niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 6

"W zasadzie życie łamie wszystkie reguły i zasady,
 a na dodatek każdemu potrafi dać prezent - niespodziankę... 
I chyba ta nieprzewidywalność jest najpiękniejsza..."

Otworzyłam oczy. Poczułam gorące promienie słońca padające na moją twarz. Był to mój przedostatni poranek tutaj… w Zakopanem… moim ukochanym mieście. Lekko uniosłam głowę i prawą ręką sięgnęłam po telefon. Ostatnio zwykle budziłam się właśnie około dziewiątej. Powinnam wstać ale tak mi się nie chciało. Pragnęłam schować się przed promieniami rażącymi moje oczy pod ciepłą kołderką jednak w tym momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi i głos mojej mamy:
-Wstałaś?
-Mhm – mruknęłam lecz raczej wątpiłam żeby to usłyszała. Podniosłam się z łóżka, podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz tkwiący w zamku. Taki miałam nawyk, zawsze wolałam być zamknięta. Mama weszła do pokoju i powiedziała, że zaraz będzie śniadanie i poszła do ich pokoju. Podeszłam do szafki aby wybrać coś do ubrania. Padło na pierwsze lepsze wygodne ciuchy czyli krótkie dżinsowe spodenki i granatową bluzkę na ramiączkach. Poszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam, włosy zaplotłam w warkocz i lekko jak zwykle pomalowałam oczy. Wyszłam z pokoju, oczywiście dokładnie zamykając drzwi na klucz i poszłam do pokoju mamy i ojczyma. Faktycznie śniadanie było już gotowe. Po posiłku wróciłam do siebie z zamiarem poczytania książki. Przez cały pobyt raczej nie miałam na to czasu a zabrałam ze sobą autobiografię Svena Hannawalda. Najpierw jednak musiałam zadzwonić do Maćka. Chciałam wykorzystać jeszcze ten dzień pobytu aby spędzić go właśnie z nim. Wybrałam jego numer i zadzwoniłam. Nie odebrał. Pewnie jest na treningu, za dwa dni rozpoczyna się Letnie Grand Prix więc wszyscy trenują. Oddzwoni jak skończą… jak zwykle. Nie dane mi jednak było zatracenie się w lekturę gdyż usłyszałam dzwonek mojego telefonu. „Madzia” oho pewnie chciała się dowiedzieć jak bardzo się stęskniłam za moimi drogimi przyjaciółkami. Odebrałam telefon i oprócz jej głosu usłyszałam także głos Ingi. Dziewczyny od razu zaczęły wypytywać co u mnie i jak nastawienie przed powrotem. Ostatnio nie miałyśmy zbyt wiele czasu na rozmowy więc były one dość krótkie. Powiedziałam prawdę, że stęskniłam się za naszymi pogaduchami ale za to w ogóle nie tęsknię za naszym brudnym szaro-burym miastem. One oczywiście zdały mi relację co u nich oraz wręcz rozkazały mi jutro dać im znać o której będę w domu gdyż musimy się spotkać. Porozmawiałyśmy jeszcze o jakichś bzdurach i uznałam, że pora kończyć. Pożegnałyśmy się a ja ze spokojem ponownie zabrałam się za czytanie i ponownie szybko zostało mi ono przerwane. Znów usłyszałam mój dzwoniący telefon „Maciek”. Odebrałam o od razu usłyszałam jego głos:
- No wreszcie! Z kim ty tyle gadasz?
- Z dziewczynami a co?
- Nic, nic, rozumiem, musiałyście poplotkować co? Nie rozumiem ile dziewczyny potrafią rozmawiać o niczym…
- Jak to o niczym? Oczywiście, że plotkowałyśmy o tobie!
- Ha ha ha – usłyszałam w słuchawce. – Dobra, co dzisiaj robisz?
- Liczyłam na twoją inwencję twórczą – powiedziałam ze śmiechem.
- A ja liczyłem na taką odpowiedź – usłyszałam radość w jego głosie.
