„Szczęście jest
motylem: próbuj je złapać, a odleci.
Usiądź w spokoju, a ono spocznie na Twoim
ramieniu.”
Wiosna…
Lato…
Jesień…
A ja choć mój stan fizyczny znacznie się polepszył, nadal nie
mogłam nawet pomarzyć, żeby stanąć na nogi. Moim stałym środkiem transportu
stał się wózek, dzięki któremu nie byłam już całkiem uwięziona w szpitalnej
sali. Choć zimą przemieszczanie się znacznie utrudniał mi śnieg, miałam
niezawodną pomoc. Stefan dbał o to, żebym nie odczuwała żadnego dyskomfortu,
choć jak wiadomo było to niemożliwe. Jedno jednak musiałam przyznać – Austria
zimą, wyglądała prześlicznie. Długo zastanawiałam się czy na pewno dobrym
pomysłem jest zostanie tutaj na okres świąteczny. Tęskniłam za domem jednak w
końcu uległam namowom i postanowiłam zostać. Był to mój ulubiony czas w ciągu
roku więc z radością obserwowałam jak wszędzie pojawiały się świąteczne ozdoby
i kolorowe lampki. Uległam także w sprawie spędzenia Świąt w domu rodzinnym
Stefana chociaż na to było mi jeszcze trudniej wyrazić zgodę. Austriak
kategorycznie nie chciał nawet słyszeć o odmowie a w klinice odwiedziła mnie
nawet jego matka, która okazała się bardzo ciepłą osobą. Po jej zapewnieniach,
że będzie im bardzo miło, jeśli będą mnie mogli gościć w swoim domu zgodziłam
się. Wiedziałam, że mogę być problemem jednak w głębi serca wiedziałam, że chcę
te dni spędzić w domu państwa Kraft. Nie zgodziłam się tylko na jedno. Stefan
zapewniał, że sam zajmie się prezentami dla rodziców jednak tu okazałam się
nieustępliwa i powiedziałam, że na zakupy musimy wybrać się razem. Zawsze
sprawiało mi to ogromną przyjemność i mój ukochany widząc moją dziecięcą radość
musiał się zgodzić. Siedząc na wózku pchanym przez Stefana oglądałam z
zafascynowaniem nie tylko same świąteczne dekoracje ale i śmiejących się ludzi
zaaferowanych zakupami jednak bardzo szczęśliwych. Gdy mijaliśmy stoisko z
suszonymi owocami musieliśmy przystanąć gdyż ten zapach od dziecka zawsze
kojarzył mi się z domem i świętami. Koniec końców skończyłam z woreczkiem owych
owoców, których zapachem rozkoszowałam się resztę zakupów. Podziwiałam Stefana
za jego zdecydowanie w dobieranie prezentów. Wszystko miał dokładnie przemyślane
i wiedział do jakiego sklepu wejść po odpowiedni prezent. Przynajmniej w tym
wypadku okazałam się przydatna, gdyż spokojnie mogłam trzymać paczki z
niespodziankami dla bliskich, wśród których znalazły się także podarki dla
mojej rodziny i przyjaciół. Pozostawał mi jednak wciąż problem jak kupić
prezent Stefanowi będąc na zakupach z nim… stwierdziłam, że zajmę się tym
później gdyż do gwiazdki zostało jeszcze kilka dni. Tu pomocna okazała się jego
mama. Ku mojej radości sama zaproponowała pomoc i udała się na zakupy
zapewniając mnie, że kupi dla swojego syna to co wybrałam dla niego będąc z nim
w centrum handlowym. Celem padł srebrny brelok do kluczy z wygrawerowanym
napisem. Po jednej stronie widniał napis: „Agata
& Stefan” a po drugiej „You makes
my dreams come true”.
Choć oczywiście prezenty bliskim wolałabym wręczyć osobiście
musiałam zadowolić się pocztą. W wigilię zaś rozdzwoniły się telefony, gdyż
każdy chciał każdemu złożyć życzenia. Ucieszyłam się gdy mogłam usłyszeć głosy
moich bliskich jednak chyba najwięcej radości sprawił mi telefon od Maćka.
-Czyś ty oszalała? Jeszcze mi tu prezenty będziesz wysyłać po
tym jak nie odwiedzałem cię przez chyba trzy miesiące? – mówił śmiejąc się.
- Jak mogłabym nie wysłać prezentu tobie? No komu jak komu ale
tobie? – sprawiało mi radość słuchanie jego udawanego oburzenia.
- Będzie rewanż! Poczekaj aż się spotkamy na Turnieju
Czterech Skoczni! Bo oczywiście zakładam, że będziesz.
- Będę, będę. Z resztą bardzo chętnie z tobą porozmawiam!
- Mam się bać?
- Niekoniecznie – zaśmiałam się – chyba, że chcesz
odpowiedzieć na moje pytanie teraz?
- Boję się zgodzić ale dawaj!
- Miałeś może ostatnio jakiś kontakt z Cariną? – spytałam
niewinnym głosikiem.
- Skąd to pytanie? – wyraźnie się obruszył czyli trafiłam!
- Wiedziałam! Nie kłam! Przecież cię znam – mówiłam śmiejąc
się – ślepy by nie zauważył tych spojrzeń jak mnie jeszcze odwiedzałeś, no a
później tak mnie ciekawiło z kim ona tyle rozmawia!
- Nie zastanawiałaś się nad karierą detektywistyczną? –
oczami wyobraźni widziałam jego obecny wyraz twarzy… rozbawiony a zarazem lekko
zdegustowany.
- Tym zajmuję się hobbystycznie – nie potrafiłam chować
szerokiego uśmiechu, który wykwitł na mojej twarzy.
- Tak więc, nie muszę udzielać odpowiedzi na dalsze pytania?
- Hmm… myślę, że co chciałam wiedzieć już wiem a reszty i tak
dowiem się jak się spotkamy.
- W takim razie jeszcze raz wesołych świąt i kochana…
stanięcia na nogi.
- Dziękuję, a tobie przede wszystkim, żeby wybranka serca
wytrzymywała z twoimi humorkami – musiałam się z nim troszkę poprzekomarzać –
no i sukcesów! Przekaż też życzenia Kubie!
- Hahaha, bardzo śmieszne. Lecę, bo za chwilę zaczynamy
wyżerkę.
- No tak… gdzie tam rodzinna atmosfera… żarcie najważniejsze!
– oboje wybuchliśmy śmiechem i rozłączyliśmy się.
Podczas kolacji, ku mojemu zaskoczeniu wcale nie było drętwo.
Wszyscy zachwalaliśmy potrawy przygotowane przez Panią Kraft i rozmawialiśmy na
wszystkie tematy. I choć były to moje pierwsze święta bez najbliższych, czułam,
że grono najbliższych troszkę się powiększyłam i w reakcji na to, jak
traktowali mnie tutaj ja także traktowałam ich jak rodzinę. Gdy wreszcie
nadeszła pora na prezenty, drżącymi rękami ot wierzyłam pudełeczko, które nie
trudno było się domyślić było od Stefana. Gdy uchyliłam wieko moim oczom
ukazała się prześliczna bransoletka z zawieszką. Zaniemówiłam a w moich oczach
pojawiły się łezki szczęścia. Austriak podszedł i zapiął mi ozdobę na
nadgarstku wtedy dostrzegłam, że chyba oboje nie mogliśmy się oprzeć oklepanemu
grawerowaniu bo na zawieszce także widniały cieniutkie literki „You are my sun, my moon and all my stars”. Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi a gdy
mnie objął a nasze usta połączyły się w pocałunku moje szczęście się dopełniło.
Nie liczyło się to, że byłam na wózku, nie liczyło się nic oprócz tego, że
jesteśmy razem i się kochamy.
***
No i nadeszła pora tak wyczekiwanego momentu w sezonie.
Turniej Czterech Skoczni czyli rywalizacja na najwyższym poziomie. Spekulacje
były różne. Jedni obstawiali, że zwycięzcą zostanie ostatni zdobywca
Kryształowej Kuli czyli Peter Prevc inni zaś uważali, że nieprzerwana passa
zwycięstw Austriaków nie może się zakończyć jeszcze inni widzieli triumfującego
Severina Freunda, który wciąż prezentował wspaniałą formę. I choć byli także
wielbiciele Simona Ammanna, którzy życzyli mu zwycięstwa sami ze smutkiem przyznawali,
że Szwajcar nie ma wielkich szans na wygraną. Nie zapomniano także o Kamilu,
którego szanse wcale nie były małe. A ja do której grupy się zaliczałam?
Powiedziałabym, że do każdej po trochu. Przysłuchiwałam się rozmowom ludzi
wokół i stwierdzałam, że większość z nich ma rację! Pod skocznią w Oberstdorfie
towarzyszyły mi ogromne emocje nie tylko ze względu na otwarcie Turnieju ale na
spotkanie Polaków, za którymi tak się stęskniłam.
