poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 12

"Żyjemy przecież tak cicho, a nasze największe katastrofy,
 wydarzają się tak głęboko w nas,
 że na naszej powierzchni pojawiają się tylko odległe fale"


Siedziałam przed laptopem jak to ostatnio często miałam w zwyczaju i rozmawiałam z Austriakiem.
- Przepraszam, wiem… mówiłem, że jak skończy się sezon letni będziemy mieli dla siebie więcej czasu… ale sama widzisz jak jest, sam nie mam na nic czasu.
- Przecież nie masz za co przepraszać! – powiedziałam stanowczo – Ani się waż cokolwiek przeze mnie zaniedbywać.
- Kiedy to właśnie ciebie zaniedbuję – widziałam na jego twarzy bezradność. Wiedziałam, że nie mogę pokazać mu, jak bardzo chciałabym mieć go tutaj, przy mnie. Wiedziałam, że on musi być tam a ja tu. Należeliśmy do dwóch różnych światów, które jak widać bardzo trudno było połączyć.
- Mną się nie przejmuj – delikatnie się uśmiechnęłam – są ważniejsze rzeczy.
- Nie mów tak. Obiecuję, że przyjadę do ciebie za tydzień. Tym razem już na sto procent. Będziemy mieli dla siebie cały weekend – uśmiechnął się szerzej ale widziałam w jego oczach niepewność. W końcu to samo mówił tydzień temu.
- Będę czekać. Tylko wiesz, gdyby coś ci wypadło nie próbuj nawet tego przekładać ze względu na mnie!
- Hej, czy ty w ogóle chcesz żebym przyjechał?
- Nie zadawaj głupich pytań. Oczywiście, że chcę. Nie mogę się doczekać aż znowu się zobaczymy ale nie chcę żebyś tracił coś ważnego.
- Jak tak dalej pójdzie to właśnie stracę coś, a raczej kogoś ważnego. Ciebie. – poczułam ciepło w klatce piersiowej. Miłe ciepło, które rozlewało się po moim wnętrzu. Nic nie powiedziałam tylko uśmiechnęłam się do niego, po czym od odwzajemnił gest.

***

Siedziałam na ławce wtulona w Stefana. Do naszych uszu dobiegał szum wody z pobliskiej fontanny. Choć był październik ciepłe promienie słońca padały na nasze twarze. Nic nie mówiliśmy, po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Nagle o czymś sobie przypomniałam. Szybko się zerwałam i z szerokim uśmiechem pociągnęłam Austriaka za rękę dając mu znak aby zrobił to samo. Po jego twarzy było widać niezłe zdziwienie jednak posłusznie wstał.
- Co jest? Coś się stało?
- Chodź! Przypomniałam sobie, że słyszałam w radiu ogłoszenie i jeżeli się nie mylę to miało być dzisiaj…
- Jakie ogłoszenie? O czym ty mówisz? – pytał śmiejąc się ze mnie.
- Nie gadaj tylko chodź – i pociągnęłam go w kierunku galerii handlowej.
Gdy byliśmy już w środku zdziwiona mina Stefana zmieniła się na jeszcze bardziej zdezorientowaną.
- Zabrałaś mnie na zakupy? – zaczęłam się z niego śmiać.
- Ohh, nie, nie musisz się martwić. Musimy się dostać na ostatnie piętro!
Gdy wjechaliśmy na samą górę, zobaczyłam to na co liczyłam. Czyli jednak nie pomyliłam dat. Przed nami rozpościerała się ściana z nagłówkiem „ŚCIANA MARZEŃ”. Była ona zapełniona różnokolorowymi napisami. Od razu podeszli do nas organizatorzy i wręczyli nam markery. Podeszliśmy ze Stefanem i zaczęliśmy szukać dogodnych miejsc na nasze marzenia. Widziałam, że chłopak bez zastanowienia zaczął coś skrobać jakieś trzy metry ode mnie, więc także zabrałam się do pracy. Znalazłam trochę wolnego miejsca i spojrzawszy na niego raz jeszcze, napisałam:
„Niech on mnie pokocha”
Wychodząc z centrum handlowego zapytał:
- Co napisałaś? – widać było, że był wyraźnie zainteresowany.
- Może kiedyś ci powiem – uśmiechnęłam się – A ty?
- Może kiedyś ci powiem – na co oboje zaczęliśmy się śmiać.
Popołudnie minęło nam na spacerowaniu, rozmowach, wygłupach i zwierzeniach. Oboje wiedzieliśmy, że możemy sobie powiedzieć wszystko. Tak bardzo nie chciałam, żeby wyjeżdżał ale nie mówiłam tego głośno. Tam było jego życie, które sprawiało, że był szczęśliwy. Tutaj byłam tylko ja. Zachowywaliśmy się jak każda inna para przechodząca obok nas. Jednak taką nie byliśmy. Pochłanialiśmy się wzrokiem jak i dotykiem ponieważ wiedzieliśmy, że jutro znów będziemy musieli się pożegnać. Staraliśmy się zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Wiedziałam, że w najbliższym czasie nie będę miała okazji żeby posmakować jego gorących ust, wtulić się w silne ramiona czy spojrzeć głęboko w te brązowe tęczówki. Każda błahostka podczas czasu spędzanego z nim, miała dla mnie szczególne znaczenie. Czułam, że z jego perspektywy było tak samo. Czułam, że wreszcie jestem dla kogoś ważna. Wyjątkowo ważna. Co z tego, że nie miałam pojęcia, jak to wszystko miałoby dalej wyglądać? Cieszyłam się chwilą. Starałam się nie martwić o nic. Czyli robiłam właśnie to czego tak pragnęłam. Nie żyłam ani przeszłością, ani przyszłością. Żyłam teraźniejszością. Chciałam ten czas przeżyć na całego.
Następnego dnia spotkaliśmy się rano, mieliśmy dla siebie jeszcze kilka godzin przed jego wyjazdem. Gdy zobaczyłam jego twarz od razu wiedziałam, że coś szykuje.
- Ufasz mi?
- Teoretycznie – odpowiedziałam wahając się. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.
- Lubisz niespodzianki prawda? – dopytywał dalej.
- Lubię – lekki uśmiech wkradł się na moją twarz.
- No to nie masz wyjścia, musisz mi zaufać. – wyciągnął z kieszeni jakiś szalik i przewiązał mi nim oczy.
- Chcę tylko zauważyć, że nie jesteś na swoim terenie. Przecież ty nie masz pojęcia gdzie co jest.
- Spokojnie znam drogę. Poza tym nie musimy iść daleko.
Poddałam mu się więc i pozwoliłam się poprowadzić. Faktycznie nie szliśmy długo, a on był wyjątkowo dobrym nawigatorem. Cały czas trzymał mnie za ramiona i dodatkowo mówił czy mam wyżej podnieść nogę, skręcić lub przyspieszyć. Z perspektywy przechodniów to musiało wyglądać uroczo a mnie samej chciało się śmiać. Po chwili dźwięk naszych kroków niosący się echem pozwolił mi zorientować się, że jesteśmy w jakimś budynku. Zaczęliśmy wchodzić po schodach. Wielu schodach. Niekończących się dla mnie schodach. W moich myślach kłębiło się tylko jedno pytanie: ile pięter ma ten budynek i dlaczego nie ma windy? Wreszcie dotarliśmy do celu. Ku mojej uciesze. Znowu poczułam jak do moich nozdrzy wdziera się świeże powietrze oraz wiejący wiatr. Poczułam również, że Stefan zaczął rozwiązywać szalik zakrywający moje oczy. Nagle ciemność ustąpiła miejsca jasności, która poraziła moje oczy. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy było miasto. Miasto z góry. Widziałam dachy budynków i ulice. Widziałam słońce nad linią horyzontu. Zawsze kochałam wysokość więc trafił w dziesiątkę. Ujrzałam także koc i leżącą na nim reklamówkę z Kauflanda, na której widok zachciało mi się śmiać i bardzo trudno było mi to ukryć.
- Tak wiem, powinien być kosz piknikowy zamiast tej reklamówki ale jakoś akurat go przy sobie nie mam – stwierdził Austriak, na co ja tylko odwróciłam się do niego i połączyłam nasze usta w pocałunku. Chłopak objął mnie mocno a ja owinęłam moje ramiona wokół jego szyi. Po chwili oderwaliśmy się od siebie a on poprowadził mnie na krawędź budynku. Jeden krok więcej oznaczałby dla nas śmierć. Mocniejszy, niespodziewany podmuch wiatru wystarczyłby, żeby stracić równowagę i spaść w otchłań. Lubiłam ten typ adrenaliny.
- Może jednak odejdźmy od tej krawędzi, bo ktoś jeszcze spojrzy w górę i pomyśli, że widzi samobójców – powiedziałam ze śmiechem.
Usiedliśmy więc na przygotowanym przez niego kocu i zaczęliśmy rozmawiać o jakimś filmie, który ostatnio widział. Cieszyliśmy się po prostu swoją obecnością i tym, że możemy ze sobą porozmawiać o czymś tak błahym. Zajadaliśmy także smakołyki, które przygotował jako prowiant. Nie mogłam napatrzeć się na widok. Jakim cudem znalazł to miejsce?
Leżeliśmy na kocu i patrzyliśmy w niebo. Moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Obejmował mnie ramionami a ja lewą ręką mogłam kreślić jakieś wzorki na jego bluzie. Doskonale czułam jak miarowo unosi się i opada jego klatka piersiowa i dostosowałam się do rytmu jego oddechów. Było mi dobrze, wręcz bardzo dobrze.
- O czym myślisz? – zapytałam.
- O… - zawahał się – o tym jakby to wyglądało gdybyśmy mieszkali blisko siebie i mogli widywać się codziennie.
- Wtedy pewnie przeszłoby to do codzienności i nie byłoby tak znaczące. Spotkania nie miały by w sobie tej magii… nie musiałabym zapamiętywać najmniejszego uśmiechu, grymasu czy tonu głosu, bo miałabym to na co dzień.
- Chcesz powiedzieć, że wolisz tak jak jest?
- Nie, tego nie powiedziałam. Twierdzę tylko, że byłoby… inaczej.
- To na pewno.
Wstałam i zaczęłam przechadzać się po dachu, żeby dowiedzieć się, na jakim budynku właściwie jesteśmy. Gdy w pewnej chwili odwróciłam się w kierunku Stefana wydawało mi się, że chowa do mojej torebki telefon. Zdziwiłam się.
- Chowałeś mój telefon?
- Sprawdzałem godzinę.
- A nie masz swojego?
- Fakt. Przepraszam – lekko zirytowana sięgnęłam do torebki. Wyciągnęłam telefon. Miałam dziwne przeczucie, że chłopak coś przede mną ukrywa. Odblokowałam więc urządzenie i weszłam w rejestr połączeń. Nie pomyliłam się. Minutę temu dzwonił do mnie nie kto inny jak Maciek. Uniosłam brew i spojrzałam na Austriaka.
- Sprawdzałeś godzinę? To która jest?
- Ehmm…
- Czemu mi nie powiedziałeś, że dzwonił?
- Nie chciałem, żeby nam przeszkadzał.
- To mój przyjaciel, może coś się stało… – nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha odchodząc kilkanaście metrów.
Na szczęście nie stało się nic złego więc poprosiłam chłopaka aby zadzwonił popołudniu a ja wróciłam do czekającego na mnie na kocu Stefana.
- Nigdy więcej tego nie rób – powiedziałam od razu.
- Okej… przepraszam…
- Co ty do niego tak właściwie masz?
- Wkurza mnie. A ja jego…
- A może chociaż spróbowalibyście się dogadać?
- Co masz na myśli?
- Jakiś wspólny wypad? Trochę Polaków trochę Austriaków… jakiś weekend?
- W sumie… weekend przed Zakopanem jest wolny.
- Lepszy styczeń niż w ogóle… A w sumie… jak już mówimy o styczniu… - nie wiedziałam jak mam się do tego zabrać – właśnie, w piątek tydzień przed Zakopanem mam studniówkę i… - zaśmiał się.
- Iiii… ? – chwila ciszy - I z przyjemnością z Tobą pójdę – cieszyło mnie to, że w sumie nie musiałam pytać. Rzuciłam mu się na szyję, nie wiedząc jeszcze jak wielkim niewypałem będzie ten styczniowy wieczór… - czyli w piątek bawimy się na Twoim balu a od soboty ja próbuję zaprzyjaźnić się z twoim Maćkiem.
Nie pozwoliłam mu wyjechać do momentu, aż nie popsikał ponownie mojego misia swoimi perfumami. A gdy nadszedł już czas pożegnania on, nie chciał pozwolić mi się uwolnić z jego żelaznego uścisku. Ja też nie miałam najmniejszej ochoty się z niego uwalniać. Oboje wiedzieliśmy, że musi jechać a ta chwila nie może trwać wiecznie. Jeszcze raz głęboko się pocałowaliśmy po czym spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy a on pocałował mnie w czoło, odwrócił się i wszedł do auta.

***

Wtedy stałam z nim oko w oko po raz ostatni. Mijały dni a tygodnie zmieniły się miesiące. Treningi i zawody pochłonęły Austriaka w stu procentach. W końcu zaczął się Puchar Świata. Mnie zaś pochłonęła nauka, która wylewała mi się już uszami. Potrzebowałam odpoczynku. Ostatnio moim jedynym dniem wytchnienia był ten kiedy Maciek postanowił mnie odwiedzić i dziękuję mu za to z całego serca. Mogłam się wreszcie rozerwać u boku przyjaciela. Powiedziałam mu wtedy o planowanym wypadzie polsko-austriackim. Zgodził się ale tylko pod warunkiem, że mamy te kilka dni spędzić w Zakopanem.
- Człowieku co to dla ciebie za wypad? Przypominam, że mieszkasz w Zakopanem – zaczęłam.
- Nie spojrzałem na to z tej strony – po czym zaczął się śmiać – no ale w takim razie gdzieś w pobliżu. Wynajmiemy domek?
- Może być.
- A właściwie kto tam ma być?
- Na pewno ja, ty i Stefan. Wspominał coś o Gregorze i Michaelu. A z naszej strony myślałam o Kubie, Kamilu i Ewie. Ale nie rozmawiałam z nimi jeszcze.
- No, w takim razie, może nie będzie najgorzej – uśmiechnął się.
- Oczywiście, że nie. I może wreszcie jakoś dogadasz się ze Stefanem? – zaczęłam cicho.
- Na to bym nie liczył – nie spoważniał tylko nadal się uśmiechał. W sumie myślałam, że zareaguje gorzej. Po nim nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Nigdy nie poznałam tak nieobliczalnego człowieka jak Maciek ale jednocześnie przyjaznego i opiekuńczego. Trudno było go rozgryźć. Chyba tylko jedna osoba w miarę rozumiała co mu siedzi w głowie a mianowicie mam na myśli Kubę.

Jeżeli zaś chodzi o Stefana, podczas naszych rozmów przez Internet był wiecznie uśmiechnięty i w dobrym humorze. Takiego samego widziałam go na moim telewizorze podczas konkursów. Ale nagle coś zaczęło się zmieniać. Podczas konkursów nie było już tej wiecznie uśmiechniętej twarzyczki a podczas naszych rozmów udawał. Wiedziałam to. Pytałam a on stale utrzymywał, że nic się nie stało ale to nie zmieniało faktu, że wiedziałam swoje. Ta zmiana pojawiła się jakoś w święta. Zastanawiałam się czy może nie stresuje się Turniejem Czterech Skoczni, może bał się, że zawiedzie po ostatnim zwycięstwie. Gdy go o to spytałam odpowiedział „Nie, to nie to.” Ha! Czyli jednak coś. Nie wiedziałam jak mam się dowiedzieć o co chodzi. Jeżeli chciał zakończyć naszą znajomość – bo i takie pomysły przychodziły mi do głowy – mógł powiedzieć. Zrozumiałabym. Może nie chciał przyjechać na tą studniówkę albo coś mu się nie podobało z tym wyjazdem… ale wtedy też chyba powiedziałby, że o to chodzi. W styczniu wiedziałam już, że nie chodziło o TCS bo go wygrał! Drugi raz z rzędu! Wtedy zobaczyłam na jego twarzy pierwszy raz od dawna szczerą, prawdziwą radość. Ale euforia nie trwała długo. Choć ten uparty człowiek nadal utrzymywał, że wszystko jest w porządku i nawet próbował udawać, że cieszy się na przyjazd do Polski. Próbował bo mu to nie wychodziło, a byłam już tego pewna w przeddzień jego przyjazdu czyli mojego balu maturalnego. 
___________________________________
PRZEPRASZAM! Nie wiem jak mam Was przepraszać za to ponad tygodniowe spóźnienie... na moją nieobecność złożyło się kilka rzeczy ale nie będę się tutaj rozpisywać... Co tu dużo mówić, oddaję dzisiaj w Wasze ręce to co nie wiem czy można nazwać "rozdziałem" pisałam go, żeby tylko coś się wreszcie pojawiło. Obiecuję, że następny będzie już bardziej treściwy :) 
Nie pozostaje mi napisać, że zachęcam do komentowania i do następnego :)
Pozdrawiam! 

6 komentarzy:

  1. Na początku z całego serduszka chciałabym cię mocno przeprosić , że nie komentowalam wcześniejszych rozdziałów, ale to nie znaczy, że ich nie czytałam . Z wielką chęcią czytałam i będę czytać twoje opowiadanie. Nic sie do tej pory nie zmieniło i jeszcze raz przepraszam, że moglaś się poczuć przez to źle. W cale do tego nie dazylam. Po prostu w moim życiu się wiele wydarzyło i nie miałam czasu. dopiero teraz nadrabiam zaleglosci w komentowaniu. No ale przejdźmy już do rozdziału .
    Ojojoj zmartwilaś mnie tym zachowaniem Stefana. Na początku było pięknie, słodko a tu jakieś zwątpienie, później zazdrość o Kota?! Ale niech zrozumie, że jej przyjaciel . Jestem ciekawa co za tym wszystkim stoi. Może nie co, a kto. Ta reklamówka z kauflanda przebiła wszystko XD
    Ściana marzeń . Ja już tam wiem, co on tam napisał .
    Czekam na kolejny rozdział i weny życzę .
    Pozdrawiam i życzę udanych wakacji :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :)
    Kochana, nic się nie stało i nie masz za co przepraszać. Spóźnienie ludzka rzecz, każdemu może się przytrafić. A rozdział bardzo fajny :) Aż miło się patrzy na Stefana i Agatę. Widać, że czują do siebie coś zdecydowanie więcej, ale może jeszcze oboje nie zdążyli tego zauważyć? Martwi mnie tylko ta zazdrość Kraftiego o Kota. Przecież to tylko jej przyjaciel, powinien zrozumieć. Kto wie, może obaj kiedyś też się jakoś zaprzyjaźnią? :) Reklamówka wygrała dzisiejszy rozdział! Musiałabyś widzieć mój szeroki uśmiech na twarzy :D Ściana marzeń... Ciekawa rzecz. I założę się, że Stefcio napisał dokładnie to samo :)
    Udanego wakacyjnego odpoczynku! :)
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Przybywam i ja!
    Spóźnienia się wybacza, bo wiadomo, każdemu się może zdarzyć. Na przykład mi się zdarzają za często, ale... Albo nie, nie zagłębiajmy się w szczegóły :P
    Reklamówka z Kauflanda- śmiechłam XD A Stefan i Agata, to oni w końcu są razem czy nie? Bo się pogubiłam troszeczkę XD Bo zachowują się jak para w sumie. No nie wiem, nie wiem. Ale czuję, że zbliża się coś, co zrujnuje szczęście "Sagaty" (zapewne związek z tym ma dziwne zachowanie Stefana). I nie wiedziałam, że Kraft to taki zazdrośnik. Niech lepiej przestanie, bo to nikomu nie wyjdzie na dobre. Może ten wyjazd zmieni ich nastawienie do siebie i polepszy ich relacje? Kto wie. Ale czuję, że to będzie przełomowy moment...
    Czekam na kolejny!
    Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny! ❤
    Ta niespodzianka Stefana była urocza. I nawet ta reklamówka. Tylko nie powinien grzebać Agacie w torebce i w telefonie. Powinien uszanować jej przyjaźń z Maćkiem .
    Czekam na kolejny i weny życzę oraz udanych wakacji.
    Pozdrawiam i przepraszam za niezbyt treściwy komentarz.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, proszę, wybacz mi spóźnienie... ;/
    Niby wakacje, a ja i tak czasu nie mam. -.- O ironio... ;/
    Przepraszam. :( ;**
    Co do tego cudeńka, które znajduje się powyżej...
    Świetny rozdział, Kochana! Nie mogłam się niemal oderwać.
    Źrenice mi się niemal powiększyły, kiedy czytałam o Stefciu. ♥
    Ależ to kochany, rozkoszny płomyczek. ♥ Jego gesty były po prostu tak urocze, że szczerzyłam się jak głupia do ekranu xd :D
    Tylko zaniepokoiło mnie to, co działo się na końcu.
    Zwątpienie, zazdrość- podłe uczucia... ;/ Mam nadzieję, że nie da się temu stłamsić i będzie nadal taki, jaki jest. Bo jest wspaniały. ♥
    Świetny rozdział! ;*

    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem już, jestem!
    Przepraszam za opóźnienie! :*
    Co do rozdziału.
    Fantastyczny! Bardzo mi się podoba!
    Ta ŚCIANA MARZEŃ... ❤ Genialny pomysł. ❤ Ciekawe co tam naskrobali...
    Stefan jest mega uroczy. Ten pomysł z piknikiem... ❤❤
    Przyznam szczerze, że troszkę wkurzył mnie swoim zachowaniem. Nie powinien zaglądać w telefon Agaty bez jej zgody. Nie powinien jej kontrolować. Nasza bohaterka przyjęła to bardzo spokojnie, ale myślę, że należałby mu się niezły opieprz.
    A co do pomysłu integracji naszych chłopców, to jestem bardzo ciekawa jak to się skończy. ^^ Może jakaś rozróba? :P
    A studniówka? Hmmm... ❤
    Czekam na kolejny! ❤
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń