wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 16

      "Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby,
 kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział,
że ona nigdy nie będzie twoja."

      Przez ostatni czas zdałam sobie sprawę, jak dużo miałam. I jak dużo straciłam. Nie miałam na myśli czucia w nogach choć chciało mi się płakać za każdym razem gdy o tym pomyślałam czyli prawie cały czas. Nie… miałam na myśli ludzi wokół. Straciłam tych, którzy myślałam, że będą przy mnie zawsze. W chwili kiedy wali nam się cały świat, widzimy kto tak naprawdę przy nas zostaje. Komu naprawdę na nas zależy. Jak się okazało, czułam, że tylko jedna osoba nie obwinia mnie o to wszystko. Maciek. Tak… nawet kiedy nie było go przy mnie czułam jakby był. Może nie odwiedzał mnie często bo nie mógł odpuszczać zawodów ale martwił się, dzwonił i tylko rozmowa z nim pozwalała mi zapomnieć o tym wszystkim. Byłam mu tak ogromnie wdzięczna ilekroć nawijał do telefonu o byle czym czekając tylko aż zasnę. Uwielbiałam słyszeć jego głos przed snem. Był taki… kojący. Miałam tylko jego. Czyżby to Maciek był moim lekarstwem na całe zło?
O Stefanie, w żadnym wypadku nie zapomniałam. Jego brak bolał jak cholera, ale na własne życzenie go przy sobie nie miałam. Dzwonił… nie odbierałam, pisał sms-y… nie przeczytałam ani jednego. Dostałam też list, który nadal leżał w szufladzie szafki. Nie wiedziałam dlaczego postępowałam z nim tak a nie inaczej, nie dałam mu nawet szansy aby cokolwiek mi wytłumaczyć ale nie potrafiłam. Cały czas przypominałam sobie jego słowa „Kocham ją! Tak cholernie ją kocham!”. Tak bardzo chciałam w nie wierzyć, ale czy zrobiłby mi coś takiego gdyby mnie kochał?
***
Patrzyłam w oczy mamy i nie wierzyłam w to co słyszałam. Jak to wyjeżdżam?
- Gdzie? Raczej nie jestem teraz w dobrej formie jeżeli chodzi o podróże... leżę w tym szpitalu niecałe dwa tygodnie i już chcecie się mnie pozbyć?
- Kochanie, to dla twojego dobra. W  Austrii będziesz miała dużo lepszą opiekę. Rehabilitacja tam powinna szybciej postawić cię na nogi. – mówiła to z troską, ale ja czułam jakby miała dość opiekowania się mną.
- Przecież to musi kosztować masę pieniędzy. Nie stać nas na to! I mam tam jechać sama?!
- O pieniądze się nie martw – coś kręciła – poza tym, zawsze chciałaś tam pojechać.
- Tak, chciałam ale chyba nie w takich okolicznościach!
- Uwierz mi, tak będzie najlepiej… - zwiesiła głowę, zachowywała się jakby faktycznie po moim wyjeździe miało jej brakować tego problemu, którym niewątpliwie byłam.
Może to nie był taki głupi pomysł… w końcu i tak lepiej czułam się w samotności, jedynie wizyty Maćka… Maciek! Dobra, może teraz rzadko bywał w kraju ale jak tylko był to mnie odwiedzał. Jak będę w Austrii, pozostanie nam tylko telefon… Spontaniczne decyzje zwykle wychodziły mi na dobre ale czy i tym razem miało być tak samo?
- Kiedy mam lecieć? – wypaliłam na bezdechu. Mama wydawała się zaskoczona moją nagłą decyzją ale szybko się otrząsnęła z szoku.
- Skoro tak szybko się zgodziłaś… pojutrze.
- Pojutrze?! Jak? Czegoś takiego nie da załatwić się tak szybko bez znajomości albo sporego zaplecza majątkowego.
- Powiedziałam ci, żebyś nawet nie zastanawiała się skąd są pieniądze. Są i już…
- Mamo!
- Agata! – wstała i ruszyła w stronę drzwi – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – po tych słowach zostawiła mnie w sali samą z mętlikiem w głowie. Za dużo ostatnio działo się w moim życiu, za dużo. Wiedziałam co muszę zrobić, intuicyjnie sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do przyjaciela opowiadając mu wszystko.
- Dobrze robię? – spytałam, a nie wiedząc czemu pojedyncza łza wydostała się spod mojej zaciśniętej powieki.
- Dobrze. Musisz tam pojechać. Jeżeli to ma ci pomóc, to musisz… na pewno cię tam odwiedzę, o to się nie martw, no i pozostaje nam jeszcze telefon.
- Ale ja tu za tobą tak tęsknię więc co będzie tam? – wiedziałam, że moje zachowanie było żałosne ale nie przejmowałam się tym. Intuicyjnie poczułam, że po moich słowach uśmiechnął się.
- Spokojnie, będzie dobrze – kolejny? Ile razy mam jeszcze tego wysłuchiwać? – jutro porozmawiamy, przyjadę do Ciebie skoro to ma być twój ostatni dzień w Polsce.
- Jak to przyjedziesz? Możesz? Przecież Kruczek cię zabije!
- Zrozumie. Poza tym, to tylko jeden dzień… Właśnie! Mam do Ciebie pytanie.
- Dawaj.
- Oglądasz tam skoki? – nie powiem, to pytanie mnie zaskoczyło.
- Nie mam do tego głowy… przepraszam – przyznałam.
- Nie przepraszaj – wydawało mi się, czy w jego głosie słyszałam ulgę?
- Czemu pytasz?
- Nieważne… Do jutra, buziaki!
***
Otworzyłam oczy a przy moim łóżku już siedział on. No tak, mamy już kolejny dzień. Widząc go od razu się uśmiechnęłam a on odwzajemnił go. Wziął moją dłoń w swoje i przyciągając ją do swoich ust złożył na niej delikatny pocałunek.
- Cześć piękna – powiedział cicho.
- Maciuś, piękna? Wolę nie wiedzieć jak bardzo źle wyglądam – już wyobrażałam sobie moje włosy każdy w inną stronę, cienie pod oczami i bladość cery.
- Masz rację… wyglądasz dość oryginalnie ale i tak pięknie – delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- No, przynajmniej trochę szczerości – zaśmiałam się. W tym momencie do sali weszła pielęgniarka z tacą ze śniadaniem - Jak ja nienawidzę tego żarcia tutaj – mruknęłam spoglądając na posiłek gdy tylko pielęgniarka wyszła.
- No już nie marudź… może w Austrii będzie lepsze? – zagadnął mnie zachęcając do wyjazdu a ja tylko zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
- Czyli teraz masz zamiar zacząć wymieniać w czym leczenie tam jest lepsze od tego tutaj?
- Nie, to tylko taki bonus.
- Bonus… pojadę do Austrii, żeby lepiej zjeść… wrócę stamtąd dwa razy większa niż jestem teraz…
- Jedziesz do Austrii żeby wyzdrowieć a wrócisz o wiele zdrowsza niż teraz – jakim cudem on zawsze potrafił wszystko obrócić na jego korzyść?
- Ale obiecujesz, że będziesz dzwonił? – spytałam błagalnym głosem.
- Oczywiście. Nawet cię odwiedzę, nie wiem kiedy ale odwiedzę.
- Dziękuję… za wszystko. Czuję jakbym miała tu tylko ciebie.
- Nie wygłupiaj się. Wszyscy się o ciebie martwią i życzą ci zdrowia.
- Tak tylko nie tego od nich oczekuję… Magda nawet nie przyszła, Patryk był raz, mama przychodzi ale… no tak czy siak tylko ty jesteś ze mną tak naprawdę.
- Od tego masz przyjaciela – powiedział a kącik jego ust odrobinę się uniósł – może wzięłabyś się za jedzenie?
- Jasne, tylko… zastanawia mnie jeszcze jedno.
- Co takiego?
- Dlaczego pytałeś czy oglądam skoki?
- Aaa, to… - widziałam po jego minie, że jest zmieszany – nieważne. Nie teraz. Teraz musisz zjeść!
- Tsaa… coś kręcisz…
- Ja? Gdzież bym śmiał – udał, że się obruszył – wcinaj młoda – dodał podsuwając mi jedzenie pod nos.
- Już, już… jem – odburknęłam a w duszy obiecałam sobie, że następny konkurs obejrzę. Co prawda w Austrii raczej nie ma co liczyć na polską transmisję no ale przynajmniej osłucham się z niemieckim bo jakoś nigdy nie miałam głowy do tego języka.
Przerwy między wizytami lekarza i badaniami spędzałam na pogawędkach z Maćkiem. Pielęgniarka pomogła mi się trochę ogarnąć więc nie wyglądałam już jak straszydło. Choć oczywiście Maciek zarzekał się, że wcale nie było tak źle ja swoje wiedziałam. Czułam się zdecydowanie lepiej wiedząc, że wyglądam jak człowiek.
- Agata? – wtrącił niespodziewanie do rozmowy.
- Co? – widziałam po jego twarzy, że coś kombinuje.
- Mówiłaś, że mało kto cię odwiedza?
- No tak… - spoważniałam.
- No to chyba ucieszysz się, że ktoś czeka za drzwiami? – po tych słowach na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech ale i ciekawość zżerała mnie od środka.
- Kto? – i w tym momencie drzwi otworzyły się a do sali wszedł uśmiechnięty Kuba, za nim Magda i Inga, następnie nie kto inny jak mój własny brat.
- Wyglądasz kwitnąco! – rozpoczął starszy z Kotów – spodziewałem się gorszego obrazka – zaśmiał się i podszedł żeby ucałować  mnie w policzek.
- Taaak, Kuba, ciesz się, że nie widziałeś mnie rano!
Zaraz za nim do mojego łóżka podeszły dziewczyny z uśmiechami na ustach i również się ze mną przywitały. Na końcu podszedł Patryk
- Sorry młoda, że dopiero teraz udało mi się do ciebie wpaść… - widziałam, że było mu przykro. Zawsze tak było, zawalał coś a później skruszona mina a ja zapominałam o wszystkim.
- Dobrze, że przyjechałeś się przynajmniej pożegnać – powiedziałam radośnie.
- Na to już nie wystarczyłaby moja smutna minka, tego byś mi nie wybaczyła – zaśmiał się.
- Choć raz dobrze mówisz!
Śmialiśmy się i rozmawialiśmy jak dawniej. Może zmieniłabym tylko otoczenie, bo wystrój sali szpitalnej jakoś dalej mi nie odpowiadał. Gdy pod wieczór musiałam się z nimi rozstać czułam się zdecydowanie lepiej. Tak bardzo się cieszyłam, że mogłam się z nimi zobaczyć. Zaczęłam też inaczej patrzeć na cały ten wyjazd… w końcu, miało być już tylko lepiej. Gdy pożegnałam się ze wszystkimi a w pomieszczeniu pozostał znów tylko Maciek wiedziałam, że to jego sprawka.
- Dziękuję – powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Za co?
- Nie udawaj! Wiem, że to twoja robota – uśmiechnął się szeroko, co było dla mnie tylko potwierdzeniem podejrzeń, że to on ściągnął ich tutaj dla mnie. Mimo to cieszyłam się, że się do mnie pofatygowali.
- Czy to ważne, czyja to robota? Ważne, że zapomniałaś na chwilę o tym wszystkim i już wiesz, że oni też są z tobą – mówiąc to pogłaskał mnie po policzku.
- Maciek… ja…
- Ciii, nie musisz nic mówić – widziałam jak pochyla się nade mną. Wiedziałam, że chce mnie pocałować! Znowu! Nie wiedziałam co mam zrobić ale tym razem ratunek pojawił się w odpowiedniej chwili a w drzwiach stanęła mama. Nie pamiętam, kiedy tak ucieszyłam się na jej widok. Maciek szybko się zreflektował a mama weszła ciągnąc za sobą walizkę.
- Przyniosłam już trochę rzeczy, które na pewno ci się przydadzą na wyjazd.
- Super, dzięki – powiedziałam, szeroko się uśmiechając i czując ulgę. Dziękuję mamo!
- Dawno nie widziałam cię w takim dobrym humorze. To twoja robota? – spytała spoglądając na Maćka.
- Poniekąd – odpowiedział, po czym krótko zrelacjonował jej przebieg minionego już prawie dnia.
- Cieszę się, że miło spędziłaś ostatni dzień. A teraz gotowa na wycieczkę?
- Wycieczkę? W sumie nieźle brzmi. Kto normalny nazwałby wycieczką podróż do kliniki w Austrii żeby tam mieć lepszą opiekę i rehabilitację?
- Normalny? Nikt ale przecież zawsze powtarzałaś „moja matka nie może być normalna” – po czym zaczęłyśmy się śmiać jak głupie na wspomnienie tamtych chwil.
- No fakt, mamo – gdyby nie to, że wiedziałam, że to niemożliwe to pomyślałabym, że to także robota Maćka. Śmiałam się z mamą? Niemożliwe.
- Jutro z samego rana lecisz. Przyjadę tutaj rano, żeby cię spakować i pożegnać.
- Dobra.
- A teraz chyba już powinnaś położyć się spać.
- Ekhm… nie żeby coś, ale leżenie jest ostatnio moim głównym zajęciem…
- No tak… po prostu dobranoc słonko – pocałowała mnie w policzek i wyszła zostawiając mnie znów sam na sam z Maćkiem.
- Dziękuję, że przyjechałeś i zrobiłeś dla mnie to wszystko ale teraz faktycznie powinnam już spać.
- Mam poczekać aż zaśniesz?
- Nie chcę cię już męczyć. Wiem, że i tak dzisiaj dużo dla mnie zrobiłeś.
- Daj spokój i śpij – zgasił lampkę, wstał i stanął przy oknie spoglądając na zewnątrz.
Przyglądałam mu się jeszcze przez dłuższą chwilę a później zamknęłam oczy by było mi łatwiej zasnąć. Jutro miałam lecieć do Austrii. Gdy już prawie zasypiałam usłyszałam cichy szmer. Wiedziałam, że to Maciek oddalił się od okna i podszedł do mnie. Usiadł. Gdy zaczął mówić przeszedł mnie dreszcz ale nie dałam po sobie poznać, że wcale jeszcze nie zasnęłam.
-Wiesz, że mi zależy? Na pewno. Musisz wiedzieć. Tak samo jak ja wiem, że nadal kochasz Stefana choć głośno tego nie mówisz. Wygląda na to, że oboje siebie potrzebujecie. Kocham cię i życzę wam szczęścia. Możesz mi wierzyć albo nie ale wybaczysz mu i wszystko będzie dobrze… - wstał, poczułam jak łapie mnie za rękę – wszystko będzie dobrze…

Puścił moją dłoń i wyszedł z sali a mnie zostawił z mętlikiem w głowie.
_________________________________
Dzisiaj nie mam Wam zbyt dużo do powiedzenia :) Mam nadzieję, że miło korzystacie z ostatniego tygodnia wakacji :D Tak jak ostatnio wspominałam zacznę pisać coś nowego tutaj. Prolog pojawi się jednak dopiero przed epilogiem na tym blogu :) A przynajmniej taki jest plan ;) 
Zapraszam do wyrażania swoich opinii w komentarzach. 
Pozdrawiam

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 15

 „-Dlaczego nie potrafię powiedzieć „nie kocham” skoro go nienawidzę?
-Bo nienawidzisz Go za to, jak bardzo Go kochasz.”

Ogarniała mnie nicość. Nie wiedziałam gdzie jestem, kim jestem i co się ze mną dzieje. Byłam i nie było mnie jednocześnie. Istniałam, choć w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Nie wiem nawet czy można tu mówić o jakiejkolwiek przestrzeni… nie otaczała mnie biel ani czerń… ogarniało mnie… nic. Nie wiedziałam, czy jestem duchem czy czymś bliżej nieokreślonym, gdy zaczęłam coś słyszeć. Nie wiedziałam skąd wydobywały się owe dźwięki ale były. Ciche i odległe szmery. Jakby były tylko przebłyskiem, wspomnieniem, które było tak samo nierealne jak ja. Szmery zaczęły przeistaczać się w szepty. Bliższe i bardziej realne. Czy i ja stawałam się bardziej realna? Chyba tak… wracałam. Zaczynałam na nowo stawać się… czymś. Nie czułam i nie widziałam. Słyszałam. Nie poznawałam, nie miałam pojęcia do kogo należały głosy. Stawały się jednak coraz wyraźniejsze, choć nadal nie rozumiałam ich sensu. Treść słów była dla mnie niezrozumiała, były one wymawiane jak w obcym języku, nieznanym, pozaziemskim języku. Poczułam… nie rękę czy nogę. Poczułam ciepło. Ciepło, które zaczynało wypełniać ciało? Chyba tak… to przez nie zaczynałam czuć, że istnieję. Naprawdę wracałam. Gdy moja uwaga, znów została zwrócona na głosy, wiedziałam. Wiedziałam, że je znam. Wiedziałam, że każde słowo wypowiada ktoś ważny. Nie wiedziałam kto, ale był to ktoś ważny. Znałam go, znałam ich. Olśnienie, dwa głosy pasujące idealnie do twarzy, które zapamiętałam. Dwaj bruneci, wyższy i niższy, wyższy o nieco ciemniejszej karnacji, o brązowych oczach i uśmiechu… tym niepowtarzalnym, delikatnym i nieprzeniknionym uśmiechu. Niższy o głębokich, czekoladowych oczach i szerokim, szczerym, napawającym energią do życia uśmiechu. Polak i Austriak. Maciek i Stefan. Przyjaciel i…?
Wróciłam. Byłam tu razem z nimi. Tu. Ale właściwie gdzie? Nie widziałam ale czułam. Czułam, że leżę. Czułam, że jest mi ciepło i wygodnie. A oni? Ich słowa zaczynały mieć dla mnie znaczenie. Zaczynałam je rozumieć. Jeden głośniejszy od drugiego. Kłócili się. Głos Maćka… tak, to on był głośniejszy.
- To twoja i tylko twoja wina! – dotarły do mnie słowa Polaka. Pierwsze jakie zrozumiałam.
- Co mam ci powiedzieć? Że chciałbym cofnąć czas? Że tak, to moja wina. Że nigdy sobie tego nie wybaczę. Że skrzywdziłem osobę, na której tak cholernie mi zależało?! I zależy nadal… – głos mu się załamał – przecież ty to wszystko wiesz… - dodał ciszej.
- Gdyby naprawdę ci na niej zależało nie zrobiłbyś tego. Nie leżałaby tutaj teraz pozbawiona świadomości!
- Żadne słowa nie naprawią tego co się stało. Chcę tylko wiedzieć, że wszystko będzie z nią w porządku a później zniknę.
- Świetnie! Cieszę się, że nie musiałem sam ci tego mówić. Nie pozwolę, żebyś dalej ją ranił!
- Kocham ją! Tak cholernie ją kocham! Ale masz rację… najlepiej będzie gdy zniknę. Ona i tak mi nie wybaczy, nie chcę, żeby musiała jeszcze na mnie patrzeć…
Patrzeć… patrzeć! Chciałam tego najbardziej na świecie! Chciałam w tej chwili unieść te cholernie ciężkie powieki i spojrzeć! Chciałam żeby ciemność przerodziła się w…? Właściwie w co? Nadal nie wiedziałam gdzie jestem. To wzmogło moją potrzebę otwarcia oczu. Zaczęłam pomału uchylać powieki. Na wstępie poraziła mnie jasność. Najpierw wszystko było rozmazane, później zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów. Po otwarciu oczu zaczął też do mnie docierać dźwięk aparatury stojącej obok mojego łóżka. Łóżko… aparatura… wszechogarniająca biel… szpital! Dokonałam odkrycia roku! Dostrzegłam także ich. Stali i nawet nie słysząc ich słów każdy zorientowałby się, że się kłócą. Na ich twarzach nie było tych uśmiechów, które zapamiętałam. Ooo nie. Na ich twarzach wściekłość mieszała się z bólem i smutkiem. Żaden nie zauważył mojego przebudzenia. Za bardzo byli zajęci sobą. I wtedy, gdy całą uwagę skupiłam na Stefanie, przypomniałam sobie! Przypomniałam sobie wydarzenia, które miały miejsce… właściwie nie wiedziałam kiedy. Przypomniałam sobie głos Gregora, zbieganie ze schodów, uderzenie w głowę – chciałam podnieść rękę do miejsca, w którym powinna być rana, jednak okazała się ona zbyt ciężka – wzrok Stefana, krzyk Maćka i uderzenie…
- Wynoś się! – podniesiony głos Maćka przywołał mnie z powrotem do rzeczywistości.
Poczułam złość, ogromną wściekłość mieszającą się z bezsilnością i smutkiem. Nienawidziłam go! Nie chciałam już patrzeć na Austriaka więc miałam nadzieję, że posłucha słów Polaka. Posłuchał. Gdy był już przy drzwiach, wszystko we mnie, mimo wcześniejszych odczuć błagało aby jeszcze się odwrócił. Aby spojrzał na mnie. Aby zobaczył, że się obudziłam. Chciałam spojrzeć mu w oczy. Chciałam zobaczyć czy w jego oczach jest złość, smutek a może zobaczyłabym w nich łzy i tęsknotę? Chciałam poczuć jego wzrok na sobie… ale nie zrobił tego. Nie odwrócił się tylko silnym ruchem pchnął drzwi i zniknął za nimi. A ja patrzyłam, nadal mój wzrok był utkwiony w punkcie, w którym przed chwilą zniknął on. Tak cholernie ważny on! Ale czy nadal był tak ważny? Czy wszystko się nie zmieniło?
-Agata! – z zamyślenia ponownie wyrwał mnie głos przyjaciela. Nim zdążyłam przenieść na niego wzrok on już był przy mnie i wołał lekarza. Moja dłoń była szczelnie zamknięta w jego ciepłych dłoniach, czułam jego troskę.
Do sali wszedł lekarz. Jego fartuch – kolejny biały element otoczenia. Co oni mają jakąś fobię z tym kolorem? Zbliżył się do mnie i poświecił mi w oczy latarką. Odruchowo przymknęłam powieki gdyś światło było nie do wytrzymania. Mężczyzna skupił się teraz na ekranikach sprzętów, które pikały i wydawały inne dźwięki. Dopiero teraz dostrzegłam te wszystkie kabelki łączące mnie ze sprzętem.
- Jak się pani nazywa? – skierował pytanie do mnie. Czułam, słyszałam, widziałam ale mówić jeszcze nie próbowałam. Z trudem zaczęłam, lecz później poszło już z górki.
- Agata Klimowska.
- Dobrze… jak się pani czuje?
- Chyba w porządku… - w sumie to czułam się średnio…
- Na pewno? - dostrzegłam zdziwienie na jego twarzy więc musiałam się skupić i dokładniej przemyśleć odpowiedź.
- Trochę boli mnie głowa… i… - na mojej twarzy musiało malować się przerażenie. Poczułam jak serce zaczęło walić mi ze zdwojoną siłą. Zorientowałam się, że nie czuję moich nóg! – moje nogi! Nie czuję ich!
Łzy zaczęły napływać do moich oczu a ja w przypływie adrenaliny szybko zrzuciłam rękami kołdrę choć ruchy trochę utrudniał mi gorset usztywniający i spojrzałam na moje nogi. Były na miejscu. Szybko moje ręce powędrowały do nich i nic nie czułam. Z moich oczu zaczęły wylewać się łzy i poczułam jak ktoś łapie mnie za ręce. Maciek. Trzymał mocno moje trzęsące się ręce i patrzył mi w oczy powtarzając tylko „Agata… proszę… spokojnie…” lecz sama widziałam łzy pojawiające się w jego brązowych oczach patrzących na mnie.
- Czyli potwierdziły się nasze obawy – usłyszałam głos lekarza – podczas wypadku doznała pani poważnych obrażeń. Lekkie wstrząśnienie mózgu, przecięty łuk brwiowy jak i kilka innych lekkich obrażeń – przysięgam, że jeżeli ten facet użyje słowa „lekkie” to uduszę go własnymi rękami! Ja nie czułam nic od pasa w dół! – musimy się cieszyć, że organy wewnętrzne nie zostały naruszone, no i że pani przeżyła. Mogło być o wiele gorzej. Niestety, został uszkodzony kręgosłup. A konkretniej kręg lędźwiowy. Teraz, kiedy mamy już pewność konieczna jest operacja. Nie ma co zwlekać bo samo lepiej nie będzie, teraz jest pani na silnych lekach przeciwbólowych, które wkrótce mogą przestać działać.
- Panie doktorze ale czy… - nie mogłam dokończyć przez szloch wydobywający się z mojego gardła.
- Nie jestem teraz w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Tak jak powiedziałem, jak najszybciej musimy przeprowadzić operację.
Czułam jak wszystko we mnie buzowało. Nie potrafiłam pozbierać myśli. Wyglądało na to, że od wypadku nie minęło wiele czasu. Nie było tu jeszcze mamy. Więc tak, od wypadku nie mogło minąć wiele czasu. Jedyną dobrą stroną tego było to, że jestem już przytomna, gdyby tu wpadła i zobaczyła mnie nieprzytomną nie wiadomo jak by zareagowała. A gdyby jeszcze wpadła na kłócących się Stefana i Maćka. Zdecydowanie się cieszyłam, że jeszcze jej nie było. Jednak nie musiałam długo czekać, po chwili uspokajania mnie przez Maćka, mama i brat wpadli do sali.
- Ja im tego nie powiem. Niech pogadają z lekarzem – mruknęłam ledwo słyszalnie do Maćka.

***
Otworzyłam oczy. Byłam w tej samej sali, w której obudziłam się ostatnim razem. „Czyli już po operacji” – pomyślałam. W sali było pusto. Zdziwiło mnie to, że nikt nie czekał przy moim łóżku aż się obudzę. Ale może i lepiej. Wreszcie byłam przytomna a nikt nade mną nie stał i nie próbował mnie pocieszać. Miałam wreszcie chwilę dla siebie. Żeby przemyśleć wszystko co ostatnio się wydarzyło, a było tego sporo. Moje myśli od razu zaprzątnęło pytanie „Jak teraz będzie wyglądało moje życie?”. Lekarz powiedział otwarcie, że przez długi czas się nie podniosę. Przynajmniej nie robił złudnych nadziei. Oczywiście powiedział, że najpierw, przez kilka tygodni będę unieruchomiona tym gorsetem, który irytował mnie do szaleństwa. Później czeka mnie rehabilitacja i wszystko zależy od tego czy czucie w nogach wróci czy nie. Jak stwierdził, widzi szanse na powrót na nogi… kiedyś. Tylko to kiedyś jakoś mnie nie satysfakcjonowało. Jasne lepiej kiedyś niż nigdy ale jednak… moje życie miało się zmienić diametralnie. Nadal zastanawiał mnie fakt, że nikogo tu nie ma. Jedyny dźwięk jaki docierał do moich uszu to pikanie i szmery tych wszystkich dziwnych maszyn wokół mnie. Pogrążyłam się więc w dalszych rozmyślaniach spoglądając w okno za którym jak gdyby nigdy nic prószył biały śnieg. Kiedyś uwielbiałam spędzać tak nawet godziny, wypatrując jak największych płatków białego puchu, teraz pewnie będę miała mnóstwo czasu na spoglądanie przez okno przykuta do łóżka. Pomyślałam o Stefanie… i Maćku. Przypomniałam sobie zasłyszany fragment ich wymiany zdań w dniu, w którym się obudziłam. Czy Stefan mnie tu jeszcze odwiedzi? Czy będzie mi dane zobaczyć go siedzącego przy moim łóżku? Czy pozostał mi tylko Maciek? I co najważniejsze… czy Stefan naprawdę mnie kocha? Słyszałam to. Słyszałam te słowa padające z jego ust. Lecz nie wiedziałam ile było w nich prawdy. Bolało, tak cholernie bolało, że nie wiedziałam co u niego. Nie wiedziałam, czy żałuje tego wszystkiego co się wydarzyło. Żałuje… wierzyłam w to, albo chciałam w to wierzyć bo kto wie jaka była prawda? Ciekawe czy ktokolwiek mu powiedział jaka jest diagnoza lekarzy. Zaśmiałam się w duszy. Ciekawe kto? Chyba tylko Maciek mógłby to zrobić bo był jedyną osobą, którą tu widziałam, która go znała. No tak… zawody, dlatego go nie było. Na pewno był na jakichś zawodach, nie wiedziałam gdzie ale przynajmniej wiedziałam dlaczego go nie ma. A skoro on tam był, pewnie cała polska drużyna wiedziała, a skoro cała drużyna polska wiedziała, pewnie wyszło to też poza ich grono. Informacja o moim stanie dotarła więc pewnie także do Austriaków. Tak bardzo chciałam, żeby tam dotarła. Nawet nie wiedziałam co teraz do niego czułam. Nienawidziłam go za to co mi zrobił! Ale jednocześnie tak bardzo za nim tęskniłam…
W tej chwili do sali weszła pielęgniarka. Gdy dostrzegła, że się obudziłam zaraz do mnie podeszła i zaczęła majstrować przy kroplówce, no tak, rurki oplatające moje ciało… jak ja je kocham. Nie minęła chwila jak pojawił się także lekarz. Ten sam, który zajmował się mną przed operacją. Wysoki blondyn o niebieskich oczach do którego wzdychała pewnie większość pielęgniarek.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, jeżeli można tak powiedzieć – nie chciałam być nieuprzejma ale mój ton głosu chyba zdradzał moją irytację. Na dźwięk tego pytania już otwierał mi się scyzoryk w kieszeni.
- Operacja się udała - ponownie poświecił mi latarką w oczy i dokonał innych standardowych czynności - Twoja matka czeka na korytarzu, żeby się z tobą zobaczyć.
- Niech wejdzie. Czemu nie weszła normalnie? Jakoś przed operacją wszyscy wchodzili tu i wychodzili kiedy chcieli.
- Przekażę – odpowiedział krótko, nie udzielając odpowiedzi na moje pytanie.
Zniknął za drzwiami i zaraz na jego miejsce pokazała się mama. Widać było, że dawno nie spała. Pewnie się zamartwiała czy operacja się uda i takie tam. Usiadła. Nie mówiła za wiele, tak jak i ja. Niby o czym miałam z nią rozmawiać. Właściwie to nie chciało mi się rozmawiać ani z nią ani z nikim innym. Wtedy uświadomiłam sobie, że dużo lepiej czułam się zanim się tu pojawiła. Nie musiałam dźwigać na sobie tego spojrzenia, jej spojrzenia, które zdecydowanie mnie przytłaczało. Podczas jej wizyty, nie wiem  czy wymieniłyśmy ze sobą po dwa zdania. Później wyszła a ja znowu zostałam sama. Miałam dziwne wrażenie, że obwiniała mnie za to wszystko. No tak, zaburzyłam idealne – no dobra, może nie takie całkiem idealne – życie. Wiedziałam, że to wszystko moja wina i bez tego. Wiedziałam, że jak zwykle wszystko pokomplikowałam. Gdybyśmy zaczęły jakąkolwiek rozmowę już wiem jak ona by wyglądała. Nasłuchałabym się o tym jak zawalę szkołę, maturę i jak będę musiała powtarzać rok, a kto wie czy nie dwa. To też mnie dobijało… wszystko moja wina. Po co ja w ogóle wymyślałam ten wyjazd? Po co ja zagłębiałam się w świat, do którego nie należałam od samego początku. Nie pasowałam tam. To musiało się źle skończyć. Ja głupia… nie zauważyłam kiedy w moich oczach zagościły łzy a jedna z nich niepostrzeżenie wymknęła się spod ściśniętych powiek i spłynęła po moim policzku. Ciszę przerwał telefon. Ja tu miałam telefon? Leżał na szafeczce obok i dzwonił. Nie bez problemu podniosłam rękę i sięgnęłam po niego. Na wyświetlaczu zobaczyłam, to co tak bardzo chciałam zobaczyć „Stefan”. Chciałam to zobaczyć, ale nie miałam siły, żeby odebrać telefon i z nim porozmawiać. Nie teraz. Gdy sygnał ucichł odblokowałam telefon i zadzwoniłam do Magdy. To dziwne, nie pamiętałam kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam. Gdy odebrała, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Nasza rozmowa była dziwna. Brakowało w niej tego entuzjazmu, który zawsze nam towarzyszył. Chyba nie potrafiłam rozmawiać już z nikim. Czułam jakby wszyscy mnie obwiniali. Mieli rację ale czy musieli pokazywać mi to w taki sposób. Czułam się jakbym sprowadziła tym wszystkim problemy na każdego. A gdzie w tym wszystkim byłam ja? Nikt nie myślał o tym jak ja się czułam. Czy oni nie widzieli jak bardzo mnie to bolało? Jak bardzo chciało mi się płakać? Zniszczyłam sobie życie! I to na własne życzenie! Nie… oni widzieli tylko kłopoty, które sprowadziłam na nich… a przynajmniej ja tak to widziałam w tej chwili…
______________________________________
Moje przepraszanie Was to już chyba jakiś standard... Za moją nieobecność, za jakość rozdziału no po prostu przepraszam. Wiem... nawaliłam.
Proszę Was jednak o najkrótszy komentarz... te negatywne też! O najmniejszy ślad Waszej obecności... Postaram się ogarnąć i zabrać znowu za tego bloga tym bardziej, że ostatnio w głowie mam zupełnie inną historię... 
Pozdrawiam! :)