- W takim razie zamieniam się w słuch.
- O nie! Tak prosto nie będzie. Po prostu bądź gotowa jakoś około szesnastej.
- Nie mam co próbować, prawda? I tak mi nie powiesz co zaplanowałeś?
- Widzisz jak krótkim czasie dobrze mnie poznałaś? – usłyszałam jego śmiech. – Muszę już lecieć bo chłopaki się niecierpliwią, moja krótka przerwa już się skończyła. To pa! Widzimy się o szesnastej, przyjdę po ciebie! – I rozłączył się.
Super… byłam ciekawa co kombinował no ale przecież się nie dowiem. Chwila… powiedział „przyjdę” a nie „przyjadę”. Więc już wiedziałam, że nie wybieramy się nigdzie daleko. Wtedy do pokoju już drugi raz tego dnia przyszła moja mama:
- Idziemy na miasto, to ostatni dzień, trzeba zapamiętać widoki. Idziesz z nami? – zapytała. W sumie do szesnastej jeszcze dużo czasu.
- Jasne!
Szybko się zebrałam i wyszliśmy. Przeszliśmy się, później poszliśmy na pizzę, było po czternastej. Stwierdziłam, że wrócę do pokoju a oni niech korzystają z wolnego i spacerują czy coś tam. Przyszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Sięgnęłam po nadal leżącą tam książkę i wreszcie zatraciłam się w lekturze. Nawet nie wiem kiedy ten czas minął… od tekstu oderwało mnie pukanie do drzwi. Z trudem odciągnęłam się od książki, wstałam i otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Maciek. Byłam w szoku sięgnęłam po telefon i zobaczyłam, że jest dziesięć po czwartej. Ups…
- Czekałem, czekałem i się nie doczekałem. Można wiedzieć co się stało?
- Emmm, nic takiego, zaczytałam się – odpowiedziałam z przepraszającym uśmiechem. – Wejdź, siadaj czy co tam chcesz, daj mi minutkę w łazience i możemy iść.
Chłopak wszedł do pokoju wygodnie rozłożył się na łóżku i sięgnął po książkę gdy ja poszłam do łazienki.
Po chwili wyszłam i zobaczyłam, jak ten przystojniak leży i czyta. Stanęłam w drzwiach i przyglądałam mu się. Nawet nie zauważył, że wyszłam. Mogłabym tak stać i patrzeć ale przecież wyglądał jakby mu się spieszyło. Chyba pora go uświadomić…
-Ekhm – chrząknęłam na co jego wzrok padł na mnie.
- No no no… ciekawa lektura – powiedział odkładając książkę.
- Gdyby nie była ciekawa to bym jej nie czytała – powiedziałam śmiejąc się.
Wstał, otworzył przede mną drzwi abym wyszła. Zabrałam telefon i wyszłam po czym zamknął pokój na klucz i oddał mi go.
- A teraz mi powiesz gdzie idziemy?
- Jeszcze nie – widziałam jaką radość sprawia mu moja niewiedza.
- A kiedy mi powiesz? – lubiłam niespodzianki ale wolałabym wiedzieć gdzie mnie prowadzi.
- Nie powiem, myślę, że sama się zorientujesz gdy będziemy na miejscu.
- To przynajmniej powiedz czy to jest daleko – prosiłam.
- W sumie… mogłem przyjechać autem - zamyślił się – nie przeszkadza ci gdzieś pół godziny drogi?
- No mogłeś przyjechać autem, ale czym jest to pół godziny miastem z kilkoma godzinami na szlaku – uśmiechnęłam się i spostrzegłam na jego twarzy widoczną ulgę.
- To dobrze.
Rozmawialiśmy jak zwykle o wszystkim. O pogodzie, o ludziach nas mijających, o psach czy o skokach. Zadziwiające było to jak z jednego tematu potrafiliśmy przenieść się na zupełnie inny temat, nie mając pojęcia jak do tego doszło. Co jakiś czas pytałam go czy nie chce jednak powiedzieć mi gdzie idziemy ale za każdym razem kręcił przecząco głową z szerokim uśmiechem. Wreszcie zatrzymaliśmy się przy zwykłym ładnym domku.
- Pamiętasz jak wspominałem ci, że „jeszcze nie mamy wspólnych znajomych, ale przypuszczam że wkrótce będziemy ich mieli”? – powiedział a ja się zamyśliłam. Tak, pamiętałam to… to było zanim poprosił, żebym pojechała z nim do kliniki.
- No pamiętam. I co w związku z tym?
- No i stwierdziłem, że chciałabyś może poznać kilka osób więc zapraszam… - otworzył furtkę i wpuścił mnie abym weszła. Słyszałam jakieś głosy dochodzące zza domu. Wtedy zrozumiałam… byliśmy u niego. Pokierował mnie abym zamiast wchodzić do domu od razu przeszła obok niego, do ogrodu. Czyli miałam poznać jego znajomych… zastanawiało mnie tylko jedno… wiedziałam, że znajomi skoczka to oczywiście nie tylko, ale jednak również skoczkowie. Odpowiedź na myśli kłębiące się w mojej głowie nadeszła szybko, wystarczyło, że doszłam do rogu domu i zobaczyłam co działo się za nim.
Duży drewniany stół, wokół niego krzesła, grill ogrodowy ale co najważniejsze… osoby wokół. Od razu kilkoro z nich rzuciło mi się w oczy Kamil Stoch, Janek Ziobro, Dawid Kubacki, Piotrek Żyła, Klemens Murańka. Były też dziewczyny jednak tą, która rzuciła mi się w oczy jako pierwsza była Ewa, żona Kamila. Stałam i patrzyłam na ten obrazek nie wiedząc, w którą stronę i na kogo mam patrzeć. Wszyscy śmiali się, rozmawiali, nawet nie zauważając naszego przybycia. Poczułam, że stojący za mną Maciek kładzie swoją dłoń na moim ramieniu, pochyla się i mówi mi do ucha….
- Wszyscy się zjechali żeby się trochę „zintegrować” przed LGP. – oho już ja wiedziałam co miał na myśli z tą „integracją”… stała wymówka… „musieliśmy się zintegrować” itp. Dla pewności uniosłam moją prawą rękę i spojrzałam na Maćka. Patrzył na mnie ze zdziwieniem i nie wiedząc o co mi chodzi spytał:
- Co? – jego pytający wzrok przechodził z mojej twarzy na moją podniesioną rękę.
- Oh no uszczypnij mnie! – na te słowa wybuchł śmiechem na co wszyscy spojrzeli na nas. Poczułam, że faktyczni szczypie mnie w opuszczoną już rękę, jednak byłam bardziej skupiona na tych wszystkich twarzach zwróconych w moją stronę. Jedyna osoba, którą tu znałam właśnie zwijała się ze śmiechu… nie do końca wiadomo dlaczego… a wszyscy tu obecni patrzyli na mnie. Poczułam jak się czerwienię. Potrzebowałam pomocy! Skądkolwiek! Potrzebowałam czegoś co odwróciłoby ich uwagę od nas. I wtedy ratunek nadszedł… szkoda tylko, że musiałam tyle na niego czekać.
- Uwaga! Żarcie idzie! – usłyszałam po mojej lewej stronie. Spojrzałam w tamtą stronę jak i wszyscy zgromadzeni i zobaczyłam Kubę wychodzącego z tylnych drzwi domu niosąc tacę z kiełbaskami. – byłoby miło gdyby ktoś pomógł, jest tego trochę do przyniesienia z kuchni. Chciałam jak najszybciej się schować więc uznałam to za idealną okazję.
- To może ja pomogę… - wydusiłam i zniknęłam w drzwiach, z których przed chwilą wyszedł brat Maćka. Usłyszałam, że na zewnątrz ludzie znowu zaczęli rozmawiać więc trochę się uspokoiłam. Zobaczyłam faktycznie masę jedzenia, miski z sałatkami, kolejne kiełbaski, przyprawy i sama nie wiem co jeszcze. Wszystko było przygotowane do wynoszenia. Już chciałam chwycić pierwszą lepszą rzecz, gdy poczułam na moim przedramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Ewy. Uff całe szczęście, że to ona a nie któryś z panów.
- Hej, Ewa – powiedziała wyciągając do mnie rękę.
- Agata – uścisnęłam ją.
- Przepraszam za nich, za nas, nasze zachowanie mogło cię trochę skrępować ale to był dla nas mały szok. – uśmiechnęła się przepraszająco, na co na mojej twarzy również pojawił się uśmiech.
- Przepraszam ale co było takim szokiem bo chyba nie całkiem rozumiem?
- No ty. W sensie, że przyszłaś z Kotem. Już dawno nie widzieliśmy go z żadną dziewczyną, oj dłuuugo. – nie chciałam wnikać w ten temat więc postanowiłam szybko zmienić temat…
- Trzeba się zabierać za wynoszenie tego, wszyscy na pewno są głodni – powiedziałam szybko łapiąc jedną z misek.
- Tak, masz rację.
Wyszłyśmy na zewnątrz i położyłyśmy jedzenie na stole. Wtedy Ewa zaczęła mnie przedstawiać poszczególnym osobom. Nagle pojawił się przy nas Maciek i zwrócił się do Ewy
- Ja to dokończę… - i to on zaczął po kolei przedstawiać mi pozostałych. Dziewczyny, które widziałam wcześniej były to parterki skoczków, między innymi Agnieszka – żona Klimka. Teraz, za drugim podejściem wszyscy zareagowali dużo lepiej. Od razu znaleźliśmy wspólny język choć nadal byłam trochę zestresowana żeby nie palnąć jakiejś gafy co było w moim stylu. Widząc to Maciek i Ewa zmieniali się przy mnie. Zawsze, któreś z nich było w pobliżu wprowadzając mnie do rozmowy. Byłam im za to wdzięczna. Wszyscy umieraliśmy ze śmiechu gdy Kuba i Janek nie potrafili okiełznać grilla. Obydwaj skakali dookoła niego, nie potrafiąc sprawić żeby wszystko działało jak należy. Ostatecznie przegrali bitwę z ogniem co Janek skwitował zdaniem „Wygrałeś bitwę ale nie wojnę!”. Z dziewczynami spokojnie zaspokoiłyśmy się sałatkami jednak panowie nie chcieli odpuścić kiełbasek.
- Ognisko! Ognisko wyjdzie nam lepiej – wymyślił Piotrek.
- Tak! Ja się tym zajmę! – nagle znikąd pojawił się Janek.
- Może lepiej nie? Koty? Ja wam pomogę przy tym ognisku – powiedział Kamil do Maćka i Kuby.
Panowie jakoś tak bardzo się rozweselili a przy tym co jakiś czas znikali dwójkami czy trójkami. Dziewczyny wiedziały gdzie, jednak wolały udawać, że niczego się nie domyślają. „Niech myślą, że są tacy sprytni” mówiła Agnieszka.
Janek nieco się zasmucił, gdyż nie mógł zemścić się na ogniu. Więc gdy bracia wraz z Kamilem rozpalili ognisko, pałeczkę przekazali Jankowi.
- Tylko nie dorzucaj do ognia jak szalony – upomniał go Kamil. Wszyscy zachowywali się jakby był dzieckiem… w sumie był takim dużym dzieckiem.
Płomienie trzaskały, aż miło. Zrobiło się już ciemno, mogłabym tak z nimi siedzieć i wygłupiać się w nieskończoność. W pewnej chwili Kuba wybiegł z domu z gitarą w ręku i krzycząc
-Co to za ognisko bez gitary?
- To ty umiesz grać na gitarze? – spytał zdziwiony Dawid.
- Yyyy no nie, ale mam gitarę… liczyłem na to, że może ktoś z was?
- Wszyscy popatrzyli po sobie i zaczęli kręcić przecząco głowami – no dobra to była, ta chwila, trzeba było się przyznać. Odkąd byłam małą dziewczynką wiedziałam, że będę kiedyś grała na gitarze. Kochałam dźwięk tego instrumentu od zawsze. Kiedyś, wiele lat temu uwielbiałam zasypiać słysząc z sąsiedniego pokoju jak mój tata grał.
- Ja gram – powiedziałam cicho – daj tą gitarę.
- Serio grasz? – powiedział uśmiechnięty i podał mi instrument. Boże, jak ona była rozstrojona… zajęło mi chwilę zanim doprowadziłam ją do stanu używalności. Usiedliśmy przy ognisku, ja grałam a wszyscy śpiewali. Aż przypomniały się harcerskie czasy.
 Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Widząc na wyświetlaczu napis „Mama”  przypomniałam sobie, że przecież nie powiedziałam, że wrócę później a niewątpliwie było już późno. Odebrałam i od razu przeprosiłam mamę. Martwiła się, rozumiem. Powiedziałam, że nic mi nie jest i za niedługo będę się zbierać. Wróciłam do ogniska. Uwielbiałam patrzeć w ogień. Obok mnie przysiadł się Maciek i na moje ramiona zarzucił swoją bluzę. Była taka ciepła, nawet nie wiedziałam, że aż tak było mi zimno.
- Chłodno się zrobiło – powiedział. Kiwnęłam głową. Poczułam jak obejmuje mnie ramieniem a ja wtuliłam się w niego. Siedzieliśmy tak i patrzyliśmy w płomienie.
- Muszę się zbierać – powiedziałam.
- Odwiozę cię – zaoferował się od razu. Spojrzałam na niego ze zwątpieniem.
- To chyba nie najlepszy pomysł. Zauważyłam jak znikaliście co jakiś czas – mimowolnie uśmiechnęłam się.
- O, widziałaś to? To było tylko dla smaku, przecież wiesz, że jutro jedziemy do Wisły a już popołudniu mamy kwalifikacje. Ale ja nic nie piłem żebym mógł cię odwieźć – powiedział z zadowoleniem.
Wstaliśmy i podeszliśmy do wszystkich.
- No to kiedy znowu się widzimy? – spytał Dawid.
- Jak to kiedy? Na Letnim Grand Prix! To już pojutrze! – powiedziałam.
- To na kwalifikacjach cię nie będzie? – spytał Klimek.
- Jutro to dopiero wracam do domu.
- Dobra, ale pojutrze się widzimy! – powiedział Kamil.
Jeszcze raz się pożegnałam po czym poszliśmy do auta. Odwiózł mnie pod dom, oddałam mu bluzę i szybko weszłam do budynku. Poszłam do pokoju mamy, nie spali jeszcze więc powiedziałam, że wróciłam i mogą być spokojni.
-Kto cię przywiózł? – spytał ojczym.
- Maciek Kot – odpowiedziałam bez ogródek.
- Ha ha ha, a serio?
- No przecież mówię.
-Dobra, nie chcesz mówić nie mów, tylko się w nic nie wpakuj… i zjedz coś na kolację – wtrąciła się mama.
- Nie jestem głodna, byłam na ognisku z polskimi skoczkami.
- Tak, a później się obudziłaś…
-Ej! – w sumie trochę się zaniepokoiłam… - to niech mnie ktoś uszczypnie – wyciągnęłam drugi raz tego dnia rękę. Mama mnie uszczypnęła na co się uspokoiłam – nie mamo, to nie sen. Ale teraz idę spać. Dobranoc.
Poszłam do siebie, umyłam się, przebrałam w piżamę napisałam jeszcze krótkiego sms'a do Maćka z podziękowaniami za popołudnie i wieczór. Poszłam spać odkładając na półkę książkę, którą wcześniej Maciek pozostawił na łóżku. Zasnęłam bardzo szybko i nic mi się nie śniło. Rano mama mnie obudziła, mówiąc, żebym wstawała na śniadanie i trzeba się zbierać. Zjadłam i zaczęłam wrzucać ubrania z powrotem do walizki. Znalazłam tam sukienkę, której nawet nie miałam szansy założyć. No cóż. Zaczęliśmy wynosić rzeczy do samochodu. Pakując rzeczy do bagażnika zauważyłam, że przy bramie ktoś stoi. Przyjrzałam się i zobaczyłam, że to Maciek. Podeszłam do niego a pakowanie zostawiłam ojczymowi.
- Myślałaś, że pozwolę ci pojechać tak bez pożegnania?
- Przecież jutro się widzimy – powiedziałam.
- To nie zmienia faktu – zaśmiał się – za chwilę jedziemy ale chciałem ci jeszcze dać to – i wręczył mi dość grubą kopertę. Już chciałam otworzyć ale w tym momencie jego dłoń mnie powstrzymała – nie tutaj! Otwórz to już w drodze.
Byłam ciekawa co jest w środku ale wsadziłam kopertę do torby, którą miałam przewieszoną przez ramię. Poczułam, że bierze mnie w objęcia i przytula abym po chwili już kręciła się z nim w ramionach, tak jak wtedy przed kliniką. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Jeszcze raz się pożegnaliśmy a on odwrócił się i poszedł w stronę centrum.
- Maciek! – krzyknęłam gdy był już z 30 metrów ode mnie – powodzenia w kwalifikacjach! – Zaśmiał się i poszedł.
Wróciłam do auta. Po drodze zauważyłam nieco dziwne miny moich opiekunów.
- Czy to był Maciek Kot? Nasz skoczek narciarski? – spytał ojczym.
- No tak – przytaknęłam.
- Ale co on tu robił?
- Przecież wczoraj wam mówiłam, że byłam z nim! Nie chcieliście mi wierzyć… - i schowałam się we wnętrzu pojazdu. Zamurowało ich. Gdy ruszyliśmy cały czas rozglądałam się i spoglądałam jeszcze na góry. W pewnej chwili przypomniałam sobie o kopercie w mojej torbie. Wyciągnęłam ją i otworzyłam. W środku był plik zdjęć. Były to zdjęcia z wczorajszego popołudnia. Przy niektórych nie dało się powstrzymać śmiechu, na przykład przy zdjęciu Janka i Kuby walczących z grillem. Najbardziej zaskoczyło mnie zdjęcie moje i Maćka przy ognisku. Wyglądaliśmy tam jak zakochana para. Wolałam nie przyglądać się mu zbyt długo. Poczułam wibracje w mojej kieszeni, wyciągnęłam telefon i zobaczyłam wiadomość od Maćka:
Obejrzałaś już? :)
Odpisałam: Tak, zdjęcia świetne! :)
Przyjechaliśmy do domu.
- No teraz trzeba wrócić do normalności – powiedziała mama.
- Ja jeszcze nie. Ja jutro ruszam dalej – powiedziałam z radością.
Mój telefon zaczął dzwonić „Madzia”. Ups, miałam dać im znać jak będę wracać. Odebrałam i przyznałam się, że jestem już w domu. Na co Magda powiedziała, że będzie po mnie za dwadzieścia minut i rozłączyła się. A ja położyłam się na moim łóżku z myślą „wszędzie dobrze ale w domu najlepiej”.
Później poszłam na spacer z Magdą, musiałam jej wszystko dokładnie opowiedzieć. Jednak moją opowieść przerwał mój dzwoniący telefon, spojrzałam na niego i zobaczyłam napis „Patryk”. Oho co to się stało, że mój kochany starszy brat się odzywa…
- Halo?
- Cześć młoda! To o której jutro możemy wpadać do ciebie na imprezę urodzinową? – jego pozytywne nastawienie do wszystkiego zawsze wprawiało mnie w dobry humor.
- Eeeeem… tylko wiesz… ja jutro wyjeżdżam – powiedziałam
- Gdzie? Przecież chyba dzisiaj mieliście wracać, co?
- No tak, ale jutro jadę do Wisły. Na Letnie Grand Prix.
- A kiedy wracasz?
- Trzeciego.
- Dobra, to trzeciego chcesz czy nie, będę.
- Okej, trzymaj się.
- Na razie – i rozłączył się. Często się kłóciliśmy… chociaż nie, kiedyś tak było. Gdzieś tak od roku bardzo rzadko się widywaliśmy, więc nawet nie mieliśmy kiedy się kłócić. Tak czy siak, uważałam go za najlepszego brata na świecie. Zawsze, w co by się nie wpakował, stałam za nim murem, choć często było to ze szkodą dla mnie.
Kontynuowałam więc rozmowę z przyjaciółką gdy mój telefon ponownie zadzwonił. Tym razem był to Maciek. Pytał jak tam droga powrotna i powiedział, że kwalifikacje poszły świetnie. „Już nie mogę się doczekać jutra” – powiedziałam z entuzjazmem. Zakończyliśmy rozmowę i wreszcie mogłyśmy spokojnie poplotkować.

Tego dnia położyłam się spać dość szybko, jednak nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam o następnym dniu. Jutro miało się spełnić moje marzenie! 
__________________________________
Muszę Was przeprosić za dwie rzeczy... 
1. Za to małe opóźnienie, wybaczcie ale to zamieszanie z LGP... ale udało się! Jadę! A wy? :D 
2. Za to że tak długo musicie czekać na Austriaków... mieli pojawić się już w tym rozdziale ale trochę się rozpisałam. W następnym będą już na 100%! :) 
No to teraz tak... 
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba :) Jak dla mnie "może być"... no ale chciałam już coś dodać więc tak wyszło. Czekam na wasze komentarze, ponieważ one naprawdę dużo dają :) 
Do następnego! :) 

10 komentarzy:

  1. Nie wiem od czego zacząć. Bardzo przyjemnie się czytało. :)
    Maciek taki fajny. I to ognisko... Gdy przeczytałam ten fragment z Jankiem i Kubą próbującymi rozpalić grilla... Wyobraziłam to sobie i to był świetny widok.
    Przepraszam za ten komentarz,ale ja tak na szybkiego,ponieważ muszę wziąć się za naukę. ;c
    A no i kupiłaś już bilet na LGP? Strasznie szybko ludzie je powykupowali.(chodzi o miejsca siedzące przy tym schodkach)
    Wczoraj chciałam wykupić tam miejsca ale już nie było. Ale i tak się cieszę,że wgl pojadę. :)
    Pozdrawiam♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamówiłam, muszę jeszcze zrobić przelew :) Ale ja nie na siedzące tylko na B1 :p

      Usuń
  2. Melduję się ♥
    Bardzo miły, przyjemny rozdział. Idealny na niedzielne, szare popołudnie :) Maciek jaki uroczy... Spryciarz z niego :) Gitara, ognisko i takie towarzystwo... Ale szczęściara z Agaty. Chciałabym widzieć zdziwienie w oczach jej rodziców. Ale cóż, czasami trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć :) Jestem ciekawa, co dalej wymyślisz, bo robi się coraz ciekawiej. No i mam nadzieję, że w końcu pojawią się Austriacy ^^
    Co do LGP, bilety kupione, nocleg jest. Ja na szczęście zdążyłam zarezerwować miejsca na A4 ^^ Nic, tylko czekać do lipca i jechać ♥
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz nie jestem spóźniona! ;D Cud nad cudami! :D
    No i ten rozdział... ♥ Majstersztyk. ^^
    Rozbawił mnie Maciek. Powinien był od razu przedstawić Agatę znajomym. Nie dziwię się, że nieco się zmieszała. Ale okazało się, że jednak nie tylko Kot z jego paczki jest fajniutki. Wszyscy okazali się bardzo mili, w co w sumie nie wątpiłam. :)
    Cieszę się, że Maciej tak poważnie traktuje naszą bohaterkę.
