środa, 11 listopada 2015

Rozdział 18

„Szczęście jest motylem: próbuj je złapać, a odleci.
 Usiądź w spokoju, a ono spocznie na Twoim ramieniu.”
Wiosna…
Lato…
Jesień…
A ja choć mój stan fizyczny znacznie się polepszył, nadal nie mogłam nawet pomarzyć, żeby stanąć na nogi. Moim stałym środkiem transportu stał się wózek, dzięki któremu nie byłam już całkiem uwięziona w szpitalnej sali. Choć zimą przemieszczanie się znacznie utrudniał mi śnieg, miałam niezawodną pomoc. Stefan dbał o to, żebym nie odczuwała żadnego dyskomfortu, choć jak wiadomo było to niemożliwe. Jedno jednak musiałam przyznać – Austria zimą, wyglądała prześlicznie. Długo zastanawiałam się czy na pewno dobrym pomysłem jest zostanie tutaj na okres świąteczny. Tęskniłam za domem jednak w końcu uległam namowom i postanowiłam zostać. Był to mój ulubiony czas w ciągu roku więc z radością obserwowałam jak wszędzie pojawiały się świąteczne ozdoby i kolorowe lampki. Uległam także w sprawie spędzenia Świąt w domu rodzinnym Stefana chociaż na to było mi jeszcze trudniej wyrazić zgodę. Austriak kategorycznie nie chciał nawet słyszeć o odmowie a w klinice odwiedziła mnie nawet jego matka, która okazała się bardzo ciepłą osobą. Po jej zapewnieniach, że będzie im bardzo miło, jeśli będą mnie mogli gościć w swoim domu zgodziłam się. Wiedziałam, że mogę być problemem jednak w głębi serca wiedziałam, że chcę te dni spędzić w domu państwa Kraft. Nie zgodziłam się tylko na jedno. Stefan zapewniał, że sam zajmie się prezentami dla rodziców jednak tu okazałam się nieustępliwa i powiedziałam, że na zakupy musimy wybrać się razem. Zawsze sprawiało mi to ogromną przyjemność i mój ukochany widząc moją dziecięcą radość musiał się zgodzić. Siedząc na wózku pchanym przez Stefana oglądałam z zafascynowaniem nie tylko same świąteczne dekoracje ale i śmiejących się ludzi zaaferowanych zakupami jednak bardzo szczęśliwych. Gdy mijaliśmy stoisko z suszonymi owocami musieliśmy przystanąć gdyż ten zapach od dziecka zawsze kojarzył mi się z domem i świętami. Koniec końców skończyłam z woreczkiem owych owoców, których zapachem rozkoszowałam się resztę zakupów. Podziwiałam Stefana za jego zdecydowanie w dobieranie prezentów. Wszystko miał dokładnie przemyślane i wiedział do jakiego sklepu wejść po odpowiedni prezent. Przynajmniej w tym wypadku okazałam się przydatna, gdyż spokojnie mogłam trzymać paczki z niespodziankami dla bliskich, wśród których znalazły się także podarki dla mojej rodziny i przyjaciół. Pozostawał mi jednak wciąż problem jak kupić prezent Stefanowi będąc na zakupach z nim… stwierdziłam, że zajmę się tym później gdyż do gwiazdki zostało jeszcze kilka dni. Tu pomocna okazała się jego mama. Ku mojej radości sama zaproponowała pomoc i udała się na zakupy zapewniając mnie, że kupi dla swojego syna to co wybrałam dla niego będąc z nim w centrum handlowym. Celem padł srebrny brelok do kluczy z wygrawerowanym napisem. Po jednej stronie widniał napis: „Agata & Stefan” a po drugiej „You makes my dreams come true”.
Choć oczywiście prezenty bliskim wolałabym wręczyć osobiście musiałam zadowolić się pocztą. W wigilię zaś rozdzwoniły się telefony, gdyż każdy chciał każdemu złożyć życzenia. Ucieszyłam się gdy mogłam usłyszeć głosy moich bliskich jednak chyba najwięcej radości sprawił mi telefon od Maćka.
-Czyś ty oszalała? Jeszcze mi tu prezenty będziesz wysyłać po tym jak nie odwiedzałem cię przez chyba trzy miesiące? – mówił śmiejąc się.
- Jak mogłabym nie wysłać prezentu tobie? No komu jak komu ale tobie? – sprawiało mi radość słuchanie jego udawanego oburzenia.
- Będzie rewanż! Poczekaj aż się spotkamy na Turnieju Czterech Skoczni! Bo oczywiście zakładam, że będziesz.
- Będę, będę. Z resztą bardzo chętnie z tobą porozmawiam!
- Mam się bać?
- Niekoniecznie – zaśmiałam się – chyba, że chcesz odpowiedzieć na moje pytanie teraz?
- Boję się zgodzić ale dawaj!
- Miałeś może ostatnio jakiś kontakt z Cariną? – spytałam niewinnym głosikiem.
- Skąd to pytanie? – wyraźnie się obruszył czyli trafiłam!
- Wiedziałam! Nie kłam! Przecież cię znam – mówiłam śmiejąc się – ślepy by nie zauważył tych spojrzeń jak mnie jeszcze odwiedzałeś, no a później tak mnie ciekawiło z kim ona tyle rozmawia!
- Nie zastanawiałaś się nad karierą detektywistyczną? – oczami wyobraźni widziałam jego obecny wyraz twarzy… rozbawiony a zarazem lekko zdegustowany.
- Tym zajmuję się hobbystycznie – nie potrafiłam chować szerokiego uśmiechu, który wykwitł na mojej twarzy.
- Tak więc, nie muszę udzielać odpowiedzi na dalsze pytania?
- Hmm… myślę, że co chciałam wiedzieć już wiem a reszty i tak dowiem się jak się spotkamy.
- W takim razie jeszcze raz wesołych świąt i kochana… stanięcia na nogi.
- Dziękuję, a tobie przede wszystkim, żeby wybranka serca wytrzymywała z twoimi humorkami – musiałam się z nim troszkę poprzekomarzać – no i sukcesów! Przekaż też życzenia Kubie!
- Hahaha, bardzo śmieszne. Lecę, bo za chwilę zaczynamy wyżerkę.
- No tak… gdzie tam rodzinna atmosfera… żarcie najważniejsze! – oboje wybuchliśmy śmiechem i rozłączyliśmy się.
Podczas kolacji, ku mojemu zaskoczeniu wcale nie było drętwo. Wszyscy zachwalaliśmy potrawy przygotowane przez Panią Kraft i rozmawialiśmy na wszystkie tematy. I choć były to moje pierwsze święta bez najbliższych, czułam, że grono najbliższych troszkę się powiększyłam i w reakcji na to, jak traktowali mnie tutaj ja także traktowałam ich jak rodzinę. Gdy wreszcie nadeszła pora na prezenty, drżącymi rękami ot wierzyłam pudełeczko, które nie trudno było się domyślić było od Stefana. Gdy uchyliłam wieko moim oczom ukazała się prześliczna bransoletka z zawieszką. Zaniemówiłam a w moich oczach pojawiły się łezki szczęścia. Austriak podszedł i zapiął mi ozdobę na nadgarstku wtedy dostrzegłam, że chyba oboje nie mogliśmy się oprzeć oklepanemu grawerowaniu bo na zawieszce także widniały cieniutkie literki „You are my sun, my moon and all my stars”.  Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi a gdy mnie objął a nasze usta połączyły się w pocałunku moje szczęście się dopełniło. Nie liczyło się to, że byłam na wózku, nie liczyło się nic oprócz tego, że jesteśmy razem i się kochamy.
***
No i nadeszła pora tak wyczekiwanego momentu w sezonie. Turniej Czterech Skoczni czyli rywalizacja na najwyższym poziomie. Spekulacje były różne. Jedni obstawiali, że zwycięzcą zostanie ostatni zdobywca Kryształowej Kuli czyli Peter Prevc inni zaś uważali, że nieprzerwana passa zwycięstw Austriaków nie może się zakończyć jeszcze inni widzieli triumfującego Severina Freunda, który wciąż prezentował wspaniałą formę. I choć byli także wielbiciele Simona Ammanna, którzy życzyli mu zwycięstwa sami ze smutkiem przyznawali, że Szwajcar nie ma wielkich szans na wygraną. Nie zapomniano także o Kamilu, którego szanse wcale nie były małe. A ja do której grupy się zaliczałam? Powiedziałabym, że do każdej po trochu. Przysłuchiwałam się rozmowom ludzi wokół i stwierdzałam, że większość z nich ma rację! Pod skocznią w Oberstdorfie towarzyszyły mi ogromne emocje nie tylko ze względu na otwarcie Turnieju ale na spotkanie Polaków, za którymi tak się stęskniłam.
Siedziałam i ze spokojem przyglądałam się rozgrzewce Austriaków, z którymi przybyłam na miejsce. Pogoda choć może nie zachwycała była znośna i jak to mówił Gregor – mogło być gorzej. Wpatrywałam się akurat w rozemocjonowanych  Stefana i Michaela, których energia najwidoczniej rozpierała a ja przysłuchując się ich wymianie zdań nie mogłam powstrzymać wkradającego się uśmiechu. Nagle w jednej chwili nastała ciemność a ja zorientowawszy się, że ktoś zasłonił mi dłońmi oczy zaczęłam po omacku zgadywać kto za tym stoi. Ten jednak sam nie wytrzymał, a gdy usłyszałam ten śmiech, który poznałabym wszędzie z moich ust wydobył się okrzyk oznaczający tylko tę jedną osobę. Maciek! W jednej chwili tkwiłam już w jego silnych objęciach a niekontrolowany, szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Gdy otworzyłam oczy widziałam Stefana, był szczęśliwy widząc moją dziecięcą radość a spokojnie mogłam cieszyć się chwilą spędzaną z przyjacielem. Kiedy wyswobodziłam się z jego objęć zobaczyłam, że cały promienieje. Zawzięcie zaczął czegoś szukać w torbie przewieszonej przez ramię aż wreszcie znalazł to czego szukał. Z wyrazem triumfu na twarzy wyciągnął paczkę a wtedy zorientowałam się, że udawał z tym szukaniem bo akurat czegoś takiej wielkości nie da się szukać w torbie.
- Tak jak mówiłem! Rewanż. Wszystkiego najlepszego, trochę po świętach ale prezent musi być – mówił pełen entuzjazmu, wręczając mi prezent.
Otworzyłam pudełko a w środku ujrzałam dwie rzeczy. Zabrałam się za tą miękką. Wzięłam w ręce miękki materiał a moim oczom ukazała się czarna bluza z napisem „NAJWIĘKSZY KIBIC KOCURA”. Gdy tylko to zobaczyłam zaczęłam się śmiać i ponownie musiałam uściskać mojego „Kocura”. Drugim prezentem okazał się list w butelce ale gdy już planowałam odkorkowanie butelki Maciej wyrwał mi ją z ręki i przecząco pokręcił głową.
- Otwórz dopiero po całym Turnieju.
- Całym?! Masz na myśli po wszystkich czterech konkursach? – wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
- Doskonale się rozumiemy – odparł z szerokim uśmiechem.
- Ale ja nie wytrzymam! – próbowałam walczyć.
- Musisz – stwierdził wrednie się uśmiechając. Zabrał mi moje otrzymane właśnie prezenty i schował do pudełka – nacieszyłaś się a teraz konfiskuję i idę dać Stefanowi na przechowanie.
„Od kiedy to tak zakumulował się ze Stefanem?” – myślałam patrząc jak chłopak kieruje się w stronę Austriaków. Gdy tylko Maciek się oddalił podszedł do mnie Kamil, Piotrek, Dawid, Janek i Ewa. Wszystkich wyściskałam po czym wrócili do swoich obowiązków a ja zostałam z Ewą. Naprawdę się za nią stęskniłam, za rozmowami z nią i za tym jej spojrzeniem, którym czytała z ludzi jak z książki. Teraz wiedziałam czego brakowało mi w Austrii. Towarzyszki, z którą mogłabym spytać o radę lub najzwyczajniej poplotkować. Kiedy wyjechałam mój kontakt z Magdą i Ingą zdecydowanie osłabł a z samą Ewą udało mi się porozmawiać zaledwie dwa razy. Dlatego tak dobrze i całkowicie swobodnie czułam się teraz w jej towarzystwie. Przegadałyśmy cały konkurs oczywiście nie zapominając o kibicowaniu. Pierwszy konkurs zdominował Gregor, nerwy nie opuszczały jednak kibiców do ostatniego skoczka, którym był Peter Prevc. Słoweniec przegrał jednak z Austriakiem o 1,2 punktu. Trzecie miejsce zajął Severin Freund a zaraz za nim uplasowali się kolejno Kamil i Stefan. Oboje nie byli do końca zadowoleni gdyż wiedzieli, że stać ich było na więcej ale wiedzieli, że jeszcze mogą coś pokazać.
Zgodnie z kolejnością następnym miejscem goszczącym najlepszych skoczków świata było Garmisch – Partenkirchen. Tutaj zaś najlepszy okazał się Kamil, który wyprzedził Simona Ammanna o zaledwie 0,8 punktu, na najniższym stopniu podium zagościł Stefan. Zaraz za nim znaleźli się Prevc i Wellinger. Po dwóch konkursach nikt nie wiedział czego spodziewać się w austriackim Innsbrucku. Kibice jak zwykle przywitali zawodników na najwyższym poziomie. Widok był nie do opisania. A ja tak jak podczas poprzednich konkursów siedziałam z Ewą i trzymając zawzięcie kciuki kibicowałyśmy. Ona oczywiście Kamilowi a ja sama nie wiedziałam komu.  Dla mnie mogliby podzielić się zwycięstwem i wszyscy byliby zadowoleni. Już początek konkursu nie zapowiadał się dobrze, ze względu na warunki pogodowe. Zawody zostały więc przesunięte o pół godziny. Ogólna nerwówka ogarniająca zawodników, sztaby szkoleniowe jak i kibiców dawała się wyczuć zapewne kilometry od skoczni. Pogoda stała się jednak przychylna i zawody mogły odbyć się bez przewidywanych wcześniej problemów. Jakaż była moja radość gdy na najwyższym stopniu podium zobaczyłam naprawdę szczęśliwego Stefana. Wiedziałam, że to zwycięstwo wiele dla niego znaczy a to wciąż nie wykreślało go z walki o całkowite zwycięstwo. Na drugim miejscu stanął Kamil a na trzecim Gregor. Zaraz za podium znaleźli się Michael i Peter. Zaraz po dekoracji panowie przybiegli do nas rozemocjonowani i chwycili nas w objęcia. Byłam taka szczęśliwa czując jego szczęście. Emocje były tak wielkie, że czułam, że w tej chwili mogłabym rzucić wózkiem i stanąć na nogi ale nie miałam przy sobie nawet kul więc zostawało mi radować się razem z nim. Jego radość była tak wielka jakby już wygrał cały turniej a walczył o nie między innymi z Kamilem.
Ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Miałam przeczucie, że to będzie dobry dzień nie do końca wiedząc dlaczego. Stwierdziłam jednak, że nie chcę tam być na wózku. Poprosiłam więc abym mogła przesiąść się na skoczni na ławkę a mieć przy sobie kule. Chciałam siedzieć jak każdy inny i móc wstać trzymając kciuki za ukochanego. Tak jak chciałam tak się stało. Siedziałam cała w nerwach razem ze stale towarzyszącą mi Ewą. Ona trzymała kciuki za Kamila, ja za Stefana, choć gdyby zwycięzcą został ten pierwszy byłabym równie szczęśliwa.
Siedziałam i rozmawiałam z Maćkiem gdy podszedł Stefan.
- Mogę na chwilę?
- Pewnie, już Ci ją zostawiam – powiedział Maciek uśmiechając się.
- Poczekaj! – krzyknęłam i nie zważając na temperaturę rozpięłam moją kurtkę, a jego oczom ukazały się słowa „NAJWIĘKSZY KIBIC KOCURA”. Oboje wybuchliśmy śmiechem i mocno przytuliłam mojego Kocurka szepcząc mu do ucha – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z Cariną ale pamiętaj, że nigdy nie będziesz miał większego kibica niż ja – po czym pocałowałam go w policzek a on odwzajemnił gest i przytulił mnie jeszcze mocniej.
Po oddaleniu się przyjaciela, kucnął przede mną Stefan i chwycił moje dłonie w swoje.
- Dzisiaj zrobię to dla ciebie – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie rób tego dla mnie, rób to dla siebie – odpowiedziałam, tonąc w jego brązowych tęczówkach.
- Dziękuję za to, że jesteś.
- Bez względu na wszystko.
- Kocham cię.
- A ja ciebie – po tych słowach nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Czułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Nie chciałam się od niego odrywać ale wiedziałam, że muszę – dobra, leć już. Bez względu na to czy wygrasz czy nie i tak dla mnie jesteś zwycięzcą – nasze usta złączyły się jeszcze na krótko i zobaczyłam jak biegnie w stronę reszty drużyny.
Emocje sięgały zenitu, skoczek po skoczku, coraz bardziej zbliżaliśmy się do końca Turnieju. Przyspieszone bicie serca, nerwowe podrygiwanie i zerkanie na noty sędziów, przy każdym z zawodników. Wokół nas zgromadziły się całe sztaby szkoleniowe i wszyscy oczekiwali. Ci, którzy oddali już swoje skoki gromadzili się i rozmawiali o tym, kto jakie ma szanse na oddanie najlepszego skoku. Przed ostatnią dziesiątką wszyscy siedzący wstali, nie mogłam być gorsza więc chwyciłam moje kule i z małą pomocą towarzyszki wstałam. Nie wyobrażałam sobie co musieli czuć ci tam u góry wiedząc, że za chwilę wszystko się rozstrzygnie.
Dekoracja była magiczna i choć Stefan stanął na drugim stopniu podium jego radość była nie do opisania. Nawet z takiej odległości widziałam w jego oczach, tańczące wesoło iskierki. Wiedział, że drugie miejsce wywalczone tutaj dało mu drugie miejsce w ogólnej klasyfikacji Turnieju. Na najniższym stopniu podium konkursu stanął Simon, co jednak pozwoliło Peterowi na zajęcie trzeciego miejsca całego Turnieju. W Bischofshofen podwójne zwycięstwo świętował Kamil. Obie z Ewą byłyśmy w tej chwili najszczęśliwszymi kobietami na świecie. Zaraz po dekoracji znalazłam się w objęciach Austriaka i nawet nie wiem kiedy moje nogi oderwały się od podłoża. Cały czas powtarzał, że jak miał zająć drugie miejsce to tylko za Polakiem. W tym jednak momencie wydarzyło się coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Gdy tylko odstawił mnie na nogi a ja ustabilizowałam się na kulach zobaczyłam jak ten klęka przede mną i wyciąga małe czerwone pudełeczko. W jednej chwili wokół zrobiło się dziwnie cicho a ja wiedziałam co teraz nastąpi.
- Agato, jesteś kobietą mojego życia. Pamiętam każdą spędzoną wspólnie chwilę i pragnę aby one nigdy się nie skończyły. W każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać jednej, która znaczyłaby więcej od pozostałych – słuchałam tego co do mnie mówił i czułam jak temperatura mojej krwi osiąga rekordową wartość, tonąc w głębi jego oczu – nie wyobrażam sobie życia bez twojej miłości i proszę cię, abyś zgodziła się zostać moją żoną.
- Tak! Oczywiście że tak! – powiedziałam, dając upust łzom zbierającym się w moich oczach. Wokół rozległy się oklaski ale dla mnie nie miały one żadnego znaczenia, bo w tej chwili liczyłam się tylko ja i on. Mówiłam, że ja i Ewa byłyśmy najszczęśliwszymi kobietami na świecie? Korekta. W tej chwili to zdecydowanie ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

***
Siedziałam w pokoju patrząc przez okno na tańczące wesoło płatki śniegu, doskonale widoczne w świetle ulicznej latarni. Usłyszałam, że do pomieszczenia ktoś wszedł. Był to mój narzeczony, wiedziałam o tym nie odrywając spojrzenia od okna.
- Nie zapomniałaś o czymś? – usłyszałam jego głos po czym odwróciłam się i zobaczyłam że trzyma w ręce drugą część prezentu świątecznego od Maćka. Wyciągnęłam dłonie w jego kierunku, zaciekawiona jak małe dziecko widzące duże kolorowe pudełko. Wzięłam z rąk Stefana ową butelkę i zabrałam się do odkorkowywania aby dostać się do listu. Mężczyzna wyszedł a ja zostałam sama z listem. Wyciągnęłam rulonik i rozwinęłam go. U góry znajdowało się nasze zdjęcie. Nigdy wcześniej go nie widziałam, a nawet nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek zostało zrobione. Byłam na nim ja – szeroko uśmiechnięta dziewczyna wpatrująca się w aparat – i Maciek równie szczęśliwy obejmujący mnie. Poznałam, że fotografia musiała zostać zrobiona podczas mojego pobytu w Zakopanem i ognisku u Kotów. Niżej znajdowało się kilka zdań napisanych dłonią przyjaciela.
Agato!
Jeśli to czytasz to znaczy, że jesteś już szczęśliwą narzeczoną. Nie wyobrażasz sobie jak cieszę się Twoim szczęściem. Choć kiedyś wyobrażałem to sobie nieco inaczej teraz wiem, że wydarzyło się to co miało się wydarzyć. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie i lepszej nie mogłem sobie wyobrazić. Wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, tak samo jak Ty na mnie. Pamiętaj, co by się nie działo i która godzina by nie była a Ty miałabyś po prostu zły dzień lub (nie daj Boże) wydarzyłoby się coś złego, daj tylko znak a ja przyjadę. Zawsze Ci pomogę albo najzwyczajniej w świecie wysłucham. Nawet w środku nocy przyjadę z tabliczką czekolady (ewentualnie dwoma, trzema czy ile będzie ich potrzeba) i będę siedział przy Tobie nie pytając, tylko będąc. Uwierz, będę najlepszą psiapsiułą na świecie! J

Twój najlepszy przyjaciel, Maciek
____________________________________
PRZEPRASZAM! Wiem, że taka nieobecność jest niedopuszczalna, kompletnie nie wyrabiałam z czasem... Ale wróciłam, żeby zakończyć tę historię. Jeżeli ktoś przeczytał to u góry, to właśnie przeczytał ostatni rozdział. Za tydzień w piątek czyli 20 listopada (uwaga! Bez opóźnień bo jest już napisany) pojawi się epilog. Mam nadzieję, że wybaczacie :) Jeżeli ktoś się tu pojawi i przeczyta to bardzo proszę, chociaż o najmniejszy komentarz, może być chociaż kropka ale to dla mnie znak, że nie zawaliłam tak na całej linii. 
Miłego dnia kochani ;)

3 komentarze:

  1. Melduję się :)
    Kurczę, kochana, nawet sobie nie wyobrażasz, jak tutaj było pusto. Stęskniłam się, wiesz? :3
    Ale tak na serio, rozdział cudowny, jak zwykle. I nawet nie żartuj sobie, że to już koniec :((
    Dlaczego jak zaczyna się robić naprawdę dobrze, fajnie i cudownie, zawsze musi być koniec?! Ja mam nadzieję, że stworzysz chociaż coś nowego... :)
    „You are my sun, my moon and all my stars”, uroczo! W ogóle, grawerowane bransoletki są genialnym pomysłem :) A ten list na końcu... oj, kto jak kto, ale Maciek, na pewno będzie "najlepszą psiapsiułą" :D
    No nic... czekam w takim razie na ten zapowiedziany epilog... :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku: piękny cytat na początku. ♥
    Szkoda, że Cię tak długo nie było. ;c
    Tak tęskniłam, wiesz? ;( Brakowało mi tej historii, Ciebie jako autorki. ;c Skoro mówisz, że to koniec (nad czym bardzo, ale to bardzo ubolewam), mam głęboką nadzieję, że zdecydujesz się na coś nowego, prawda? :))
    Hahah, tak! Maciek będzie tą 'najlepszą psiapsiułą'. :D Zdecydowanie! ;D
    Cały rozdział jest genialny, wręcz mistrzowski! Mogłabym się rozpływać. :D
    Buźka. ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Już koniec? :( Ale masz w planach kolejną historię? Powiedz, że TAK! Mam teraz palpitację... :x
    A co do rozdziału...
    Cieszę się, że Agata i Maciek odnaleźli swoje szczęście.
    Prezent od Maćka zarąbisty! *.* Zaczęłam się śmiać. :p "NAJWIĘKSZY KIBIC KOCURA" :'D
    Stefan przestał być zazdrosny o Maćka, a i nawet się zakumplowali, co mi się osobiście podoba. ;)
    Maciek pogodził się z tym, że Agata kocha Stefana i sam zrozumiał, że też zasługuje na szczęście. ;)
    No i te oświadczyny..
    Taką przemową, jaką uraczył nas Stefcio, to po prostu... no serca miękną. ♥
    A ten list? Matko, czytałam go 2 razy! ;) To było takie piękne... :') Byleby tylko nasz "Kocur" nie przesadził z tymi tabliczkami czekolad. :P
    Czekam na kolejny! :* Szkoda, że na ostatni... :((
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń