Kolejny dzień spędziliśmy razem od samego rana do wieczora, tak samo było ostatniego dnia jego pobytu w Polsce. Popołudniu jednak czekało nas pożegnanie. Najgorsze ze wszystkich. Wyjątkowo nie chciałam się z nim rozstawać. Chciałabym mieć go tutaj na zawsze, tylko dla mnie. No ale nie mogłam mieć wszystkiego tak jak chciałam – jeszcze ktoś mógłby mnie nazwać pustą lalką. Teraz się z tego śmiałam i wiedziałam, że pozyskałam – choć w dość dziwny sposób – sympatię kolejnego Austriaka.
Wakacji pozostało mi jeszcze kilka dni i nie wiedziałam co z nimi zrobić. Więcej niespodzianek się już nie spodziewałam. Lecz już następnego dnia zadzwonił Maciek z zaproszeniem na kilka ostatnich dni wakacji do Zakopanego. Dlaczego miałabym nie skorzystać? Odkąd skończyłam te osiemnaście lat moja mama naprawdę się zmieniła i nie robiła mi żadnych problemów. Czegoś takiego to się po niej nie spodziewałam. Spakowałam się i już następnego dnia byłam w drodze do Zakopanego. Gdy bus się zatrzymał na przystanku zobaczyłam już czekającego Maćka z szerokim uśmiechem. Wybiegłam z pojazdu i od razu rzuciłam się przyjacielowi na szyję. Stęskniłam się za nim. Jakoś przyzwyczaiłam się ostatnio do jego obecności. Wsiedliśmy do auta i przyjechaliśmy do domu Kotów. Przygotowany pokój gościnny już na mnie czekał. Położyłam torbę przy łóżku po czym zwarta i gotowa zapytałam:
- To co robimy? – na co Maciek zaczął się śmiać.
- To co zawsze? Idziemy na miasto?
- Mogę się dołączyć? – wpadł do pokoju Kuba na co z Maćkiem wybuchliśmy śmiechem.
- Jasne! – powiedzieliśmy chórem. Oczywiście musiałam się też przywitać ze starszym z braci, bez przytulasa nie chciał mnie wypuścić z pokoju.
Mniej więcej podobnie spędzaliśmy kolejne dni. Państwo Kot okazali się bardzo gościnni i traktowali mnie jakbym była kimś z rodziny. Dzień przed moim wyjazdem szykowała się mała impreza. Może nie w takim składzie jak ta pierwsza z moją osobą w ogrodzie państwa Kot ale w równie dobrej atmosferze. Nie było Piotrka, Janka i Klimka ale za to reszta nie zawiodła. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie mój dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu widniało imię „Patryk”. Czego to mój kochany brat chciał o takiej porze? Skoro dzwonił o takiej godzinie coś musiało się stać. Odebrałam i odeszłam kawałek od pozostałych.
- Halo?
- Agata? Muszę ci coś powiedzieć – słyszałam po jego głosie, że jest zdenerwowany.
- Co jest? – w tej chwili moi towarzysze nie wiadomo z czego zaczęli głośno się śmiać.
- Gdzie ty jesteś? – zapytał.
- Ze znajomymi w Zakopanem ale mów co się dzieje.
- Nie będę ci psuł wyjazdu. Pogadamy jak wrócisz – zaczynałam się coraz bardziej denerwować. Chyba było to widać bo Ewa zaczęła iść w moim kierunku.
- Wtedy to mi dopiero zepsujesz wyjazd jak mi nie powiesz! Jutro wracam ale mów zaraz co się stało – Ewa była już koło mnie.
- Siedzisz?
- Tak siedzę – skłamałam zirytowana – no mów wreszcie.
- Ojciec wyszedł z więzienia… - te słowa uderzyły we mnie z impetem. Poczułam się jakby ktoś dał mi w twarz. Wszystko zaczęło zamazywać mi się przed oczami, a słowa Patryka odbijały się echem w mojej głowie. Zaczęłam obsuwać się po pniu drzewa, przy którym stałam. Po chwili siedziałam już na trawie słysząc głos brata
- Halo? Agata? Jesteś tam?! – podniosłam telefon ponownie do ucha i powiedziałam:

- Tak, jestem. Dzięki za informację, wszystko w porządku – po czym rozłączyłam się. 
__________________________________
Sama się sobie dziwię ale ten rozdział w miarę mi się podoba :) Mam nadzieję, że Wam również :) 
Postanowiłam jednak, że wątek z Michim skończy się dobrze, po co psuć taką wyjątkową przyjaźń? :) 
Zachęcam do wyrażania swoich opinii jak zwykle w komentarzach :)
Do następnego!