    Rozbawił mnie rodzice Agaty. Nie wierzyli, że to Maciek ją podwiózł, a później byli zaskoczeni. W sumie dobrze, przyszedł. Udowodnił rodzicom dziewczyny, że faktycznie się znali, a ponad wykazał się. ;) Fajny pomysł ze zdjęciami. Bardzo fajny. ;)
    Ogólnie podoba mi się postać naszego skoczka w tym opowiadaniu. ♥ Bardzo. ^^
    Czekam na więcej. ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale długi rozdział! Świetny!
    Szczerze mówiąc to jak czytałam o tym grillu tu aż mi ślinka ciekła, zjadłabym takie coś xd Twoje opisy są świetne, czułam jakbym ja też znajdowała się na tym ognisku. Właśnie czekam na Autów czekam i w końcu się doczekam! Dobrze, że będą w następnym rozdziale :D
    Czekam na nexta!
    Buziaki x

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twoje opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku przepraszam z całego serca, że tak późno wpadłam na twojego bloga, ale moja najdroższa siostrzyczka przyjechała ( to był sarkazm :D )
    A wracając do rozdziału. Jest świetny!
    Jak wyobraziłam sobie, reakcje chłopaków i ich dziewczyn, kiedy Agata przyszła z Kotem na tego grilla, to mi się jej szkoda zrobiło. Dobrze, że Ewa wyszła z pomocną ręką i zaczęła ją wszystkim przedstawiać, na zmianę z Kotem.
    Może coś wyjdzie z tej przyjaźni. Kibicuję im :)
    Czekam na kolejny i weny życzę :)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteeeeeeeeeeem już, Kochana! ;*
    Wybacz za spóźnienie, ale musiałam wszystko ogarnąć po przyjeździe i tak to jest. ^^
    Cóż tu dużo mówić? Piękne tutaj wszystko. ♥
    Mam wrażenie, że z rozdziału na rozdział nabierasz coraz to szybszego tempa.♥ Rozpędzasz się niczym lokomotywa, a to świetnie wróży na przyszłość! ;D
    I co jeszcze? Chyba mamy okazję obserwować początki prawdziwej przyjaźni Agaty i Ewy, hę? ;))
    Super, czekam niecierpliwie na nexta! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę fajny blog!
    Czyta się bardzo fajnie, ale to chyba zasługa takiej fajnej historii. Jest Maciek, więc i ja być musiałam! I nie żałuję tego wcale.
    Kot jest taki kochany, zresztą jak reszta ekipy. Jeszcze to pożegnanie i zdjęcia - jak ja Agacie zazdroszczę! Na szczęście sama za 2 tyg. zobacze go na własne oczy, takie pocieszenie :")
    Bilety mam już i z niecierpliwością odliczam do indywidualnego! Czuję, że będzie to mój niezapomniany wyjazd do Wisły :D
    Jakbyś mogła w miarę możliwości informować mnie o rozdziałach w zakładce SPAM na którymś z tych dwóch blogów to byłabym wdzięczna. I oczywiście zapraszam do siebie!
    Dużo weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. To ja cię przepraszam! Nie rozumiem jak mogłam przegapić tego bloga?! Przecież komentowałam poprzedni wpis, a ten... nie rozumiem. Ale mniejsza o to, przechodzę do rozdziału.
    Oczywiście: świetny. Normalnie Kocisko u ciebie jest takie... ludzkie. Pewnie wspominałam,że sympatią to ja go nie darzę, ale cóż. Innych lubię, więc nadrabiam.
    Zazdroszczę jej. Sama chciałabym być na takim ognisku. A zdjęcia... ech, marzenia. Ale no cóż.
    Niedowierzanie rodziców Agaty mnie nieziemsko rozbawiło. Czyzby myśleli że ich córka posiada zbyt wybujałą fantazję?
    Pozdrawiam i już szybko przechodzę do kolejnego.
    Jak mogłam pominąć?!

    OdpowiedzUsuń