Siedziałam i ze spokojem przyglądałam się rozgrzewce
Austriaków, z którymi przybyłam na miejsce. Pogoda choć może nie zachwycała
była znośna i jak to mówił Gregor – mogło być gorzej. Wpatrywałam się akurat w
rozemocjonowanych Stefana i Michaela,
których energia najwidoczniej rozpierała a ja przysłuchując się ich wymianie
zdań nie mogłam powstrzymać wkradającego się uśmiechu. Nagle w jednej chwili
nastała ciemność a ja zorientowawszy się, że ktoś zasłonił mi dłońmi oczy
zaczęłam po omacku zgadywać kto za tym stoi. Ten jednak sam nie wytrzymał, a
gdy usłyszałam ten śmiech, który poznałabym wszędzie z moich ust wydobył się
okrzyk oznaczający tylko tę jedną osobę. Maciek! W jednej chwili tkwiłam już w
jego silnych objęciach a niekontrolowany, szeroki uśmiech pojawił się na mojej
twarzy. Gdy otworzyłam oczy widziałam Stefana, był szczęśliwy widząc moją
dziecięcą radość a spokojnie mogłam cieszyć się chwilą spędzaną z przyjacielem.
Kiedy wyswobodziłam się z jego objęć zobaczyłam, że cały promienieje. Zawzięcie
zaczął czegoś szukać w torbie przewieszonej przez ramię aż wreszcie znalazł to
czego szukał. Z wyrazem triumfu na twarzy wyciągnął paczkę a wtedy
zorientowałam się, że udawał z tym szukaniem bo akurat czegoś takiej wielkości
nie da się szukać w torbie.
- Tak jak mówiłem! Rewanż. Wszystkiego najlepszego, trochę po
świętach ale prezent musi być – mówił pełen entuzjazmu, wręczając mi prezent.
Otworzyłam pudełko a w środku ujrzałam dwie rzeczy. Zabrałam
się za tą miękką. Wzięłam w ręce miękki materiał a moim oczom ukazała się
czarna bluza z napisem „NAJWIĘKSZY KIBIC KOCURA”. Gdy tylko to zobaczyłam
zaczęłam się śmiać i ponownie musiałam uściskać mojego „Kocura”. Drugim
prezentem okazał się list w butelce ale gdy już planowałam odkorkowanie butelki
Maciej wyrwał mi ją z ręki i przecząco pokręcił głową.
- Otwórz dopiero po całym Turnieju.
- Całym?! Masz na myśli po wszystkich czterech konkursach? –
wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
- Doskonale się rozumiemy – odparł z szerokim uśmiechem.
- Ale ja nie wytrzymam! – próbowałam walczyć.
- Musisz – stwierdził wrednie się uśmiechając. Zabrał mi moje
otrzymane właśnie prezenty i schował do pudełka – nacieszyłaś się a teraz
konfiskuję i idę dać Stefanowi na przechowanie.
„Od kiedy to tak zakumulował się ze Stefanem?” – myślałam
patrząc jak chłopak kieruje się w stronę Austriaków. Gdy tylko Maciek się
oddalił podszedł do mnie Kamil, Piotrek, Dawid, Janek i Ewa. Wszystkich
wyściskałam po czym wrócili do swoich obowiązków a ja zostałam z Ewą. Naprawdę
się za nią stęskniłam, za rozmowami z nią i za tym jej spojrzeniem, którym
czytała z ludzi jak z książki. Teraz wiedziałam czego brakowało mi w Austrii.
Towarzyszki, z którą mogłabym spytać o radę lub najzwyczajniej poplotkować.
Kiedy wyjechałam mój kontakt z Magdą i Ingą zdecydowanie osłabł a z samą Ewą
udało mi się porozmawiać zaledwie dwa razy. Dlatego tak dobrze i całkowicie
swobodnie czułam się teraz w jej towarzystwie. Przegadałyśmy cały konkurs
oczywiście nie zapominając o kibicowaniu. Pierwszy konkurs zdominował Gregor,
nerwy nie opuszczały jednak kibiców do ostatniego skoczka, którym był Peter
Prevc. Słoweniec przegrał jednak z Austriakiem o 1,2 punktu. Trzecie miejsce
zajął Severin Freund a zaraz za nim uplasowali się kolejno Kamil i Stefan.
Oboje nie byli do końca zadowoleni gdyż wiedzieli, że stać ich było na więcej
ale wiedzieli, że jeszcze mogą coś pokazać.
Zgodnie z kolejnością następnym miejscem goszczącym
najlepszych skoczków świata było Garmisch – Partenkirchen. Tutaj zaś najlepszy
okazał się Kamil, który wyprzedził Simona Ammanna o zaledwie 0,8 punktu, na
najniższym stopniu podium zagościł Stefan. Zaraz za nim znaleźli się Prevc i
Wellinger. Po dwóch konkursach nikt nie wiedział czego spodziewać się w austriackim
Innsbrucku. Kibice jak zwykle przywitali zawodników na najwyższym poziomie.
Widok był nie do opisania. A ja tak jak podczas poprzednich konkursów
siedziałam z Ewą i trzymając zawzięcie kciuki kibicowałyśmy. Ona oczywiście
Kamilowi a ja sama nie wiedziałam komu.
Dla mnie mogliby podzielić się zwycięstwem i wszyscy byliby zadowoleni.
Już początek konkursu nie zapowiadał się dobrze, ze względu na warunki
pogodowe. Zawody zostały więc przesunięte o pół godziny. Ogólna nerwówka
ogarniająca zawodników, sztaby szkoleniowe jak i kibiców dawała się wyczuć
zapewne kilometry od skoczni. Pogoda stała się jednak przychylna i zawody mogły
odbyć się bez przewidywanych wcześniej problemów. Jakaż była moja radość gdy na
najwyższym stopniu podium zobaczyłam naprawdę szczęśliwego Stefana. Wiedziałam,
że to zwycięstwo wiele dla niego znaczy a to wciąż nie wykreślało go z walki o
całkowite zwycięstwo. Na drugim miejscu stanął Kamil a na trzecim Gregor. Zaraz
za podium znaleźli się Michael i Peter. Zaraz po dekoracji panowie przybiegli
do nas rozemocjonowani i chwycili nas w objęcia. Byłam taka szczęśliwa czując
jego szczęście. Emocje były tak wielkie, że czułam, że w tej chwili mogłabym
rzucić wózkiem i stanąć na nogi ale nie miałam przy sobie nawet kul więc
zostawało mi radować się razem z nim. Jego radość była tak wielka jakby już
wygrał cały turniej a walczył o nie między innymi z Kamilem.
Ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Miałam przeczucie,
że to będzie dobry dzień nie do końca wiedząc dlaczego. Stwierdziłam jednak, że
nie chcę tam być na wózku. Poprosiłam więc abym mogła przesiąść się na skoczni
na ławkę a mieć przy sobie kule. Chciałam siedzieć jak każdy inny i móc wstać
trzymając kciuki za ukochanego. Tak jak chciałam tak się stało. Siedziałam cała
w nerwach razem ze stale towarzyszącą mi Ewą. Ona trzymała kciuki za Kamila, ja
za Stefana, choć gdyby zwycięzcą został ten pierwszy byłabym równie szczęśliwa.
Siedziałam i rozmawiałam z Maćkiem gdy podszedł Stefan.
- Mogę na chwilę?
- Pewnie, już Ci ją zostawiam – powiedział Maciek uśmiechając
się.
- Poczekaj! – krzyknęłam i nie zważając na temperaturę
rozpięłam moją kurtkę, a jego oczom ukazały się słowa „NAJWIĘKSZY KIBIC
KOCURA”. Oboje wybuchliśmy śmiechem i mocno przytuliłam mojego Kocurka szepcząc
mu do ucha – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z Cariną ale pamiętaj, że
nigdy nie będziesz miał większego kibica niż ja – po czym pocałowałam go w
policzek a on odwzajemnił gest i przytulił mnie jeszcze mocniej.
Po oddaleniu się przyjaciela, kucnął przede mną Stefan i
chwycił moje dłonie w swoje.
- Dzisiaj zrobię to dla ciebie – powiedział, patrząc mi
głęboko w oczy.
- Nie rób tego dla mnie, rób to dla siebie – odpowiedziałam,
tonąc w jego brązowych tęczówkach.
- Dziękuję za to, że jesteś.
- Bez względu na wszystko.
- Kocham cię.
- A ja ciebie – po tych słowach nasze usta złączyły się w
namiętnym pocałunku. Czułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Nie
chciałam się od niego odrywać ale wiedziałam, że muszę – dobra, leć już. Bez
względu na to czy wygrasz czy nie i tak dla mnie jesteś zwycięzcą – nasze usta
złączyły się jeszcze na krótko i zobaczyłam jak biegnie w stronę reszty
drużyny.
Emocje sięgały zenitu, skoczek po skoczku, coraz bardziej
zbliżaliśmy się do końca Turnieju. Przyspieszone bicie serca, nerwowe
podrygiwanie i zerkanie na noty sędziów, przy każdym z zawodników. Wokół nas
zgromadziły się całe sztaby szkoleniowe i wszyscy oczekiwali. Ci, którzy oddali
już swoje skoki gromadzili się i rozmawiali o tym, kto jakie ma szanse na
oddanie najlepszego skoku. Przed ostatnią dziesiątką wszyscy siedzący wstali,
nie mogłam być gorsza więc chwyciłam moje kule i z małą pomocą towarzyszki
wstałam. Nie wyobrażałam sobie co musieli czuć ci tam u góry wiedząc, że za
chwilę wszystko się rozstrzygnie.
Dekoracja była magiczna i choć Stefan stanął na drugim
stopniu podium jego radość była nie do opisania. Nawet z takiej odległości
widziałam w jego oczach, tańczące wesoło iskierki. Wiedział, że drugie miejsce
wywalczone tutaj dało mu drugie miejsce w ogólnej klasyfikacji Turnieju. Na
najniższym stopniu podium konkursu stanął Simon, co jednak pozwoliło Peterowi
na zajęcie trzeciego miejsca całego Turnieju. W Bischofshofen podwójne
zwycięstwo świętował Kamil. Obie z Ewą byłyśmy w tej chwili najszczęśliwszymi
kobietami na świecie. Zaraz po dekoracji znalazłam się w objęciach Austriaka i
nawet nie wiem kiedy moje nogi oderwały się od podłoża. Cały czas powtarzał, że
jak miał zająć drugie miejsce to tylko za Polakiem. W tym jednak momencie
wydarzyło się coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Gdy tylko odstawił mnie
na nogi a ja ustabilizowałam się na kulach zobaczyłam jak ten klęka przede mną
i wyciąga małe czerwone pudełeczko. W jednej chwili wokół zrobiło się dziwnie
cicho a ja wiedziałam co teraz nastąpi.
- Agato, jesteś kobietą mojego życia. Pamiętam każdą spędzoną
wspólnie chwilę i pragnę aby one nigdy się nie skończyły. W każdej było coś
wspaniałego. Nie potrafię wybrać jednej, która znaczyłaby więcej od pozostałych
– słuchałam tego co do mnie mówił i czułam jak temperatura mojej krwi osiąga
rekordową wartość, tonąc w głębi jego oczu – nie wyobrażam sobie życia bez twojej
miłości i proszę cię, abyś zgodziła się zostać moją żoną.
- Tak! Oczywiście że tak! – powiedziałam, dając upust łzom
zbierającym się w moich oczach. Wokół rozległy się oklaski ale dla mnie nie
miały one żadnego znaczenia, bo w tej chwili liczyłam się tylko ja i on.
Mówiłam, że ja i Ewa byłyśmy najszczęśliwszymi kobietami na świecie? Korekta. W
tej chwili to zdecydowanie ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
***
Siedziałam w pokoju patrząc przez okno na tańczące wesoło
płatki śniegu, doskonale widoczne w świetle ulicznej latarni. Usłyszałam, że do
pomieszczenia ktoś wszedł. Był to mój narzeczony, wiedziałam o tym nie
odrywając spojrzenia od okna.
- Nie zapomniałaś o czymś? – usłyszałam jego głos po czym
odwróciłam się i zobaczyłam że trzyma w ręce drugą część prezentu świątecznego
od Maćka. Wyciągnęłam dłonie w jego kierunku, zaciekawiona jak małe dziecko
widzące duże kolorowe pudełko. Wzięłam z rąk Stefana ową butelkę i zabrałam się
do odkorkowywania aby dostać się do listu. Mężczyzna wyszedł a ja zostałam sama
z listem. Wyciągnęłam rulonik i rozwinęłam go. U góry znajdowało się nasze
zdjęcie. Nigdy wcześniej go nie widziałam, a nawet nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek
zostało zrobione. Byłam na nim ja – szeroko uśmiechnięta dziewczyna wpatrująca
się w aparat – i Maciek równie szczęśliwy obejmujący mnie. Poznałam, że
fotografia musiała zostać zrobiona podczas mojego pobytu w Zakopanem i ognisku
u Kotów. Niżej znajdowało się kilka zdań napisanych dłonią przyjaciela.
Agato!
Jeśli to
czytasz to znaczy, że jesteś już szczęśliwą narzeczoną. Nie wyobrażasz sobie
jak cieszę się Twoim szczęściem. Choć kiedyś wyobrażałem to sobie nieco inaczej
teraz wiem, że wydarzyło się to co miało się wydarzyć. Jesteś najlepszą
przyjaciółką na świecie i lepszej nie mogłem sobie wyobrazić. Wiem, że zawsze
mogę na Ciebie liczyć, tak samo jak Ty na mnie. Pamiętaj, co by się nie działo
i która godzina by nie była a Ty miałabyś po prostu zły dzień lub (nie daj
Boże) wydarzyłoby się coś złego, daj tylko znak a ja przyjadę. Zawsze Ci pomogę
albo najzwyczajniej w świecie wysłucham. Nawet w środku nocy przyjadę z
tabliczką czekolady (ewentualnie dwoma, trzema czy ile będzie ich potrzeba) i
będę siedział przy Tobie nie pytając, tylko będąc. Uwierz, będę najlepszą
psiapsiułą na świecie! J
Twój najlepszy przyjaciel, Maciek
____________________________________
PRZEPRASZAM! Wiem, że taka nieobecność jest niedopuszczalna, kompletnie nie wyrabiałam z czasem... Ale wróciłam, żeby zakończyć tę historię. Jeżeli ktoś przeczytał to u góry, to właśnie przeczytał ostatni rozdział. Za tydzień w piątek czyli 20 listopada (uwaga! Bez opóźnień bo jest już napisany) pojawi się epilog. Mam nadzieję, że wybaczacie :) Jeżeli ktoś się tu pojawi i przeczyta to bardzo proszę, chociaż o najmniejszy komentarz, może być chociaż kropka ale to dla mnie znak, że nie zawaliłam tak na całej linii.
Miłego dnia kochani ;)
Melduję się :)
OdpowiedzUsuńKurczę, kochana, nawet sobie nie wyobrażasz, jak tutaj było pusto. Stęskniłam się, wiesz? :3
Ale tak na serio, rozdział cudowny, jak zwykle. I nawet nie żartuj sobie, że to już koniec :((
Dlaczego jak zaczyna się robić naprawdę dobrze, fajnie i cudownie, zawsze musi być koniec?! Ja mam nadzieję, że stworzysz chociaż coś nowego... :)
„You are my sun, my moon and all my stars”, uroczo! W ogóle, grawerowane bransoletki są genialnym pomysłem :) A ten list na końcu... oj, kto jak kto, ale Maciek, na pewno będzie "najlepszą psiapsiułą" :D
No nic... czekam w takim razie na ten zapowiedziany epilog... :)
Buziaki :**
Na początku: piękny cytat na początku. ♥
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Cię tak długo nie było. ;c
Tak tęskniłam, wiesz? ;( Brakowało mi tej historii, Ciebie jako autorki. ;c Skoro mówisz, że to koniec (nad czym bardzo, ale to bardzo ubolewam), mam głęboką nadzieję, że zdecydujesz się na coś nowego, prawda? :))
Hahah, tak! Maciek będzie tą 'najlepszą psiapsiułą'. :D Zdecydowanie! ;D
Cały rozdział jest genialny, wręcz mistrzowski! Mogłabym się rozpływać. :D
Buźka. ;**
Już koniec? :( Ale masz w planach kolejną historię? Powiedz, że TAK! Mam teraz palpitację... :x
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału...
Cieszę się, że Agata i Maciek odnaleźli swoje szczęście.
Prezent od Maćka zarąbisty! *.* Zaczęłam się śmiać. :p "NAJWIĘKSZY KIBIC KOCURA" :'D
Stefan przestał być zazdrosny o Maćka, a i nawet się zakumplowali, co mi się osobiście podoba. ;)
Maciek pogodził się z tym, że Agata kocha Stefana i sam zrozumiał, że też zasługuje na szczęście. ;)
No i te oświadczyny..
Taką przemową, jaką uraczył nas Stefcio, to po prostu... no serca miękną. ♥
A ten list? Matko, czytałam go 2 razy! ;) To było takie piękne... :') Byleby tylko nasz "Kocur" nie przesadził z tymi tabliczkami czekolad. :P
Czekam na kolejny! :* Szkoda, że na ostatni... :((
Buziaki! :*