sobota, 2 maja 2015

Rozdział 5

"Chyba każdy z nas ma w swojej głowie taką 'półkę' z napisem: NIE DOTYKAĆ.
Odkłada się tam niektóre trudne sprawy, myśli, problemy nie do pokonania.
Po czasie nawet się o nich zapomina i kiedy możesz sobie powiedzieć:
 'Jestem szczęśliwa',
 półka niespodziewanie spada Ci prosto na głowę i przygniata.
Problemy wracają z podwójną siłą.
Czasem aż trudno się podnieść, ale zbieramy wszystkie rzeczy,
 poprawiamy półkę i wrzucamy wszystko tak jak było.
Co jakiś czas dokładamy tam coś nowego.
 Szybkość z jaką naprawiamy półkę, to nasza wewnętrzna siła.
Tylko, że u mnie coraz częściej ta półka spada.
 To jest główny problem." 


- No okej, pytaj… - odpowiedziałam z uśmiechem. Nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać…
- Najpierw proszę, obiecaj mi jedną rzecz. – jego twarz zrobiła się niezwykle poważna, takiego Maćka jeszcze nie widziałam – Nikt się o tym nie dowie… wiem, że na razie nie mamy wspólnych znajomych ale przypuszczam, że wkrótce będziemy ich mieli… więc obiecaj, że nie powiesz im o niczym.
Teraz mnie zaskoczył. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć… to musi być coś ważnego skoro prosi mnie o coś takiego. Bałam się… bałam się tego czego miałam się za chwilę dowiedzieć.
- Dobra, powiedzmy, że obiecuję… - chyba wyczuł moje zawahanie no ale co mogłam poradzić.
- Pojedziesz ze mną jutro do kliniki? – zaniemówiłam. O co do cholery chodzi? Na mojej twarzy pojawił się zapewne wyraz głębokiego szoku.
- Do jakiej kliniki?! O czym ty mówisz?
- Jutro muszę zgłosić się po odbiór wyników badań… nikt nie wie, że w ogóle musiałem je robić a chcę żeby był tam ze mną ktoś bliski… - jakich badań? Nie docierało do mnie to co do mnie mówił - … chcę żebyś to ty tam ze mną była.
Nie wiedziałam co mam myśleć, mój mózg jakby przestał pracować. Zapomniałam jak się oddycha, mówi czy chociażby mruga powiekami. To oznaczało jedno… Maciek był chory… a ja byłam jedyną osobą, która o tym wiedziała? W jego twarzy widziałam… strach? Tak, to nie była już tylko poważna mina… w jego oczach mogłam dostrzec panikę… paniczny strach… Zbliżyłam się do niego i ujęłam jego twarz w dłonie głęboko spoglądając mu w oczy. Nigdy nie byliśmy tak blisko… nie miałam pojęcia co powinnam powiedzieć. Patrząc w te brązowe tęczówki wreszcie cokolwiek z siebie wydusiłam…
- Jakie wyniki? Maciek… - zwiesiłam głowę wydychając z płuc powietrze. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi więc moje ramiona momentalnie oplotły jego kark i przytuliłam go najmocniej jak umiałam. Odwzajemnił go, poczułam jak jego silne ramiona mnie obejmują. Domyślałam się jak bardzo tego potrzebował skoro nikt nie wiedział o badaniach i … i chorobie… tylko jakiej chorobie? Rozluźniłam uścisk, on zrobił to samo… wreszcie przerwał panującą między nami ciszę
- Agata… to dopiero badania… dopiero jak odbiorę wyniki będę wiedział czy jestem chory na sto procent… na razie to przypuszczenia moje i lekarza – jasne, takie przypuszczenia na pewno nie były bezpodstawne. – pozwól, że na razie nie chcę żebyś znała szczegóły, gdyby… gdyby okazało się, że jestem zdrowy – nie mówił tego z wielkim przekonaniem – wszystko będzie po staremu i zapomnimy o całej sprawie.
Chwila… ufał mi na tyle, żeby mi powiedzieć, że może jest chory ale nie na tyle, żeby powiedzieć na co? Wiedziałam jedno, musiałam tam z nim pojechać i go wspierać.
- Oczywiście, że z tobą pojadę – wykrztusiłam. Wtedy ponownie poczułam jak mnie obejmuje.
- Dziękuję – powiedział po chwili – za to, że jesteś.
Widziałam na jego twarzy ulgę, trochę się rozchmurzył i rozluźnił. To znowu był ten Maciek z którym mogłam rozmawiać i rozmawiać a tematy i tak się nie kończyły. Szkoda tylko, że ja nie potrafiłam tak szybko się otrząsnąć. Nie potrafiłam udawać, że wszystko jest w porządku, bo nie było. A on jak gdyby nigdy nic wypalił z tekstem „Mówiłaś, że musisz się już zbierać.” No tak… miał rację… miałam…
- Tak… idę, już idę. O której mamy tam pojechać?
- Wyślę ci sms’a z dokładną godziną i miejscem gdzie się spotkamy. Pasuje?
- Mhm – mruknęłam i odwróciłam się by podążyć w kierunku domu. Już myślałam, że nawet nie odezwie się na pożegnanie gdy usłyszałam…
- Hej! Agata! – odwróciłam się w jego kierunku, na co on z szerokim uśmiechem na twarzy powiedział – uśmiechnij się!
Nie chciałam tego, chciałam, żeby widział, że jego zachowanie nie bardzo mi się podoba i że nie nabieram się na to jego udawanie wesołego Maćka jednak patrząc na niego, uśmiech sam wkradł się na moją twarz. Ponownie odwróciłam się do niego plecami i pomaszerowałam w stronę domu.
Tam nie umiałam się na niczym skupić… jadłam obiad nie trafiając widelcem do ust, nie słyszałam co ludzie do mnie mówią a wzrok miałam utkwiony w dalekim, bliżej nieokreślonym punkcie. Mama oczywiście zauważyła, że coś jest ze mną nie tak jednak zmyłam ją jakąś pierwszą wymówką, która wpadła mi do głowy. Na pewno domyśliła się, że ściemniam ale dała spokój. Na sto procent zorientowali się też, że kogoś poznałam bo przecież choć wiedzieli, że lubię spacery w samotności to nie w takich ilościach. Wszystko robiłam jak zwykle z tą tylko różnicą, że o tym nie wiedziałam bo myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Wieczorem dostałam sms’a, o którym wspominał Kot…
Od: Maciek
Spotkajmy się o 11:00 przed budynkiem, w którym mieszkasz J Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję… to wiele dla mnie znaczy.
Z mętlikiem w głowie położyłam się spać. Ranek wyglądał standardowo choć nie dało się ukryć, że byłam zdenerwowana. Za pięć jedenasta wyszłam z domu. Moi opiekunowie wyszli chwilę wcześniej na miasto więc nie obawiałam się, że zobaczą mnie wsiadającą do jakiegoś auta. Maciek już czekał. Otworzył mi drzwi od strony pasażera a ja wsiadłam do pojazdu. Przyjaciel szybko zajął miejsce za kierownicą i ruszyliśmy. Dobrze jeździł… trzeba mu to było przyznać.
- Daleko jest ta klinika? – spytałam.
- Nie bardzo… za około dziesięć, góra piętnaście minut powinniśmy być na miejscu.
- A jak nastawienie?
- Jak powiem, że dobre to mi uwierzysz? – spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Nie bardzo – odpowiedziałam.
- W takim razie wierzę, że okaże się, że jestem zdrowy.
- I tak ci nie wierzę – też się uśmiechnęłam, żeby uniknąć zbyt sztywnej atmosfery.
- Wierz albo nie ale będzie dobrze… a wiesz dlaczego? – teraz mnie zdziwił… - bo ty jedziesz tam razem ze mną.
Czy ja zaczęłam się czerwienić? Ludzie zawsze mi mówili, że bardzo szybko się czerwienię a w tej właśnie chwili poczułam gorące palenie na moich policzkach. Teraz ja musiałam zadać mu pytanie…
- A co jeżeli badania…
-Ciii! Proszę cię… - wszedł mi w słowo Maciek – nie gdybajmy dobra? Nie chcę denerwować się jeszcze bardziej…
-Ha! Czyli jednak się denerwujesz!
- Dojechaliśmy! – powiedział nie zwracając uwagi na wypowiedziane przeze mnie słowa.
Teraz i ja zaczęłam się denerwować jeszcze bardziej, nerwowo przełknęłam ślinę i odpięłam pasy. Mój towarzysz zrobił to samo, wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w stronę drzwi kliniki. Maciej otworzył je i wpuścił mnie pierwszą do środka. Nie lubiłam tego typu miejsc… z resztą, kto by je lubił… Wszystko w odcieniach bieli i szarości, nawet nie najgorzej urządzone. Oboje byliśmy już tak zdenerwowani, że chyba bardziej się nie dało. Podeszliśmy do lady.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – zwróciła się do nas miła blondynka.
- Dzień dobry. Miałem dzisiaj odebrać wyniki badań. – odpowiedział Maciek.
- Pana imię i nazwisko?
- Maciej Kot – powiedział, podając jej swój dowód osobisty. Dziewczyna wklepała coś w klawiaturę a następnie zaczęła przeszukiwać koperty leżące z boku.
- Nie mam tutaj pana wyników. To znaczy, że lekarz zabrał je już i przyjmie pana w swoim gabinecie.
- Jak to zabrał je? To znaczy, że coś jest z nimi nie tak? – słyszałam jak drży mu głos.
- Nie koniecznie – powiedziała z uśmiechem. Podniosła słuchawkę telefonu i przycisnęła odpowiednie guziki. Coś powiedziała do swojego rozmówcy i odłożyła słuchawkę. – Doktor już na pana czeka w gabinecie. Pokój 38.
- Dziękuję – powiedział cicho. Odeszliśmy od lady a on spojrzał na mnie. Teraz mogłam już wyraźnie dostrzec jak bardzo się denerwuje.
- Poczekam tutaj – powiedziałam, siadając na jedno z krzeseł stojących w rzędzie pod ścianą. Skinął głową i udał się w kierunku gabinetów lekarskich.
Siedziałam tak i siedziałam… zaczęłam przeglądać jakieś magazyny leżące na stoliku obok, jednak nie pomagało to oderwać moich myśli od pokoju, w którym teraz siedział Maciek. A jednak wcześniej się myliłam… można denerwować się jeszcze bardziej… właśnie sama tego doświadczyłam. Nie mogłam już usiedzieć na krześle więc zaczęłam przechadzać się w te i z powrotem. Blondynka zza lady obserwowała mnie uważnie… chyba zrobiłam się blada ponieważ zaproponowała mi napicie się wody. Odmówiłam… nie mogłabym teraz przełknąć nawet wody. Stanęłam koło okna i zaczęłam obserwować przechodzących po ulicy ludzi. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam go. Jego twarz była totalnie bez wyrazu. Wyglądał jakby właśnie usłyszał najgorszą wiadomość w życiu. Nasze spojrzenia się spotkały jednak on mnie kompletnie zignorował. Skręcił w lewo i zniknął za drzwiami. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Ruszyłam pomału w kierunku, w którym mi zniknął. Wyszłam przed budynek i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu chłopaka. Dostrzegłam go po drugiej stronie ulicy, opartego o pień drzewa. Stał do mnie tyłem. Już chciałam zrobić pierwszy krok w jego stronę gdy przez głowę przeszła mi myśl, że może jednak powinien pobyć chwilę sam. Chociaż w sumie… w końcu po coś chciał żebym tu była razem z nim. Zaczęłam pokonywać dystans pomiędzy nami. Stanęłam za nim i nie całkiem wiedząc co powiedzieć zwyczajnie położyłam moją dłoń na jego ramieniu.
-Maciek…
W jednej chwili… nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się w jego ramionach a moje stopy oderwały się od ziemi. Wydawało mi się, że na jego twarzy dostrzegłam szeroki uśmiech, najszczerszy jaki kiedykolwiek widziałam. Zaczął obracać się ze mną w ramionach i wykrzykiwać, że jest zdrowy. Nagle w mojej głowie wszystkie informacje zaczęły się mieszać, nie wierzyłam w to co słyszę. Gdy wreszcie postawił mnie na ziemię wreszcie mogłam zobaczyć jego twarz w pełnej okazałości. Nie myliłam się, był naprawdę szczęśliwy… albo wyjątkowo dobrze udawał, jednak nie sądziłam, że może być aż tak dobrym aktorem więc wierzyłam, że wszystko jest w porządku.
- Musimy to uczcić! – powiedział – wsiadaj do auta.
Trochę zdziwiona posłuchałam i udałam się w stronę samochodu. Nie wiedziałam gdzie jedziemy, gdy pytałam go o kierunek naszej podróży mówił „w ładne miejsce”. Nie ma to jak konkretna odpowiedź. Nie jechaliśmy jednak długo, po około piętnastu minutach zatrzymał się. Wysiedliśmy a moim oczom ukazał się przepiękny wodospad, oparłam się o barierkę i spoglądałam na spadającą wodę rozbijającą się o kamienie na dole.
-Możemy już iść? – spytał nagle Maciek. Spojrzałam na niego zdziwiona…
-Ehmm, jasne. – myślałam, że po prostu chciał pokazać mi wodospad ale się pomyliłam. Minęliśmy róg i zobaczyliśmy jakąś knajpkę, nie wiem co to było jednak wyglądało ładnie. Już wiedziałam co miał na myśli mówiąc „w ładne miejsce”. Widok z ogródka lokalu zapierał dech w piersiach. Usiadłam przy jednym ze stolików a mój towarzysz zniknął we wnętrzu budynku. Po chwili wrócił niosąc dwa pucharki lodów… czy on chciał mnie utuczyć?
- Najlepsze lody jakie w życiu jadłaś! Mówię ci! – powiedział z uśmiechem. Miał rację, były przepyszne. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy. Było naprawdę miło, uśmiałam się do łez… z tym, że zazwyczaj nawet po świetnym dniu łapał mnie dołek. Nie wiedziałam dlaczego, po prostu robiłam się smutna i często się zamyślałam. Nadszedł czas powrotu, gdyż pogoda zaczynała się psuć. Zaczął kapać lekki deszcz. W momencie gdy wsiedliśmy do auta, lunęło! Maciek włączył radio a ja wpatrywałam się w krople deszczu spływające po szybie. Nic nie mówiliśmy, w pewnej chwili z głośników usłyszałam znajomą piosenkę… mianowicie „Świat się pomylił” Patrycji Markowskiej. Już od pierwszej nuty wiedziałam, że nie chcę jej słyszeć. Automatycznie moja dłoń ruszyła w kierunku odtwarzacza aby zmienić stację lub po prostu wyłączyć radio. Powstrzymała mnie jednak dłoń Maćka…
-Zostaw, lubię tę piosenkę…
- Może lepiej nie? Nie przepadam za nią… - odpowiedziałam z nadzieją w głosie.
- Proszę, zostaw – ustąpiłam, choć wiedziałam jak kończy się dla mnie słuchanie tej piosenki, szczególnie w obecnym nastroju. Przywoływała zdecydowanie zbyt dużo wspomnień… dobrych wspomnień… których wolałabym nie pamiętać…
Ja i wyższy ode mnie blondyn o niebieskich oczach w strugach deszczu… wpatrzona w jego oczy nie zauważająca niczego w około… nasze usta połączone w pocałunku – moje oczy zaszkliły się. Kolejne wspomnienie… noc… my siedzący zwyczajnie na ławce, objęci, patrzący sobie w oczy, moje ciało na skutek jego dotyku przechodził dreszcz… - po moim policzku popłynęła pierwsza łza… tak jak krople deszczu na szybie samochodu. Następne wspomnienie… inna noc, ja i on siedzący na murku i wpatrzeni w miasto z tysiącami świateł samochodów i okien. Między nami panująca cisza… już w tedy miałam dość jego zachowania… jednak się nie poddawałam… ja walczyłam… on nie chciał… - kolejne łzy spływające po moich policzkach… wiosna… w około panująca zieleń drzew… ja w czerwonej sukience, wpatrzona w jego oczy… te głębokie niebieskie oczy, które raz przynosiły mi ukojenie, raz ból… nie potrzebowaliśmy muzyki… tańczyliśmy objęci… nie zważając na wzrok innych… Spod moich powiek wydobywały się kolejne krople… Wieczór… ulewny deszcz… kłótnia… miałam dość… jego zachowania… tego w jaki sposób patrzył na świat… płakałam… on udający twardego… zawsze i wszędzie… przed wszystkimi… jednak ja wiedziałam… znałam go… wiedziałam jaki był naprawdę… wiedziałam o tym jak sobie nie radził z problemami… jak płakał po nocach… jak dzwonił do mnie, bo sobie nie radził… W tym momencie poczułam czyjąś dłoń na mojej. Była większa i ciepła. Odwróciłam wzrok w stronę kierowcy i mój wzrok spotkał się z wzrokiem Maćka. Staliśmy już pod moim obecnym miejscem zamieszkania. Drugą ręką, tą nieprzykrytą przez dłoń Maćka zaczęłam ocierać łzy…
-Przepraszam… -  mruknęłam uciekając oczami przed jego wzrokiem.
-Nie przepraszaj… - jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej… wiedziałam co chciał zrobić… to było jak impuls… wyciągnęłam rękę spod jego, odpięłam pasy a drugą ręką już otwierałam drzwi pojazdu. Na odchodne powiedziałam „Pa” i zatrzasnęłam drzwi. Szybkim krokiem podeszłam do budynku… oparłam się plecami o ścianę i ukryłam twarz w dłoniach, wiedziałam, że nadal mnie obserwuje ale ja musiałam się uspokoić. Po chwili ruszyłam w stronę wejścia. Poszłam od razu do mojego pokoju. Weszłam, nie włączyłam światła tylko podeszłam do balkonowego okna. Widziałam stąd podjazd doskonale. Maciek nadal tam był. W jednej chwili ruszył z piskiem opon i wyjechał z terenu posesji. W mgnieniu oka zniknął z mojego pola widzenia. Poszłam do łazienki, w pokoju nadal panowały ciemności, umyłam się i przebrałam w piżamę. Przeszłam korytarzem do pokoju mamy i powiedziałam, że kładę się już spać.
- To ty już wróciłaś? Nawet nie wiedzieliśmy kiedy.
- Niedawno – powiedziałam.
- A kolacja?
- Nie jestem głodna. – powiedziałam to i wyszłam. Poszłam do mojego pokoju i usiadłam na łóżku. Co ja robię najlepszego? Po co znowu wracam do przeszłości? Wyleczyłam się już z niego kilka miesięcy temu jednak wspomnienia wracają, przed nimi nie da się uciec. Zawsze wracają i atakują ze zdwojoną siłą, czy to w snach czy przy dźwiękach pięknej piosenki, piosenki, która coś znaczy… znaczyła. Lubiłam posiedzieć sama w ciemnościach, nie lubiłam dzielić się uczuciami z innymi, były one oznaką słabości. Nigdy nie mówiłam ludziom co czuję… dobra, zdarzały się wyjątki… były osoby, którym zawsze mogłam powiedzieć wszystko bez jakiegokolwiek oceniania z ich strony. Jednak nie wykorzystywałam tego, nigdy w stu procentach, aż tak zaufać nie umiałam. Położyłam się i choć długo wierciłam się z boku na bok wreszcie udało mi się zasnąć.
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju przez okno. Sięgnęłam po telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Było przed dziewiątą jednak moją uwagę przyciągnął napis „1 nieprzeczytana wiadomość”. Szybko odblokowałam telefon i wyświetliłam treść sms’a.
Od: Maciek
Przepraszam za moje wczorajsze zachowanie. A jak Ty się czujesz?
Odpisałam: Nie masz za co przepraszać, to raczej ja powinnam Ciebie przeprosić. Czuję się dobrze.
Wstałam i poszłam się umyć i ubrać. Za chwilę usłyszałam dźwięk telefonu, odebrałam, był do Maciek.
- Halo?
-Masz dzisiaj czas? – zapytał.
- Może popołudniu albo wieczorem. Wcześniej przydałoby się spędzić trochę czasu z nimi.
- Dobra, w takim razie daj znać jak będziesz miała czas i ochotę aby się spotkać.
-Okej, pa.
- Pa  – rozłączył się. Poszłam na śniadanie, które było w trakcie robienia przez moją mamę. Zjadłam, pogadaliśmy, poszliśmy na miasto. Zwykły nudny dzień. Popołudniu wróciliśmy do pokoi. Na dzisiaj nie mieliśmy już żadnych planów więc chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Madzi. Opowiedziałyśmy sobie co tam u nas… ja pominęłam końcowy element poprzedniego dnia. Stęskniłam się już za nią. Po zakończeniu rozmowy zadzwoniłam do Maćka.
-Masz czas? – spytałam.
-Dla ciebie zawsze. Mogę być u ciebie za dziesięć minut.
- Dobra, będę czekać.
Po około ośmiu minutach zeszłam przed dom. Byłam ciekawa czy się spóźni. Nie spóźnił się, widziałam go już idącego w moim kierunku więc ruszyłam w jego stronę. Spotkaliśmy się w połowie drogi i przytuliliśmy na powitanie. Żadne z nas nie chciało chyba wracać do poprzedniego dnia więc zaczęliśmy jakiś inny, łatwy i wesoły temat. Tak właśnie mijały mi kolejne dni… na spacerach i rozmowach z Maćkiem, na rozmawianiu z nim przez telefon i pisaniu wiadomości, na chodzeniu po górach z mamą i ojczymem oraz na rozmowach z przyjaciółkami. Wczasy były jak najbardziej udane, jednak to jeszcze nie był koniec wrażeń. W przeddzień mojego wyjazdu Maciek przygotował dla mnie małą – wielką niespodziankę. 
__________________________________
Tak więc jestem z nowym rozdziałem! :D Mam nadzieję, że Wam się podoba, bo ja jestem z niego nawet zadowolona :) Dodaję go tutaj nie bez problemów ponieważ mój kochany komputer usunął mi plik -.- Jednak udało mi się go odzyskać ;) 
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednimi rozdziałami i jak zwykle zachęcam do ich pisania ponieważ one naprawdę mnie motywują! :) 
Wszystkim maturzystom życzę powodzenia! Dacie radę! :D
Teraz mogę napisać już tylko jedno: Do następnego kochani! 
Buziaki 

9 komentarzy:

  1. Wiesz, jak mi strachu napędziłaś? Ja tu prawie na zawał nie zeszłam, już prawie płakać zaczęłam. Ale tu takie szczęśliwe zakończenie.
    Dobrze, że Maciek jest zdrowy, nie mogłabym sobie wyobrazić, jeżeli byłoby z nim coś złego.
    Pobyt w górach nie długo się kończy, ciekawe jak potoczą się losy bohaterów. Jestem ciekawa.
    Czekam na kolejny i weny życzę, a pztm świetny rozdział!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff... Jak dobrze,że Maciek nie jest chory. Już myślałam,że będzie miał jakąś poważną chorobę.
    Ogólnie na początku myślałam,że Maciek bębędzie chciał wyznać jej miłość albo coś ale znają się za krótko na takie coś.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i życzę dużo weny.
    Pozdrawiam i przepraszam za mało treściwy komentarz. ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się ^^
    Rozdział bardzo sympatyczny. Jejku, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że z Maćkiem w porządku, bo moje serce było bliskie zawału... Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy ^^ Ja już tutaj scenariusze, jakaś poważna choroba... ;) "Mała – wielka niespodzianka"? Jestem bardzo ciekawa, co takiego...
    Dużo weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko nawet nie wiesz jaki miałam zawał kiedy pomyślałam, że Maciek może być chory. Chwalmy pana, że do głowy nie wpadł ci żaden pomysł żeby jednak Kot był chory. Wtedy bym cię znalazła i wytłumaczyła to i owo XD
    Ogólnie rozdział świetny, dużo się dzieje :) Kurde co Maciek będzie chciał jej dać? Muszę to wiedzieć XD
    Ofkors czekam na następny!
    Buziaki x

    OdpowiedzUsuń
  5. O rajuniu...
    Dziewczyno, Ty jesteś niesamowita!
    Zbudowałaś takie napięcie, że do tego czasu mam ciarki na plecach. Jakie to jest wspaniałe! Tyle emocji, tak wiele uczuć, które towarzyszyły mi podczas czytania zdarzają się naprawdę mało kiedy! ;*
    Dobrze, że nie wplątałaś Kota w żadną chorobę. To znacznie by wszystko pokomplikowało, a czegoś takiego nie życzy się nawet największemu wrogowi. ;/
    I co to za niespodzianka, no?! Muszę wiedzieć! ;D
    Pisz szybciutko następny. Buuuziole. ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak rozumiem, zawału miałam dostać... nie jestem jakąś wielką fanką Kotka, ale źle bym dla niego nie chciała pod żadnym pozorem... niech sobie żyje w spokoju, jak najlepiej i najszczęśliwiej!
    Wszystko co dobre, się kończy, więc i wypoczynek czas zakończyć. A co to za niespodzianka? Ciekawa jestem, co też Kocisko mogło wymyślić... (przepraszam za określenie, ale nie umiem chyba o nim inaczej... :D ale to pozytywnie, oczywiście!). Złośliwa jestem tylko dla Jacobsena.
    Zostaję dlatego, bo podoba mi się jak piszesz, o!
    Pozdrawiam, Lilka :)
    niedorosla-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniałe opowiadanie! <3

    Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej! ;) Wpadłam na twój blog po komentarzach u kogoś tam, więc postanowiłam nadrobić rozdziały;) Muszę ci powiedzieć, że bardzo mi się spodobało i przemknęłam przez tekst nadzwyczaj szybko. Nim się zorientowałam był już piąty rozdział i nie miałam, co czytać :< Nie sądziłam, że znajomość Agaty i maćka będzie się rozwijać tak szybko. Widać, że mają ze sobą wiele wspólnego i bardzo dobrze się dogadują, więc w sumie nie powinnam się dziwić, że to wszystko weszło już na stopę przyjacielską. Choć ze strony Maćka jest to już chyba coś więcej. Czy on chciał ją pocałować? Chłopaku nie spiesz się tak! Dobrze, że Agata wtedy uciekła. To chyba dla niej za dużo jak na jeden raz.
    Bardzo byłam ciekawa czego będzie dotyczyć ta ich rozmowa, a gdy się okazało, że Maciek może być chory to lekko mną wstrząsnęło. W trakcie jazdy miałam wrażenie, że to on pociesza Agatę mimo że powinno być na odwrót! A potem ta szybka ucieczka, oparcie o drzewo... Byłam pewna, że jest chory. Ale na szczęście mnie zaskoczyłaś! :D
    Bardzo mi się podobało <3


    Pozdrawiam! ;*
    A jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie;) W spamie zostawiłam reklamę.

    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana musisz mi wybaczyć to spóźnienie! -.- Ale nawet w weekend majowy byłam zawalona robotą. Jestem już i komentuję. ;)
    Wystraszyłaś mnie z tą chorobą Maćka. Kiedy jechali do kliniki nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. A gdy wyszedł z gabinetu? Myślałam, ze diagnoza się potwierdziła. Nie wiem, co bym zrobiła.
    Skoro Maciek chciał, żeby to Agata z nim poszła po odbiór wyników badań, to oznacza, że Agata nie jest mu obojętna. Ufa jej. ;)
    Zastanawiam się, co się wydarzy, kiedy nadejdzie dzień wyjazdu...
    Lecę czytać nowy rozdział. ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń