"Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby,
kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział,
że ona nigdy nie będzie twoja."
Przez
ostatni czas zdałam sobie sprawę, jak dużo miałam. I jak dużo straciłam. Nie
miałam na myśli czucia w nogach choć chciało mi się płakać za każdym razem gdy
o tym pomyślałam czyli prawie cały czas. Nie… miałam na myśli ludzi wokół.
Straciłam tych, którzy myślałam, że będą przy mnie zawsze. W chwili kiedy wali
nam się cały świat, widzimy kto tak naprawdę przy nas zostaje. Komu naprawdę na
nas zależy. Jak się okazało, czułam, że tylko jedna osoba nie obwinia mnie o to
wszystko. Maciek. Tak… nawet kiedy nie było go przy mnie czułam jakby był. Może
nie odwiedzał mnie często bo nie mógł odpuszczać zawodów ale martwił się,
dzwonił i tylko rozmowa z nim pozwalała mi zapomnieć o tym wszystkim. Byłam mu
tak ogromnie wdzięczna ilekroć nawijał do telefonu o byle czym czekając tylko
aż zasnę. Uwielbiałam słyszeć jego głos przed snem. Był taki… kojący. Miałam
tylko jego. Czyżby to Maciek był moim lekarstwem na całe zło?
O Stefanie,
w żadnym wypadku nie zapomniałam. Jego brak bolał jak cholera, ale na własne
życzenie go przy sobie nie miałam. Dzwonił… nie odbierałam, pisał sms-y… nie
przeczytałam ani jednego. Dostałam też list, który nadal leżał w szufladzie
szafki. Nie wiedziałam dlaczego postępowałam z nim tak a nie inaczej, nie dałam
mu nawet szansy aby cokolwiek mi wytłumaczyć ale nie potrafiłam. Cały czas przypominałam
sobie jego słowa „Kocham ją! Tak cholernie ją kocham!”. Tak bardzo chciałam w
nie wierzyć, ale czy zrobiłby mi coś takiego gdyby mnie kochał?
***
Patrzyłam w
oczy mamy i nie wierzyłam w to co słyszałam. Jak to wyjeżdżam?
- Gdzie?
Raczej nie jestem teraz w dobrej formie jeżeli chodzi o podróże... leżę w tym
szpitalu niecałe dwa tygodnie i już chcecie się mnie pozbyć?
- Kochanie,
to dla twojego dobra. W Austrii będziesz
miała dużo lepszą opiekę. Rehabilitacja tam powinna szybciej postawić cię na
nogi. – mówiła to z troską, ale ja czułam jakby miała dość opiekowania się mną.
- Przecież
to musi kosztować masę pieniędzy. Nie stać nas na to! I mam tam jechać sama?!
- O
pieniądze się nie martw – coś kręciła – poza tym, zawsze chciałaś tam pojechać.
- Tak,
chciałam ale chyba nie w takich okolicznościach!
- Uwierz mi,
tak będzie najlepiej… - zwiesiła głowę, zachowywała się jakby faktycznie po
moim wyjeździe miało jej brakować tego problemu, którym niewątpliwie byłam.
Może to nie
był taki głupi pomysł… w końcu i tak lepiej czułam się w samotności, jedynie
wizyty Maćka… Maciek! Dobra, może teraz rzadko bywał w kraju ale jak tylko był
to mnie odwiedzał. Jak będę w Austrii, pozostanie nam tylko telefon… Spontaniczne
decyzje zwykle wychodziły mi na dobre ale czy i tym razem miało być tak samo?
- Kiedy mam
lecieć? – wypaliłam na bezdechu. Mama wydawała się zaskoczona moją nagłą
decyzją ale szybko się otrząsnęła z szoku.
- Skoro tak
szybko się zgodziłaś… pojutrze.
- Pojutrze?!
Jak? Czegoś takiego nie da załatwić się tak szybko bez znajomości albo sporego
zaplecza majątkowego.
-
Powiedziałam ci, żebyś nawet nie zastanawiała się skąd są pieniądze. Są i już…
- Mamo!
- Agata! –
wstała i ruszyła w stronę drzwi – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – po tych
słowach zostawiła mnie w sali samą z mętlikiem w głowie. Za dużo ostatnio
działo się w moim życiu, za dużo. Wiedziałam co muszę zrobić, intuicyjnie
sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do przyjaciela opowiadając mu wszystko.
- Dobrze
robię? – spytałam, a nie wiedząc czemu pojedyncza łza wydostała się spod mojej
zaciśniętej powieki.
- Dobrze.
Musisz tam pojechać. Jeżeli to ma ci pomóc, to musisz… na pewno cię tam
odwiedzę, o to się nie martw, no i pozostaje nam jeszcze telefon.
- Ale ja tu
za tobą tak tęsknię więc co będzie tam? – wiedziałam, że moje zachowanie było
żałosne ale nie przejmowałam się tym. Intuicyjnie poczułam, że po moich słowach
uśmiechnął się.
- Spokojnie,
będzie dobrze – kolejny? Ile razy mam jeszcze tego wysłuchiwać? – jutro
porozmawiamy, przyjadę do Ciebie skoro to ma być twój ostatni dzień w Polsce.
- Jak to
przyjedziesz? Możesz? Przecież Kruczek cię zabije!
- Zrozumie.
Poza tym, to tylko jeden dzień… Właśnie! Mam do Ciebie pytanie.
- Dawaj.
- Oglądasz
tam skoki? – nie powiem, to pytanie mnie zaskoczyło.
- Nie mam do
tego głowy… przepraszam – przyznałam.
- Nie
przepraszaj – wydawało mi się, czy w jego głosie słyszałam ulgę?
- Czemu
pytasz?
- Nieważne…
Do jutra, buziaki!
***
Otworzyłam
oczy a przy moim łóżku już siedział on. No tak, mamy już kolejny dzień. Widząc
go od razu się uśmiechnęłam a on odwzajemnił go. Wziął moją dłoń w swoje i
przyciągając ją do swoich ust złożył na niej delikatny pocałunek.
- Cześć
piękna – powiedział cicho.
- Maciuś,
piękna? Wolę nie wiedzieć jak bardzo źle wyglądam – już wyobrażałam sobie moje
włosy każdy w inną stronę, cienie pod oczami i bladość cery.
- Masz
rację… wyglądasz dość oryginalnie ale i tak pięknie – delikatny uśmiech nie
schodził z jego twarzy.
- No,
przynajmniej trochę szczerości – zaśmiałam się. W tym momencie do sali weszła
pielęgniarka z tacą ze śniadaniem - Jak ja nienawidzę tego żarcia tutaj –
mruknęłam spoglądając na posiłek gdy tylko pielęgniarka wyszła.
- No już nie
marudź… może w Austrii będzie lepsze? – zagadnął mnie zachęcając do wyjazdu a
ja tylko zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
- Czyli
teraz masz zamiar zacząć wymieniać w czym leczenie tam jest lepsze od tego
tutaj?
- Nie, to
tylko taki bonus.
- Bonus…
pojadę do Austrii, żeby lepiej zjeść… wrócę stamtąd dwa razy większa niż jestem
teraz…
- Jedziesz
do Austrii żeby wyzdrowieć a wrócisz o wiele zdrowsza niż teraz – jakim cudem
on zawsze potrafił wszystko obrócić na jego korzyść?
- Ale
obiecujesz, że będziesz dzwonił? – spytałam błagalnym głosem.
-
Oczywiście. Nawet cię odwiedzę, nie wiem kiedy ale odwiedzę.
- Dziękuję…
za wszystko. Czuję jakbym miała tu tylko ciebie.
- Nie
wygłupiaj się. Wszyscy się o ciebie martwią i życzą ci zdrowia.
- Tak tylko
nie tego od nich oczekuję… Magda nawet nie przyszła, Patryk był raz, mama
przychodzi ale… no tak czy siak tylko ty jesteś ze mną tak naprawdę.
- Od tego
masz przyjaciela – powiedział a kącik jego ust odrobinę się uniósł – może
wzięłabyś się za jedzenie?
- Jasne, tylko…
zastanawia mnie jeszcze jedno.
- Co
takiego?
- Dlaczego
pytałeś czy oglądam skoki?
- Aaa, to… -
widziałam po jego minie, że jest zmieszany – nieważne. Nie teraz. Teraz musisz
zjeść!
- Tsaa… coś
kręcisz…
- Ja? Gdzież
bym śmiał – udał, że się obruszył – wcinaj młoda – dodał podsuwając mi jedzenie
pod nos.
- Już, już…
jem – odburknęłam a w duszy obiecałam sobie, że następny konkurs obejrzę. Co
prawda w Austrii raczej nie ma co liczyć na polską transmisję no ale przynajmniej
osłucham się z niemieckim bo jakoś nigdy nie miałam głowy do tego języka.
Przerwy
między wizytami lekarza i badaniami spędzałam na pogawędkach z Maćkiem.
Pielęgniarka pomogła mi się trochę ogarnąć więc nie wyglądałam już jak
straszydło. Choć oczywiście Maciek zarzekał się, że wcale nie było tak źle ja
swoje wiedziałam. Czułam się zdecydowanie lepiej wiedząc, że wyglądam jak
człowiek.
- Agata? –
wtrącił niespodziewanie do rozmowy.
- Co? –
widziałam po jego twarzy, że coś kombinuje.
- Mówiłaś,
że mało kto cię odwiedza?
- No tak… -
spoważniałam.
- No to
chyba ucieszysz się, że ktoś czeka za drzwiami? – po tych słowach na mojej
twarzy od razu pojawił się uśmiech ale i ciekawość zżerała mnie od środka.
- Kto? – i w
tym momencie drzwi otworzyły się a do sali wszedł uśmiechnięty Kuba, za nim
Magda i Inga, następnie nie kto inny jak mój własny brat.
- Wyglądasz
kwitnąco! – rozpoczął starszy z Kotów – spodziewałem się gorszego obrazka –
zaśmiał się i podszedł żeby ucałować
mnie w policzek.
- Taaak,
Kuba, ciesz się, że nie widziałeś mnie rano!
Zaraz za nim
do mojego łóżka podeszły dziewczyny z uśmiechami na ustach i również się ze mną
przywitały. Na końcu podszedł Patryk
- Sorry
młoda, że dopiero teraz udało mi się do ciebie wpaść… - widziałam, że było mu
przykro. Zawsze tak było, zawalał coś a później skruszona mina a ja zapominałam
o wszystkim.
- Dobrze, że
przyjechałeś się przynajmniej pożegnać – powiedziałam radośnie.
- Na to już
nie wystarczyłaby moja smutna minka, tego byś mi nie wybaczyła – zaśmiał się.
- Choć raz
dobrze mówisz!
Śmialiśmy
się i rozmawialiśmy jak dawniej. Może zmieniłabym tylko otoczenie, bo wystrój
sali szpitalnej jakoś dalej mi nie odpowiadał. Gdy pod wieczór musiałam się z
nimi rozstać czułam się zdecydowanie lepiej. Tak bardzo się cieszyłam, że
mogłam się z nimi zobaczyć. Zaczęłam też inaczej patrzeć na cały ten wyjazd… w
końcu, miało być już tylko lepiej. Gdy pożegnałam się ze wszystkimi a w
pomieszczeniu pozostał znów tylko Maciek wiedziałam, że to jego sprawka.
- Dziękuję –
powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Za co?
- Nie
udawaj! Wiem, że to twoja robota – uśmiechnął się szeroko, co było dla mnie
tylko potwierdzeniem podejrzeń, że to on ściągnął ich tutaj dla mnie. Mimo to
cieszyłam się, że się do mnie pofatygowali.
- Czy to
ważne, czyja to robota? Ważne, że zapomniałaś na chwilę o tym wszystkim i już
wiesz, że oni też są z tobą – mówiąc to pogłaskał mnie po policzku.
- Maciek…
ja…
- Ciii, nie
musisz nic mówić – widziałam jak pochyla się nade mną. Wiedziałam, że chce mnie
pocałować! Znowu! Nie wiedziałam co mam zrobić ale tym razem ratunek pojawił
się w odpowiedniej chwili a w drzwiach stanęła mama. Nie pamiętam, kiedy tak
ucieszyłam się na jej widok. Maciek szybko się zreflektował a mama weszła
ciągnąc za sobą walizkę.
-
Przyniosłam już trochę rzeczy, które na pewno ci się przydadzą na wyjazd.
- Super,
dzięki – powiedziałam, szeroko się uśmiechając i czując ulgę. Dziękuję mamo!
- Dawno nie
widziałam cię w takim dobrym humorze. To twoja robota? – spytała spoglądając na
Maćka.
- Poniekąd –
odpowiedział, po czym krótko zrelacjonował jej przebieg minionego już prawie
dnia.
- Cieszę
się, że miło spędziłaś ostatni dzień. A teraz gotowa na wycieczkę?
- Wycieczkę?
W sumie nieźle brzmi. Kto normalny nazwałby wycieczką podróż do kliniki w
Austrii żeby tam mieć lepszą opiekę i rehabilitację?
- Normalny?
Nikt ale przecież zawsze powtarzałaś „moja matka nie może być normalna” – po
czym zaczęłyśmy się śmiać jak głupie na wspomnienie tamtych chwil.
- No fakt,
mamo – gdyby nie to, że wiedziałam, że to niemożliwe to pomyślałabym, że to
także robota Maćka. Śmiałam się z mamą? Niemożliwe.
- Jutro z
samego rana lecisz. Przyjadę tutaj rano, żeby cię spakować i pożegnać.
- Dobra.
- A teraz
chyba już powinnaś położyć się spać.
- Ekhm… nie
żeby coś, ale leżenie jest ostatnio moim głównym zajęciem…
- No tak… po
prostu dobranoc słonko – pocałowała mnie w policzek i wyszła zostawiając mnie
znów sam na sam z Maćkiem.
- Dziękuję,
że przyjechałeś i zrobiłeś dla mnie to wszystko ale teraz faktycznie powinnam
już spać.
- Mam
poczekać aż zaśniesz?
- Nie chcę
cię już męczyć. Wiem, że i tak dzisiaj dużo dla mnie zrobiłeś.
- Daj spokój
i śpij – zgasił lampkę, wstał i stanął przy oknie spoglądając na zewnątrz.
Przyglądałam
mu się jeszcze przez dłuższą chwilę a później zamknęłam oczy by było mi łatwiej
zasnąć. Jutro miałam lecieć do Austrii. Gdy już prawie zasypiałam usłyszałam
cichy szmer. Wiedziałam, że to Maciek oddalił się od okna i podszedł do mnie.
Usiadł. Gdy zaczął mówić przeszedł mnie dreszcz ale nie dałam po sobie poznać,
że wcale jeszcze nie zasnęłam.
-Wiesz, że
mi zależy? Na pewno. Musisz wiedzieć. Tak samo jak ja wiem, że nadal kochasz
Stefana choć głośno tego nie mówisz. Wygląda na to, że oboje siebie potrzebujecie.
Kocham cię i życzę wam szczęścia. Możesz mi wierzyć albo nie ale wybaczysz mu i
wszystko będzie dobrze… - wstał, poczułam jak łapie mnie za rękę – wszystko
będzie dobrze…
Puścił moją
dłoń i wyszedł z sali a mnie zostawił z mętlikiem w głowie.
_________________________________
Dzisiaj nie mam Wam zbyt dużo do powiedzenia :) Mam nadzieję, że miło korzystacie z ostatniego tygodnia wakacji :D Tak jak ostatnio wspominałam zacznę pisać coś nowego tutaj. Prolog pojawi się jednak dopiero przed epilogiem na tym blogu :) A przynajmniej taki jest plan ;)
Zapraszam do wyrażania swoich opinii w komentarzach.
Pozdrawiam